czwartek, 10 grudnia 2015

5. Spisek

Rozdział 5

Spisek

          Przyszedłem do szkoły o wiele wcześniej niż powinienem. Zamierzałem zemścić się na Joshu i pokazać mu, że jestem wart czegoś więcej niż przelotnego numerka. Tego dnia założyłem jak zwykle czarne wąskie spodnie, a także czarną bokserkę, która podkreślała moją wąską talię. Miałem na sobie również za dużą koszulę w kratę, która co chwila zsuwała mi się z ramion. Korektorem zakryłem wszystkie malinki i siniaki z wczoraj.
- Od razu na długiej przerwie idziemy do sali 201. Mój kuzyn przyprowadzi go na miejsce. Chodzi o to by go jedynie zastraszyć bo nie chce mieć problemów. - Odezwałem się do stojącego obok chłopaka. Chodził do sąsiedniej klasy i wiedziałem, że doskonale się nadaje do tego zadania. Carl był umięśnionym brunetem, który słynął z wpierdalania ludziom z byle powodu. Stanąłem razem z nim w progu mojej sali. Mężczyzna zerknął na siedzącego w ławce po oknem Josha.
- Spoko. - Zmarszczył brwi lekko i znów skupił się na mnie. - I tak szukałem okazji, aby się wyżyć.
- Ale Carl proszę, nie przesadź bo nie na tym mi zależy.
- Doskonale wiem co mam robić. Widzimy się więc na długiej.
Chłopak nie czekając aż odpowiem od razu poszedł do siebie na lekcje. Nie byłem do końca pewny czy wszystko potoczy się po mojej myśli przez tego pacana. Plan polegał na zwabieniu Josha do sali, aby tam mu przyjebać i pogrozić. Chciałem sprawić aby czuł, że mam ludzi po swojej stronie, więc i on powinien czuć do mnie respekt. Mimo, że potraktował mnie jak dziwkę to chciałem, aby po tym wszystkim traktował mnie z szacunkiem. Siadłem w ławce zastanawiając się nad tym. Joshua zajmował się swoim telefonem ale czułem jak kątem oka na mnie zerka.
          Travis odwrócił się na krześle w stronę moją i Davida. Zaczął na początku opowiadać nam jakiś jego nowy żart ale potem szybko udało mi się ich wtajemniczyć w swój plan. Po tej godzinie mieliśmy w-f. Na nim też planowałem w coś wkopać Josha, więc musiałem wylądować z nim w parze podczas ćwiczeń. Specjalnie spóźniłem się na lekcje, aby spokojnie samemu się przebrać. Na plecach miałem sporej wielkości siniaka ale jego autorem nie był Hadson. Szarpałem się z ojcem i niefortunnie obiłem sobie plecy o szafkę. Gdy skończyłem od razu siadłem na ławce obserwując jak Josh jako jedyny biega po boisku. Co chwila celnie trafiał do kosza i musiałem mu przyznać jedno - był bardzo wysportowany. Miał na sobie bokserkę, więc pozwoliłem sobie oglądać jego silne ramiona. Gdyby nie był tak zniszczony przez narkotyki to byłby bardzo przystojny. Zerknąłem w stronę wejścia na sale gimnastyczną słysząc piskliwy śmiech dziewczyn. Zaczyna się... Od razu zasiadły i zaczęły nam się przyglądać.
Zajęliśmy się wszyscy rozgrzewką ale dziś wyjątkowo nie byłem w formie. Nie spałem w nocy z tego wszystkiego, musiałem wypłakać swój wstyd. W dodatku czułem się bardzo obolały po wczorajszym, co Hadson chyba wyłapał bo cicho się podśmiewał. Jakoś zniosłem rozgrzewkę i odsunąłem się gdzieś na bok podczas dobierania się w pary. Gdy tylko Josh został sam, szybko do niego podszedłem. Odbiłem parę razy piłkę o ziemię i prychnąłem.
- Przeznaczenie czy spisek?
- Znając ciebie to pewnie spisek. O co chodzi? - Spytał wbijając we mnie wzrok.
- Jestem z tobą w parze. - Uniosłem brew lekko. - Źle to zabrzmiało.
- Fakt. A tak serio? - Mruknął i odsunął się ode mnie, aby zacząć ze mną ćwiczyć podania. - Bo nie uwierzę, że jesteś ze mną z dobrej woli.
- Ej serio. Pary już się dobrały. Z resztą chcę cię trochę zażenować. Im gorzej ja będę grał, tym gorzej ty wypadniesz i będziesz miał nie tylko niższą ocenę ale też staniesz się gorszy w oczach ludzi. - Zaśmiałem się i z całej siły odrzuciłem mu piłkę.
- Wiedziałem. Ale oceny i ludzie mnie nie obchodzą.
Joshua widocznie przyjął wyzwanie i odrzucił mi piłkę jeszcze mocniej. Widząc z jaką siłą we mnie leci szybko kucnąłem, aby nie trafiła mnie w twarz. Z resztą... To właśnie planowałem. Piłka z ogromną siłą uderzyła w twarz nauczycielki dziewczyn. Zasłoniłem usta w pseudo szoku, gdy kobieta obiła dodatkowo głową o ścianę przy której stała. Spojrzałem na zdziwionego sytuacją Josha i pchnąłem go mocno. Wyszło lepiej niż chciałem.
- Chciałeś ją zabić?!
- Przyznasz się jak było naprawdę, inaczej zaraz wszystkim wygadam, że jestem ciotą. - Warknął cicho orientując się w sytuacji i szarpnął mnie za koszulkę. Odsunął się tuż po tym i przyjrzał kobiecie mało przejęty.
- Wtedy powiem o schronie i zawiadomię policję.
Nasz nauczyciel, którego szczerze mówiąc byłem pupilkiem, podszedł do bruneta wściekły.
- Czy ty jesteś normalny? Mogłeś komuś zrobić okropną krzywdę, co z resztą już zrobiłeś. Rzuty mają być szybkie i przede wszystkim lekkie. Myślałem że o tym wiesz. Powiem o tym twojemu wychowawcy i obniży ci ocenę z zachowania.
Joshua chyba wiedział co to kultura i poszedł przeprosić nauczycielkę. Potem nie wiedząc czemu wyszedł i zniknął na resztę dnia co zniszczyