sobota, 21 listopada 2015

2. "Tu odnajdziesz swoje miejsce"

Rozdział 2

"Tu odnajdziesz swoje miejsce"



Przez następne dwa dni nie pojawiłem się w szkole. Bałem się, że go tam spotkam. Dlaczego? Miał mój telefon. A to, co było w środku mógł użyć przeciwko mnie. Moje obawy się ziściły już pierwszego dnia po powrocie. Wiele osób szeptało widząc mnie, co szczególnie mnie tym razem irytowało. Byłem świadomy tego, że to były tym razem negatywne plotki. Siedziałem w swojej ławce w której już był David.
- Ej... Coś ty durniu wypisywał? - Spytał cicho i delikatnie zmarszczył brwi. Świetnie. Czyli jednak Hadson nie jest takim idiotą i umie zniszczyć człowieka.
- Zgubiłem telefon. Wytłumaczysz mi o co chodzi? - Spytałem prosząco. Nie miałem zamiaru mówić komukolwiek o ostatnim moim spotkaniu z tym ćpunem. Wyjąłem książki z torby, które były nam potrzebne na lekcji.
- Wiele osób mnie wypytywało czy żartujesz. Travis się wkurwił, gdy dostał od ciebie sms'a "Jesteś nikim". Mnie za to spytałeś czy znam dobrego sponsora... Człowieku nie mam pojęcia co wypisałeś do reszty szkoły. - Powiedział i głęboko odetchnął. - Ale cieszę się, że to tylko jakieś żarty.
Gdy rozpoczęła się lekcja nie mogłem zebrać myśli i skupić się na tym co mówi nauczycielka. Po spędzeniu kilku godzin w szkole zebrałem swoje rzeczy i pożegnałem się z Davidem. Gdy już miałem wyjść ze szkoły usłyszałem swoje imię. Zerknąłem na rudzielca z sąsiedniej klasy.
- No, no. Patrzcie jak się spieszy. Pewnie do swojego sponsora. Haha, ciota! - Skrzywiłem się tylko i ruszyłem do domu. Nie miałem zielonego pojęcia co on wypisywał do uczniów ale musiałem to wszystko wysłuchiwać.

Przez następne dni było tak samo. Wiele osób odwróciło się ode mnie, zacząłem tracić na swojej reputacji. Cokolwiek o mnie pisał, to nie mogło być miłe. Wiernie czekałem w szkole na przyjście Josha, aby móc mu nawtykać. Chciałem powiedzieć mu co o tym myślę i odebrać swój telefon. Obecnie nosiłem swój drugi, ale chciałem w końcu zakończyć ten durny spór. Gdy przez tydzień nie dał znaku życia w szkole postanowiłem przejść się do schronu. Wściekłem się.
Byłem tak podjudzony, że nie zauważyłem, gdy zacząłem do niego biec. Po 15 minutowym biegu zdyszany kucnąłem nad schronem i otworzyłem go. Nie czekając na zaproszenie wskoczyłem do środka. To co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Wmurowało mnie. Otworzyłem oczy szerzej i uchyliłem usta. Obserwowałem właśnie jak Hadson uprawia seks z jakimś młodym ćpunem. Wchodził w niego szybko i mocno na co chłopak reagował jękami i błaganiami o jeszcze. Ruchy faceta stawały się coraz pewniejsze przez co obcy chłopak sunął swoim ciałem po łóżku. Wzdychali do siebie dziwacznymi określeniami takie jak "jesteś jak... marynarka" lub "mój matexie lepszy." Nie dziwiło mnie to ani się jakoś specjalnie się nie wsłuchiwałem.
Skupiałem się bardziej na ciele Hadsona.
To jak się napina i porusza.
Obserwowałem ich ekstazę i pot spływający po ich ciałach.
Po ciele Joshuy...
Mimowolnie przyglądałem się jak mruży oczy z przyjemności. Jak chwyta faceta za włosy i przyciąga go do łapczywego pocałunku. Poczułem jak Hadson zerknął na mnie w momencie, gdy chłopak pod nim doszedł. Ale Hadson kontynuował. Od patrzenia na to robiło mi się gorąco szczególnie w dolnej partii ciała. Moje serce nigdy nie biło tak szybko jak teraz. Mój wzrok w końcu przykuło coś innego. A mianowicie mój telefon przy jego łóżku. Przy łóżku na którym uprawiali seks. Zabiorę go i zapomnę na zawsze co tutaj widziałem... Zebrałem się w sobie, aby podbiec do jego łóżka po telefon. Moim błędem było to, że spojrzałem na niego. Zerknął na mnie i uśmiechnął się wrednie. Obrócił chłopaka do siebie tyłem i zmusił go szarpnięciem, aby się wypiął.
- Tak masz klęczeć wyuzdana dziwko... - Warknął i zaczął agresywnie go pieprzyć. Zakręciło mi się w głowie. W końcu zmusiłem się do ucieczki. Wspiąłem się po drabinie i zamknąłem za sobą schron. Drżącą ręką otarłem pot z czoła po czym siadłem na ziemi i oparłem się o ścianę domu, aby się trochę uspokoić. Nie powinienem był tego widzieć. Ciągle słyszałem westchnięcia Joshuy. Jego słowa. I to jak jego ciało się poruszało. Jak agresywnie go po prostu pieprzył. Najgorsze było to że... Podnieciło mnie to. Wziąłem telefon do ręki i wszedłem w pliki.
Nie było nic.
Usunął wszystkie moje zdjęcia, muzykę, filmy i wiadomości. Wkurzony i zdesperowany otarłem łzę z oka. To było dla mnie za wiele. Chciałem zapomnieć.
Weekend był dla mnie wyjątkowo trudny. Ciągle bolał mnie brzuch po tym co zobaczyłem i chciało mi się wymiotować. W końcu nadszedł poniedziałek i musiałem iść do szkoły. Wszedłem do klasy w ciszy i siadłem z moim wysokim kumplem, który obgadywał z Travisem jakiś nowy film. Milczałem siedząc na telefonie. Kątem oka zobaczyłem jak Hadson wchodzi do klasy. Bez słowa siadł na swoim miejscu, a ja nie zamierzałem reagować. Przesiedziałem cicho wszystkie lekcje. Czasem słyszałem jak Hadson bez powodu wybucha śmiechem patrząc na mnie. Ludzie skończyli już rozmawiać o moich sms'ach. Pewnie dlatego, że w końcu przestały ich nawiedzać.

Wieczorem znów stałem przed schronem i gapiłem się na drzwiczki. Kurwa. Intuicja mi kazała tu przyjść. Niepewnie otworzyłem je i wychyliłem się na dół, przez co włosy zaczęły mi śmiesznie zwisać ku ziemi. Joshua zmarszczył brwi widząc mnie. Właśnie siedział na swoim łóżku i oglądał coś na laptopie. Stan schronu oprócz tego się nie zmienił.
- Czego ty tu chcesz smarku? - Warknął zirytowany, ale po chwili rysy jego twarzy złagodniały jakby coś przemyślał. - W sumie to dobrze. Właź. Mamy do pogadania. - Skinął głową na podłogę. Niepewnie wróciłem głową na zewnątrz marszcząc brwi. Nie wiedziałem o czym on chciałby móc pogadać. Ostatecznie zszedłem na dół.
- Zszedłem, no i?
- Masz klucz do tego miejsca, tak? - Spytał surowo i wyjął spod poduszki fajki. Zapalił jedną z nich. Siadł po turecku i wbił we mnie ciekawskie spojrzenie. Chwyciłem mocno pas torby w dłoni trochę niepewnie.
- Mam. Ale nie myśl, że ci go oddam.
- Jeszcze do tego nie doszedłem. Skąd go masz? - Zmarszczył brwi i wypuścił dym ze swoich ust.
- Babcia mi go kiedyś dała.
Gdy to powiedziałem Joshua zamyślił się na chwilę i zagryzł wargę. Przegoniłem szybko myśl o tym, że to wygląda uroczo. W końcu wstał i zerwał jeden z wiszących na ścianie plakatów przedstawiający jakiś zespół rockowy. Uniosłem brwi widząc malunek, na którym był portret młodej kobiety.
- To ona?
Zamrugałem stojąc w szoku. Od razu poznałem swoją ukochaną babcie mimo, że minęło tyle lat... Kiwnąłem głową potakująco. Chwile potem zerwał drugi plakat odsłaniając portret młodego mężczyzny. Ten był malowany delikatniej, subtelniej. Zgadywałem, że oboje malowali siebie nawzajem.
- A to mój dziadek. Kiedy dostałeś klucz? - Spytał spokojnie z uniesioną brwią. Oparł się biodrami o komodę.
- Mm... dostałem na urodziny nim wyjechała z miasta... - Mruknąłem i wyjąłem klucz z doczepionym adresem. - Mam tu napisane jak trafić do tego miejsca. No i dopisek "za domem znajdziesz swoje miejsce."
- Chodzi mi o rok cymbale. - Prychnął pod nosem i zerknął na klucz. - Wiem co tam jest nabazgrane. - Skinął na ścianę na której sprejem był identyczny napis. Spojrzałem na Hadsona rozkojarzony.
- Czyli celowo chcieli byśmy tu trafili. Tylko po co?
- A ja wiem? - Wzruszył ramionami. - Dziadek dał mi klucz w spadku to nie miałem okazji zapytać. - Wrócił na łóżko i siadł na nim. Poczułem jak na mnie patrzy, więc wróciłem na niego wzrokiem. - Pudrowałeś siniaki? - Zmarszczyłem brwi słysząc to. Schowałem w końcu klucz do torby.
- Trochę, nie twoja sprawa. - Warknąłem. Musiałem to ukrywać, aby inni tego nie dostrzegli. Nie chciałem wysłuchiwać głupich i niepotrzebnych pytań. Poza tym to nie były jedyne rany, które nauczyłem się kryć. Zmieniłem szybko temat. - Myślisz, że po prostu nie chcieli, aby zapomniano o ich miłości?
- W życiu nie słyszałem o twojej babci ani o tym miejscu od dziadka. Nie wiem, możliwe. Tak czy siak... Co teraz robimy? - Uniósł brwi z rozbawieniem. Ja zerknąłem na swoje białe airmaxy. Dziś oprócz nich miałem na sobie czarne wąskie spodnie i czarna luźna bluzkę z długimi rękawami. Westchnąłem.
- Nie wiem... Ale jeżeli taka była historia tego miejsca, to je stoczyłeś. 
- To co malował dziadek zostawiłem. Nie zamalowałem nic, a jedynie dodałem swoje. Jeżeli Pan Idealny sobie życzy to może posprzątać. - Prychnął z uśmiechem i ułożył się wygodnie na łóżku. - Noah brzmi jak ten z Biblii.... 
- To był Noe...
- Pasuje ci Nicky. Równie pedalskie co ty.
Zmarszczyłem brwi obserwując go. Ja mu dam Nicky... Wzdrygnąłem się po chwili przypominając sobie to, co widziałem w tym łóżku... I kogo.
- Ja nie jestem pedałem jak ty. - Powiedziałem w końcu i zmrużyłem oczy, wręcz zabijając go wzrokiem.
- Cipki też lubię, więc pedałem nie jestem. Nie patrz się tak, bo pójdę o zakład, że jeszcze ani razu nie zamoczyłeś. - Rzucił patrząc w sufit. Dopiero teraz dotarło do mnie, że pali już drugą fajkę. - Chcesz? - Spytał, gdy dostrzegł jak obserwuje papierosa. Cóż, może pomoże mi to się trochę odstresować. Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem odbierając też zapalniczkę. Siadłem po turecku pod ścianą by było mi wygodniej.
- No proszę. Pan Idealny pali? - Przekręcił się na brzuch, a ja wypuściłem z ust dym. - Siedzisz na starej prezerwatywie.
- Kurwa człowieku zainwestuj w kosz... - Słysząc to natychmiastowo się zerwałem i otrzepałem tyłek. Obrzydził mnie fakt, że mogłem siedzieć na jego spermie. O ile byłaby jego. Zerknąłem na podłogę ale nic nie dostrzegłem. Słysząc donośny śmiech Hadsona zerknąłem na niego zirytowany.
- Uroczy jesteś kiedy się złościsz.
- Zamknij ryj bo przypale ci fiuta. - Warknąłem i wróciłem na miejsce w którym siedziałem chwile wcześniej. - Względnie to miejsce oboje dostaliśmy w spadku, więc w połowie jest moje.
- Żeby go przypalić musiałbyś go dotknąć, a na to się nie zdobędziesz Nicky. - wzruszył ramionami. - Nie ma sensu bym się wykłócał. W połowie jest twoje. I co?
- I nie wiem. - Odpowiedziałem szczerze i zaciągnąłem się. W końcu coś do mnie dotarło. - Czemu Nicky? I czemu w ogóle mnie tak nazywasz?
- Bo tak. - Wykrzywił usta w zamyśleniu. - Będę cię tak nazywał bo tak mi się podoba. Ciesz się, że nie wymyśliłem nic gorszego. - Prychnął. - Tylko uprzedzam. To, że tu jesteś nie znaczy, że nie będę brał albo zacznę żyć w jakimś celibacie.
- Uprzedzam, że to że tu jestem nie znaczy, że to będę akceptował. - Warknąłem od razu. Nie miałem ochoty parząc na to jak wciąga i jak kogokolwiek pieprzy. Już się napatrzyłem.
- Byłem tu pierwszy. Możesz sobie krzyczeć, a ja i tak będę posuwał tu kolejnego ćpuna najebany do tego stopnia, że nawet cie nie usłyszę. - Zaśmiał się głośno, a ja mimowolnie się zarumieniłem. To wspomnienie mnie chyba nigdy nie opuści. - Z resztą już wiesz jak to wygląda...
- Kretyn z ciebie. Nienawidzę cię. - Warknąłem pod nosem, a chłopak znów się zaśmiał. Widocznie był bardzo rozbawiony moim towarzystwem. 
- Czyżby nasz książę się zawstydził? - Zanucił. - Tak właśnie wygląda seks, gdy jesteś najechany. Z resztą... Do kogo ja gadam? W życiu nie dotknąłeś nawet dragów.
- Bo nie potrzebuję tego gówna. - Prychnąłem pod nosem i zgasiłem fajkę na jego ścianie. Skrzywiłem się lekko zamyślony. Słyszałem do czego to doprowadza. Mimo to... Byłem ciekawy jak to działa. 
- Na coś trzeba umrzeć, nie uważasz? Będziesz tu teraz przyłaził, ta?
- Oczywiście. - Powiedziałem pewny siebie. Nie miałem zamiaru pozwolić mu, aby stoczył to miejsce. Poza tym sam go potrzebowałem, aby czasem pobyć sam. Nie pokażę mu tego, jak bardzo krępuje mnie jego towarzystwo, mowy nie ma. Joshua westchnął ciężko i schował swoją twarz w starą poduszkę. Pokazał mi środkowy palec widocznie niezadowolony z tego, że będę jego częstym gościem. No trudno. Nie będzie mi mówił jak ma żyć.
- Więc księżniczko załatw sobie jakiś fotel czy coś takiego. Chyba, że kręci cię siedzenie na ziemi na której już niejedno się działo. - Spojrzał na mnie zza poduszki przez co nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłem wzrok na podłogę.
- Fuu... To obrzydliwe, że nawet na ziemi to robiłeś... - Wstałem obrzydzony. Ten facet nie miał za grosz wyczucia. - Nieważne z resztą. Zbieram się.
- Czasami łóżko było za daleko lub nagle się kończyło. - Zaśmiał się tym razem nieco ciszej. - Jasne. Idź już. - Machnął na mnie ręką przez co poczułem się trochę tutaj niechciany. Wyciągnął spod łóżka trochę białego proszku. Prychnąłem widząc to i czym prędzej się zmyłem. 

Najważniejsze było to, że przynajmniej sobie coś z Hadsonem wytłumaczyłem. Ta atmosfera była tam jednak taka... Inna. Spokojna. Poza tym udało nam się porozmawiać bez żadnych kłótni i rękoczynów co było wyjątkową sytuacją dla nas. Chyba sobie to zapisze w kalendarzu. Wciąż pozostawała sprawa tego, co wyprawia w schronie. Nie podobała mi się perspektywa siedzenia z nim i obserwowania jak "przyjemnie" spędza czas. Ale na razie wystarczyła mi informacja, że mam swoje miejsce. Co prawa z nim ale mam.
Ale dlaczego dostaliśmy te klucze?

<- Rozdział 1: Schron

Postacie

Informacje będą aktualizowane wraz z pojawianiem się postaci w opowiadaniu.

POSTACIE



Noah McCarthy (Nicky)

Główny bohater opowieści. Noah jest chłopakiem z bogatego domu, zawsze miał wszystko co najlepsze. Zadufany w sobie egoista, wierzący, że pieniądze żądzą tym światem. Lubi zwracać na siebie uwagę. Mimo to skrywa w sobie uczuciowego chłopaka, który tylko czeka na pierwszą miłość. Mieszka z rodzicami oraz młodszą siostrą bliźniaczką. Ma też swojego ukochanego psa Rikę, którą często wyprowadza na spacery ze swoim przyjacielem Davidem. Źle dogaduje się z ojcem z powodu wielu kłótni. Postanawia wyciągnąć Josha z nałogu, którego nienawidzi. Interesuje się modą i elektroniką, a w szkole zdobywa bardzo dobre stopnie bez uczenia się. Inteligentny chłopak ze złym podejściem do świata.
Rika



Joshua Hadson (Josh)

Druga główna postać opowiadania. Narkoman, alkoholik, palacz, seksoholik i wszystko co złe. Nie potrafi stawić czoła problemom więc pomocy szuka w środkach odurzających. Jest osobą zamkniętą w sobie, która postawiła między sobą a otaczającym go światem mur. Zamyka się na ludzi i rodzinę nie pozwalając nikomu sobie pomóc. Zdaje sobie sprawę z tego, że robi źle ale brak mu motywacji by zmienić cokolwiek w swoim życiu. Kiedyś uczył się grać na gitarze, a nawet ma talent wokalny, którego nie rozwija. Ubiera się niechlujnie, w dość stare rzeczy, ponieważ pieniądze, które ma od rodziców, wydaje na coś innego.



David  Ross

Przyjaciel Noah z którym zna się od 11 lat. Jest spojony i opanowany. Jako jedyny ze swojej paczki jest miły dla innych i wstawia się za nich choć od problemów stara się trzymać z daleka. Cechuje go wysoki wzrost i lekki zarost. Nie ma wielu znajomych i nigdy nie umawia się z kobietami, przez co Noah z Travisem uważają go za aseksualnego.







Travis Watson

Przyjaźni się z Noah i Davidem odkąd zaczęli uczęszczać do tego samego liceum. W wielu kwestiach podziela zdanie Noah, lecz bliższy mu jest David. Słucha głównie metalu i często pojawia się na koncertach. Ma swój zespół w którym gra na perkusji.  Jest homofobem i większość ludzi stara się trzymać od niego dystans ze względu na jego wybuchowy charakter. Często znęca się nad innymi razem z McCarthy'm.



Matthew Yoneda (Matt)

Chłopak z którym Noah pisze przez portal randkowy. Uczęszczają razem do tej samej szkoły co pomaga im nawiązać bliższą znajomość. Jest w połowie japończykiem i nie kryje swojej orientacji przez co często jest obiektem drwin. Chłopak jednak jest optymistą i nie zwraca uwagi na obelgi innych.








Elizabeth McCarthy (Liza)
Siostra bliźniaczka Noah, której hobby jest granie na gitarze. Przez rok grała w zespole Travisa, który był wtedy jej obiektem westchnień. Zauroczenie jednak szybko minęło i zrezygnowała ze wspólnego grania. Dziewczyna zna wiele sekretów swojego brata, który często jej się zwierza.








Nicolas Black (Nick)
















Cody Stones

Kuzyn Elizabeth i Noah McCarthy. Uczęszcza do I klasy szkoły w której uczy się jego krewny.












Carl oraz Maximillian
Dwójka łobuzów z sąsiedniej klasy głównych bohaterów. Są do każdego nastawieni agresywnie.

George Williams

Adrian Dowell (Ad)
Dawny przyjaciel Josha i wieloletni narkoman na wykończeniu.

Kate

Rozdziały

Spis rozdziałów:


SEZON PIERWSZY:
DWA KLUCZE DO SERCA

SEZON DRUGI:
UTRACONA MIŁOŚĆ






ONE SHOTY (inne opowiadania)

Podzielone serce (zyjemywsroddebili.blogspot.com)

zyjemywsroddebili.blogspot.com – tutaj znajduje się opowiadanie o gangu z perspektywy Szymona. Przestawiony fragment jest elementem przyszłości opisanej tam historii. Wszystko powstało na bazie RPG pisanego przeze mnie i moich znajomych. Blog nie należy do mnie.


            Uchyliłem leniwie powieki i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Doskonale wiedziałem gdzie się znajdowałem. Siadłem drapiąc się po karku i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dopiero teraz mogłem ocenić jak bardzo się tu zmieniło odkąd się wyniosłem z tego mieszkania. W samych bokserkach zgramoliłem się z łóżka i chwyciłem ubrania, które w nocy zrzuciłem do snu. Zakładając koszulkę z krótkim rękawem i spodnie, mogłem spokojnie zebrać do kupy parę faktów. Brałem udział w kolejnej akcji Filipa, terrorysty zwanego „Łasicą”, który zarazem był moim byłym. To w jego mieszkaniu obecnie się znajdowałem. Chwyciłem bluzę należącą do niego i wyszedłem z mieszkania o pare lat starszego mężczyzny. Było chłodno, więc pożyczyłem sobie jego ubranie. W końcu, gdy spałem wyszedł, a nie powinien mieć nic przeciwko. Kierowałem się w stronę własnego domu, który dzieliłem ze swoim… mężem. Małżeństwo. Byliśmy jedną z par, której udało się dostąpić tego zaszczytu za granicą. Kochałem Szymona, lecz często pojawiały się myśli o pożądaniu, które czułem wobec poprzedniego partnera. Cóż, trudno jest zapomnieć o kimś z kim było się 7 lat. Podczas akcji zdałem sobie sprawę z tego, że uczucia nie gasną tak szybko i byłbym w stanie na nowo mu ulec. Wiedziałem, że i on nie wyleczył się z uczuć. Mimo wszystko nie lgnęliśmy już ku sobie. Nawet leżąc niemal nagi w jego łóżku nie doszło do niczego. Mimo uczuć, potrafiliśmy utrzymać dystans między sobą.
            Zbliżałem się do mieszkania będąc świadomym tego, co zaraz się stanie. Będę musiał stanąć twarzą w twarz ze swoim chłopakiem. Po naszej ostatniej kłótni, nie było mnie z rzędu dwie noce w mieszkaniu i byłem przekonany o tym jak cierpiał przez ten czas. Ja za to myślałem wtedy jedynie o swoich uczuciach do Filipa, które po raz kolejny dały o sobie znać i zawładnęły moim umysłem.
            Kolejne kroki po schodach i cicho otworzyłem drzwi do mieszkania. To nie tak że się bałem konfrontacji ze strony Szymona. Po prostu odczuwałem pewien niepokój, bo nie zdziwiłbym się gdybym właśnie oberwał nadlatującym wazonem. Zsunąłem z siebie buty i podreptałem do łazienki. Podświadomie wiedziałem, że nie spał. Potrafiłem to wyczuć, znałem go jak nikt inny. Zerknąłem w lustro wpatrując się w swoje szare oczy i okalające moją twarz czarne, dłuższe włosy. Obmyłem się i skierowałem się do kuchni. Chwyciłem zimne piwo z lodówki i zasiadłem na ladzie, a po wypiciu napoju zająłem się paleniem papierosa. Musiałem mieć chwile, by zdobyć się na to, aby wejść do sypialni. W końcu wszedłem do ciemnego pokoju. Kątem oka zerknąłem na postać siedzącą na parapecie. Jego szczuplejszą sylwetkę i bardziej szarą skórę. Słyszałem brzmienie muzyki z słuchawek i nosem mogłem wciągnąć dym papierosa, który roznosił się po pokoju. Widząc puste paczki w pokoju, mogłem dojść do wniosku, że na prawdę się martwił. Nikt normalny nie wypaliłby tyle w ciągu 3 dni. Szybko jednak zająłem się wybraniem paru ubrań z szafy i po chwili szybko zniknąłem w łazience. Tam zmieniłem ubrania na szare dresy i czarny t-shirt. Zerkając na rany postanowiłem zakryć je bluzą Filipa. Nie umiałem jej z siebie zdjąć, tęskniłem za zapachem tego mężczyzny, świadom tego, że nie powinienem. Ponownie stanąłem w drzwiach do sypialni czekając na jakąkolwiek reakcje. Cisza.
            Westchnąłem pod nosem i ułożyłem się w miękkim łóżku do snu. U mojego byłego nie potrafiłem się wyspać. Byłem w swoim ciepłym domu, lecz czułem chłód bijący od pewnej osoby, która zbierała się w sobie by w końcu jakoś zareagować. Szybko jednak udało mi się zasnąć.
            Sen okazał się jednak płytszy niż mogłem się spodziewać. Słyszałem odgłosy wymiotowania, Ale nie mogłem zareagować swoim ciałem. Sen czy jawa? Nie wiedziałem czy mogę poważnie traktować te odgłosy. Po godzinie uchyliłem powieki na nowo rozmyślając o zajściach przez ostatnie 3 dni. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Szymona, który leżał tuż obok.
- Dawid? – jego zachrypiały i niepewny głos, sprawił że zakręciło mi się w głowie.
- Jestem tu. – odpowiedziałem równie cicho wbijając swój wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Moje serce biło, jakbym właśnie spał przy nim po raz pierwszy. Wstrzymałem oddech, gdy poczułem ciało przylegające do moich pleców. Teraz odczuwałem dyskomfort w głębi siebie. Przez ostatnie dni zachowywałem się jak idiota, a on siedział tu i tęsknił. Szymon spiął się i uronił pare łez.
- Zimno ci? – Zadał kolejne pytanie. Wiedziałem do czego pije. Przeszkadzała mu bluza mojego byłego, którego Szymon nienawidził.
- Jest zimno. – odpowiedziałem chłodno, określając nie tylko temperaturę za oknem, a i w tym pokoju, w atmosferze. Usłyszałem dźwięk telefonu i szybko odpisałem na sms’a. Odrzuciłem telefon na szafkę, a Szymon znów się odezwał.
- Możesz zdjąć tę bluzę? Proszę… - dłoń, która sięgnęła do mojej koszulki zacisnęła się na niej z nerwów, które małe ciało uparcie próbowało ukryć. Milczałem spinając się…
- Po co? Jest ciepła. – odpowiedziałem zgrywając głupiego. Często to robiłem, ludzie czuli się swobodniej.
- To weź sobie inną, ta jest jego! Nie chce czuć tego zapachu na tobie… Zwłaszcza w naszym łóżku. I nie chce jej na tobie widzieć. – powiedział pewny siebie i siadł chwytając kolejnego papierosa. Wiedziałem, że to za dużo dla niego. Zerwałem się z łóżka wkurzony i wyszedłem z pokoju. Wróciłem szybko w jednej ze swoich starych bluz. Stanąłem przy łóżku wbijając w jego postać puste oczy. – Dziękuję… - nie zdążył powiedzieć nic więcej z powodu natarczywego kaszlu. Poruszył się jakby powstrzymując wymioty. To mnie na prawdę zaniepokoiło. Mogłem teraz zrozumieć że mara senna była rzeczywistością. Podgryzłem wargę i dopadłem do niego odbierając papierosa. Objąłem go ramieniem i wsunąłem fajkę między własne wargi dopalając ją do końca samemu.
- Nie pal już. – powiedziałem z pretensjami, podczas gdy Szymon objął mnie mocno i zacisnął dłonie na moich plecach. Kaszlał jeszcze chwilę powoli się uspakajając.
- Już jest okej… Dawid, jesteś na mnie zły?
- Nie. – Kłótnie Pare dni temu zapoczątkowała to złość na niego, a to co potoczyło się potem, to była moja wina. Ale nie byłem gotowy się przyznać. Zaczął mnie przepraszać zapewniając, że cała tamta kłótnia była jego winą. Wkurzony tym oderwałem się od Szymona i runąłem na łóżko. Nie miałem ochoty tego wysłuchiwać.
- Mogę?
- To nasze łóżko, nie pytaj mnie o pozwolenie. – prychnąłem zamykając oczy. Poczułem jak wtula się w mnie swoim ciałem i powoli się uspakaja. Wcześniej był taki spięty…
- Dawid, mogę cię o coś zapytać? Jestem zmęczony, a to nie daje mi spać.
- Jasne, mów. – Już byłem pewien, że muszę się wygadać z całą sytuacją między mną, a Filipem. Wstrzymując oddech czekałem na pytanie.
- Wiem, że cię to odpycha, ale korzystałeś z usług dziwek? – totalnie mnie zszokował pytaniem. Zamyśliłem się na dość długo i opowiedziałem mu o jednej, jedynej wizycie której dostąpiłem mając 18 lat. Zasugerował mi właśnie… Że to był on. Patrzyłem na niego zszokowany przez długi czas. – Poznałem cię po oczach złotko… Masz ładne oczy. – uśmiechnął się szeroko obserwując mnie. – Poza tym wspomniałeś coś wtedy o Filipie. Nie wiem co, ale nic konkretnego. Teraz jakoś mi się to przypomniało, gdy myślałem.
- Filip wtedy był w więzieniu… Pięć lat pracowałem by go wydostać stamtąd. – zamyśliłem się po czym mnie olśniło. To musiał być on. Wszędzie poznam ten perwersyjny uśmiech. Owszem, mój mąż kiedyś pracował jako męska dziwka na ulicy. Ale obecnie miał mnie i nie mogło się to zmienić… Nigdy. Nawet z powodu moich uczuć do Filipa. Jeszcze chwile rozmawialiśmy o tamtym zdarzeniu po czym on nazwał to… przeznaczeniem na co się skrzywiłem. Przeznaczenie zawsze kojarzyło mi się z Filipem. Był częścią mojego życia. Odwróciłem się tyłem do niego i uśpiony czułym pocałunkiem w ramie zasnąłem.
            Wstałem jako pierwszy i od razu pomyślałem o jedzeniu. Brzuch niestety dawał mi o sobie znać. Zerknąłem jeszcze raz na twarz ukochanego i ruszyłem do kuchni. Nie musiałem zbyt długo czekać na Szymona, bo kończąc kanapkę zastałem go w drzwiach. Przywitaliśmy się po czym zadał niezręczne pytanie.
- Po co nosisz nieśmiertelnik?
- Znów działam.
- Niby w czym? – widziałem jak zmarszczył brwi. Wyczuł niepokój? – Gangu już nie ma.
- Ale porachunki zostały. Gangu nie ma, ale nie zapomina się o niedokończonych sprawach. – zsunąłem się z blatu stołu na którym siedziałem od dawna i odruchowo dotknąłem nieśmiertelników.
- Średnio mi się to podoba. I co? Teraz mam przywyknąć do tego, że znikasz na chuj wie ile.  Szlajasz się z Filipem po mafiach i nadstawiasz na niego karku…. A ja jak grzeczna żonka mam czekać z ciepłym obiadkiem, tak? Porało was!
- Dobrze wiesz o układach. Jak już się w to mieszasz to nie ma ucieczki. – warknąłem czując zbliżającą się kłótnie. Wyciągnąłem kolejne piwo z lodówki. – Myślisz, że celowo wróciłem? Serio? Nie liczę, że będziesz na mnie z obiadem czekał, bo już obiecałem ze zajmę się w związku gotowaniem.
- Ja dałem rade wszystko uporządkować, odciąć się od dilerki i uregulować rachunki. Jakoś było dobrze, gdy nie utrzymywałeś kontaktu z Filipem. Było dobrze… Mieliśmy spokój! I nagle ta szmata wpierdala się w nasze życie i znowu mi cię odbiera! – wrzeszczał. Spiąłem się i spojrzałem na niego groźnie. Nie pozwolę mu podnosić na siebie głosu.
- Nie jest szmatą. Nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać.
- Nie ze wszystkiego… Ale to jest dość istotne, wiesz? Kurwa Dawid! Gdybym wrócił do dilowania i nie wracał na noce do domu lub pojawiał się pokaleczony to nie reagowałbyś tak?! Powiedz mi o co chodzi.
- Oni się na mnie wciąż czają, a Filip mnie uratował. – powiedziałem chłodno powoli popijając puszkę piwa. Kątek oka widziałem jak zaciska wściekły pięści.
- Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś? Było dobrze, aż nie wyszedłeś z Filipem…
- Wyszedłem się przewietrzyć, gdy zaczęli do mnie strzelać! Kurwa, sam po niego zadzwoniłem!  
- Mogę jakoś przecież pomoc... Nie zabronię ci się z nim spotykać. Okej, jak chcesz... Ale bez tego jebanego nieśmiertelnika... Dla mnie to znak jakbyś znów należał do niego... Znowu był jego pieskiem. – moja irytacja wciąż wzrastała. Odłożyłem piwo i wyciągnąłem w jego stronę dłoń z błyszczącą obrączką.
- Akt własności juz mam przypisany. Nie mogłeś pomóc, bo oni chcieli Filipa. Trochę nam się przedłużyło, bo doszła sprawa rodzinna z Filipem, test i pare innych nieprzyjemnych sytuacji.
- I co? Teraz tak będzie zawsze? Że ja mam tu siedzieć i zastanawiać się czy wrócisz?
- Szymon, to była sytuacja awaryjna. Będzie brana pod uwagę, gdy ktoś mnie będzie atakował. Nie mam zamiaru się w to mieszać.
- Obiecujesz mi? – wpatrywał się we mnie swoimi zranionymi, a zarazem pełnymi miłością oczami. Ciężko odetchnąłem i przekręciłem głowę na bok.
- Obiecuje, że postaram się nie wplątać w nic niebezpiecznego. Zadowolony?
            W przeciągu następnej godziny znalazłem się w salonie. Wsłuchiwałem się niepewnie w otaczającą nas ciszę. Było coś o czym MUSIAŁEM mu powiedzieć. Czułem się do tego zobowiązany jako przyjaciel, kochanek i mąż. Ukrywanie prawdy do tej pory sprawiało mi nie lada problem, bo w głębi siebie od dawna toczyłem walkę. Walkę o uczucia, którymi darzyłem dwóch, zupełnie różniących się od siebie mężczyzn.
Filip, zawsze poważny i ponury. Wysoki, szczupły ale umięśniony mężczyzna, starszy o pare lat. Gotowy zabić bez mrugnięcia okiem, a przede mną potrafił się otworzyć. Mogłem słyszeć jego śmiech i czuć gładzące moje włosy duże, ciepłe dłonie. Zwykle jednak nie było tak pięknie. Filip, zwany „Łasicą”, nie potrafił radzić sobie z emocjami, przez co wyładowywał się na mnie. Ciągłe gwałty, przemoc fizyczna i psychiczna totalnie mnie zniszczyły. Mimo to wciąż byłem wpatrzony w niego jak obrazek, będąc gotowy zrobić dla niego wszystko. Traktował mnie jak rzecz, a ja nie miałem nic przeciwko. Często mnie z tego powodu nazywał dziwką, a jego postępowanie często mnie właśnie w tym utwierdzało. Wiedziałem, że pod tą maską krył się zraniony przez życie człowiek. Mimo wszystko wiedziałem, że mnie kocha i ochroni przed złem wymierzanym przez innych. Tylko on mógł mnie ranić.
A Szymon? Niski, ale wciąż lepiej zbudowany ode mnie. Zawsze przedstawiał siebie jako osobę radosną, często się uśmiechał skrywając w sobie ciężar przeszłości. Pracował jako męska prostytutka i przeżył wiele ciosów od losu. Ze mną podzielił się swoimi przeżyciami, zaufał. Ale nie o to tu się rozchodzi. Od dawna w jego życiu ja byłem w centrum. To on o mnie się troszczył i leczył moje rany. Był gotowy znieść moje humorki i wysłuchiwał o Filipie. On od początku go nienawidził. Mężczyzna zniszczył spokój w jego życiu i wciąż mnie mu odbierał. Wiele razy go skrzywdziłem, a on wciąż pozwalał i wracać do siebie tak, jakbym był jego powietrzem, jakbym był jego życiem. Rezygnując ze związku z Filipem, chciałem mu to zrekompensować. Czułem się winny temu, że tak późno dostrzegłem jego starania i troskę. On wciąż na mnie cierpliwie czekał…
Teraz leżałem w pokoju zastanawiając się, jak mogę tak go oszukiwać. Jak mogę wciąż kochać kogoś kto tak zranił mnie i mojego męża. W końcu musiałem to powiedzieć, zranić go by potem na nowo go przytulić i uspokoić. Delikatnie gładziłem nadgarstek, który wczoraj zraniłem. Dawno nie odważyłem się tego zrobić, ale czułem się zagubiony we własnych uczuciach. Teraz czułem wstyd, bo obiecałem Szymonowi, że więcej tego nie zrobię… W końcu wypaliłem z rozmową.
- Pamiętasz co mówiłem ci przed ślubem?
- Przed ślubem? Ze ślubu tak... Ale przed to tak nie za bardzo. – Patrzył na mnie jakby chcąc zrozumieć moje słowa. Krzywił się lekko odpowiadając w zamyśleniu. Wciągnąłem powietrze powoli je wypuszczając. Nie wiedziałem jak zareaguje ale wolałem te rozmowę już mieć za sobą.
- Wciąż go kocham. – na te słowa spiął się i zagryzł wargę, co robił często, gdy się denerwował. Usłyszałem z jego ust warknięcie.
- Zajebiście... W takim razie gratuluje odnowienia kontaktu.
- Nic mnie z nim nie łączy. – zapewniłem go szybko. - Nic miedzy nami nie było wiec nie musisz się martwic. Nie zostawiłbym cię dla niego.
- Ale go kochasz. Jak ja mam to rozumieć, co? – powiedział z trudem, a ja odetchnąłem wstając i podchodząc do niego. Szymon spiorunował mnie spojrzeniem.
- Bo nie umiem z tym walczyć,  z uczuciem nie wygram. Ale to nie znaczy ze przestałem kochać ciebie… - ściszyłem głos wpatrując się w niego z niepokojem. Nie chciałem by mnie odtrącił. Szymon za to odetchnął i spojrzał na mnie.
- Dobra... Ufam ci, Dawid.


środa, 18 listopada 2015

1. Schron

Rozdział 1

SCHRON 


         Wszedłem do szkoły w świetnym humorze. Przejrzałem się w lustrze powieszonym obok szatni. Obcisłe czarne spodnie, luźna, szara bluzka z czarnymi rękawami oraz czapka na głowie. Nie, nie z daszkiem. Poprawiłem blond grzywkę wystającą spod niej i przyjrzałem się swoim zielononiebieskim oczom. Czułem na sobie spojrzenie innych osób. Zazdrość, podziw, ciekawość. Wystarczyło mieć kasę i grać skurwysyna, aby ludzie traktowali cię wyjątkowo. Szedłem tak przed siebie. Wiedziałem, że moi koledzy sami mnie znajdą i nie myliłem się, bo po chwili pojawili się przy mnie. Jeden z nich był średniego wzrostu brunetem z włosami związanymi w kucyk. Każdy znał Travisa. Jeden z tych metalów, ubierających skórzane kurtki i t-shirt'y z ulubionymi zespołami. Drugi natomiast był bardzo wysoki z czarnymi krótkimi włosami i niewielką bródką. Z Davidem przyjaźniłem się od dziecka. Ruszyliśmy do klasy śmiejąc się głośno z żartów tego pierwszego.
Lekcja się rozpoczęła. Siedzieliśmy spokojnie słuchając jak irytująca nauczycielka polskiego opowiada nam o jakiejś lekturze, której zapewne nikt nie przeczytał. Nie... To nie tak, że uważałem książki za coś głupiego. Zwyczajnie ciekawiło mnie wszystko inne niż te lektury. Po kilkunastu minutach od rozpoczęciu lekcji pojawił się ON. Ten wiecznie wstawiony ćpun. Spojrzałem w stronę drzwi i ogarnąłem go wzrokiem. Ciemne brązowe włosy lekko opadające na czoło, wygolone krócej po bokach. Miał na sobie jedynie zniszczone jeansy i czarną bluzkę. Powolnym krokiem, olewając krzyki nauczycielki, siadł pod ścianą i włączył muzykę w swoich słuchawkach. Ugh... Jak on mnie irytował! Może i byłem szkolnym skurwielem, rozpieszczonym dzieciakiem ale zawsze starałem się w szkole jeśli chodzi o naukę.

Pomijając lektury.

Na jednej z następnych lekcji, nie odpuściłem mu. Może zachowywałem się jak gówniarz ale chciałem, aby zwrócił na mnie uwagę. By nie uważał się za nikogo lepszego. Narysowałem więc lamerskiego penisa na kartce i zwinąłem w kulkę. Wycelowałem i rzuciłem. Celnie trafiłem w jego twarz. Moi kumple widząc to zaśmiali się głośno. On jednak ze spokojem zerknął na kartkę. Odwinął ją i beznamiętnie na mnie spojrzał. 
- Co jest McCarthy? To ma być jakaś propozycja bzykanka czy tylko chcesz mi obciągnąć? - Spytał unosząc brew. Zawsze luźno puszczał takie teksty. Był jawnym biseksualistą... Odpowiedziałem mu szerokim uśmiechem. 
- Tobie tylko jedno w głowie pedale. Jesteś obrzydliwy. - Podsumowałem śmiejąc się krótko. - A może próbujesz mnie do tego zachęcić bo dawno z nikim się nie bzykałeś, co? Hadson? Może smród twoich łachów odstrasza ludzi? Ha! Nawet tu czuć twój odór. - Powiedziałem patrząc na niego wyzywająco. Uwielbiałem się z nim kłócić. Prychnął i lekceważąco wywrócił swoimi podkrążonymi oczami. 
- Ten odór to nazywa się spełnienie, chłopczyku. Ale ty nie znasz tego uczucia. Masz tak spiętą dupę, że na kilometr czuć o ciebie napięcie seksualne. - Uśmiechnął się wrednie i podparł głowę na ręce przyglądając mi się uważnie. - Powiedz McCarthy... Kiedy ostatnio porządnie bzykałeś, co?
Gdy tylko to usłyszałem, zmarszczyłem brwi. Nienawidziłem, gdy ktoś wchodził mi z buciorami do łóżka. Ja się z tym nie obnosiłem jak on.
- A co cię tak interesują moje doznania łóżkowe? Zajmij się własnym. W końcu jest bardzo bogate. Ale dla twojej wiedzy robiłem to przed wczoraj. I to na ostro. - Uniosłem kącik ust i usłyszałem prychnięcie.
- Ah tak? Ile zapłaciłeś by się zgodziła? - Patrzył na mnie podejrzliwie, jakby uważał, że kłamię. Wiedziałem co podejrzewa. Że wciąż jestem prawiczkiem.
- To one chcą płacić za seks ze mną. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem. Naszą rozmowę przerwał głośny dzwonek zwiastujący przerwę.
- Czyli jesteś dziwką. - Prychnął z uśmiechem i wyszedł z klasy natychmiastowo. Udałem się za nim z chłopakami na stołówkę, aby tam spędzić długą przerwę. Nic ciekawego. W końcu i elita czasem jada.
- Wkurwia mnie ten typ. Jest wyrzutkiem społecznym, a robi z siebie kurwa nie wiadomo kogo! - Powiedział Travis nie szczędząc sobie na słownictwie. Zawsze był wybuchową osobą.
- To już chyba każdy zauważył. - Wzruszyłem ramionami. - Jeśli mam być szczery to jestem pewien, że przyjdzie na tą lekcje naćpany. - Westchnąłem wsuwając batonika do ust. - On już jest na dnie. Kretyn... Cud, że w ogóle zaszczycił nas w szkole swoją obecnością.
- Wciąż nie rozumiem skąd ta cała nienawiść w was... Może on najzwyczajniej ma jakieś problemy z którymi sobie nie radzi? - Słysząc Davida oboje wybuchliśmy śmiechem. Hadson Joshua był najbardziej nielubianą osobą, którą znałem. 
- Ćpanie nie zwalnia od problemów, jakby myślał to by to wiedział. A że jest debilem to za to płaci. - Powiedziałem ostro. 
Po długiej przerwie wróciliśmy do sali, aby przygotować się na następną lekcje. Miałem racje. Joshua pojawił się spóźniony w klasie z nieco zaczerwienionymi oczami. Co za kretyn. Stacza się na własne życzenie. Gdy lekcja się skończyła i chłopak wyszedł z sali szybkim krokiem, od razu wybiegłem za nim. Nie potrafiłem mu odpuścić. Gdy znaleźliśmy się w pokaźnej odległości od szkoły chwyciłem jeden z kamieni obok moich nóg i rzuciłem nim prosto w jego ramie. Nie celowałem w inne miejsce. Miałem rozum i wiedziałem, że trafienie go w głowę może spowodować nawet śmierć. 
- To za dziwkę! - Wrzasnąłem, gdy tylko odwrócił się w moją stronę. Przeszył mnie swoim spojrzeniem i uśmiechnął szeroko. Po sekundzie poczułem jak pchnął mnie w tył prosto na drzewo, a jego dłoń ląduje tuż przy mojej głowie.
- Oh... Uraziłem dumę chłoptasia? Więc jak wolisz? Chłopiec do towarzystwa, kurwa, ladacznica, szmata, chłopiec lekkich obyczajów, prostytutka? - Uniósł lekko brew, a ja wciągnąłem powietrze stojąc w osłupieniu. - Jak zwał tak zwał... Z resztą wiesz co? Faktycznie nie trafiłem z tą dziwką. W końcu jeszcze jesteś prawiczkiem - Uśmiechnął się z kpiną i odsunął się. Nie powiedział nic więcej. Zwyczajnie zostawił mnie pod drzewem. Poczułem jak mój żołądek się ściska. Przełknąłem ślinę, co za kretyn. Ruszyłem za nim wkurzony i pchnąłem go.
- Mylisz się kretynie! Nie jestem prawiczkiem to raz, a dwa jeżeli ktoś tu jest dziwka to właśnie ty. - Wyrzuciłem z siebie nie zastanawiając się nad własnymi słowami. Miałem ochotę okładać go pięściami. Poniżył mnie.
- Tak bardzo mnie nienawidzisz, że postanowiłeś zwierzać mi się ze swoich łóżkowych ekscesów? 
- Prostuje tylko to co o mnie gadasz cwelu. - Warknąłem i poprawiłem torbę na ramieniu - Normalnie bym ci przyjebał ale szkoda mi twojej już krzywej mordy. - Prychnąłem i skręciłem w stronę swojego domu. Nie odwróciłem się by na niego spojrzeć. Byłem wkurzony i karciłem się za to że dałem się ponieść emocjom. Tak właśnie minął mi jeden z nudnych, szkolnych dni.

         Kolejne dni w szkole jakoś spokojnie przebiegły. Hadson nie pojawił się przez tydzień na żadnej lekcji. Opuścił nawet wycieczkę klasową do muzeum. No cóż, jego strata bo obrazy były przepiękne. Ale co on może wiedzieć o sztuce. W piątek wróciłem do domu i pokierowałem się od razu do swojego pokoju. Olałem brak rodziców, szczekającego psa i grającą na gitarze w sąsiednim pokoju siostrę. Opadłem na łóżko patrząc w sufit. Wkurwiało mnie podejście Hadsona do życia. A jeszcze bardziej wkurwiał mnie fakt, że tyle o tym myślałem. Zgadywałem, że to właśnie przez te narkotyki on nie zdał. Był o rok starszy, a dawał nam się traktować jak ścierę. W końcu swoje myśli zająłem czymś innym. A mianowicie prezentem o mojej babci. Sięgnąłem do szuflady w komodzie i wyjąłem kluczyk z dopiętym papierkiem. Nim wyjechała, kazała mi iść znaleźć miejsce, którego adres miałem zapisany na skrawku papieru. Zagryzłem wargę i chowałem klucz do torby. Zamierzałem jutro odwiedzić to miejsce. Spełnię życzenie babci. Na resztę dnia wybyłem z kumplami na miasto.
Hadson w końcu pojawił się w szkole. Ale to mnie teraz nie obchodziło. Liczyło się tylko to, dokąd ten adres mnie doprowadzi. Na lekcjach siedziałem spokojnie, a na przerwach żartowałem z chłopakami. Po szkole poszedłem na miasto coś zjeść. W ramach obiadu zapewniłem sobie porządnego hamburgera. Włączyłem mapę w telefonie i poszedłem odnaleźć tajemnicze miejsce babci. W trakcie drogi zdążyłem zjeść swój jakże zdrowy obiad. Rozejrzałem się po podwórku na które trafiłem. Nic nadzwyczajnego, normalny dom... Zwykły. Zerknąłem znów na papierek przy kluczu.

"Za domem znajdziesz swoje miejsce."



Zmrużyłem oczy. Odruchowo wszedłem na posesje i pokierowałem się za dom. Stałem tak chwilę próbując znaleźć coś ciekawego. I znalazłem. Obok krzaku przy domu były metalowe drzwiczki prowadzące do schronu. To o to miejsce chodziło? Nachyliłem się i przyjrzałem im dokładniej. Drzwiczki chyba kiedyś były zielone, patrząc po pozostałości po farbie. Miało też zamek z dziurką... Na klucz. Niepewnie wsunąłem kluczyk i przekręciłem. Uchyliłem drzwiczki otwierając je za rączki i od razu ogłuszyła mnie głośna muzyka. Zerknąłem w dół ale niewiele widziałem. Okej... To dla babci. Przełknąłem ślinę i po drabince wmurowanej w ścianie zszedłem na dół. Zamrugałem widząc to miejsce. Wyglądało jak... Melina. Pod jedną z obdartych, murowanych ścian stało niezaścielone łóżko. Na ziemi dostrzegłem zużyte prezerwatywy, pogięte puszki po piwach i... Strzykawki. Domyśliłem się na co poszły. Obok łóżka znajdowała się stara, niewielka komoda. Nad nią było graffiti i jakieś stare malunki. Na ścianie równoległej łóżku stały głośniki, a po lewej jakiś stary laptop. W rogach pokoju walały się stare jointy i butelki po wódce.
 Ale to nie to mnie zdziwiło. Największym szokiem był sam... Hadson Joshua na haju. Dopił piwo i walnął puszką o ścianę tak, że aż podskoczyłem. Ten jednak mnie nie dostrzegł bo zaczął skakać po łóżku w rytm muzyki. Stałem tak chwile wmurowany. W sumie... Niezły widok. Wyciągnąłem telefon i w ciszy zacząłem go nagrywać. Zamierzałem go zniszczyć, mieć na niego coś czemu się nie postawi. Miałem wrażenie, że oprócz tej muzyki słyszę własne serce. To miejsce mnie nie uspakajało. Wręcz przerażało. W końcu uznałem, że wystarczy.
- Zniszczę cię... - Szepnąłem obserwując go. On widocznie to usłyszał bo spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Nim się zorientowałem złapał mnie i przywalił mną o ścianę boleśnie. Na prawdę mnie przestraszył tą nagłością.
- Nawet.Mi.Się.Nie.Waż. - Wywarczał wściekły i zbliżył się do mnie. Szybko odsunąłem się od niego, przestałem nagrywać i szybko wybrałem numer na policję. Cholera. Nie pomyślałem o ryzyku. Jest na haju... Może mnie nawet zabić. Odruchowo więc zadzwoniłem na policję. Wsypię go i się uratuję. Widząc co robię dosłownie wyrwał mój telefon nie pozwalając mi zadzwonić. Od razu schował je nie w spodnie a... W bokserki. - Teraz go sobie zabierz! - Warknął ostro i ponownie mnie pchnął na ścianę odgradzając mi drogę ucieczki. - Co tu robisz?
- Oddaj go! - Krzyknąłem patrząc na niego wyzywająco mimo że niemal drżałem ze strachu. Kiedyś to pyskowanie wpędzi mnie do grobu.
- Nie! Co tu robisz?! - Wrzasnął na mnie wkurwiony i uniósł pięść w górę szykując się do uderzenia. Drugą ręką złapał mnie za koszulkę bardziej dogniatając do ściany. - Jak wlazłeś?! - Serce mi prawie stanęło, byłem przerażony. Zacisnąłem usta i mocno odepchnąłem go o siebie. Szybko zadałem mu cios w brzuch.
- Odpierdol się! -Powiedziałem zanim chłopak syknął z bólu. Po chwili zadał mi taki sam cios lecz z podwójną siłą.
- To ty tu wlazłeś! Wypierdalaj stąd szmato! - Poczułem ból na policzku. Obkręciłem się i zgiąłem. Odkaszlnąłem oszołomiony, a gdy zebrałem się w sobie złapałem go za koszulkę i przywaliłem mu w nos. Nie dam mu się traktować w ten sposób. Nie jestem słaby. Podciąłem go nogą mając nadzieję, że to zadziała. Prawie się udało bo Joshua pociągnął mnie z sobą w dół. Przekręcił się tak, aby siedzieć na mnie i zaczął mnie okładać pięściami. - Nigdy! Więcej! Nie! Waż! Się! Tu! Przyłazić!
Czułem na sobie jego mocne ciosy. Broniłem się jak potrafiłem. Osłaniałem się rękami co chwile też go uderzając. Miałem ochotę krzyczeć i błagać żeby przestał... Drapałem go po twarzy i wyrywałem mu dłuższe włosy. Robiłem co mogłem. Poczułem jak Joshua wstaje i podciąga mnie za włosy do góry. Chcąc nie chcąc wstałem cały spocony i obolały. Szarpnął moje włosy i zmusił mnie do patrzenia mu w oczy.
- Nie obchodzi mnie jak tu wszedłeś, ale nigdy więcej tu nie przyłaź. - Wysyczał groźnie i pchnął mnie w stronę drabiny. - Won! - Słysząc to walnąłem mu jeszcze w twarz i zwyczajnie spierdoliłem po drabinie w górę.   
Zapomniałem o telefonie. Zapomniałem czemu tam przyszedłem. Cudem doszedłem do domu i padłem na łóżko. Czemu to się tak potoczyło? Czemu? Powstrzymałem się przed wylewem łez. Bałem się go. Wciąż widziałem jego pełne szału oczy, ból który rozchodził się po mnie gdy uderzał w moje ciało. Chciałem tylko... Spełnić prośbę babci. Mojej ukochanej babci... W szkole nie pojawiłem się przez następne dwa dni.

Nienawiść zastąpił strach.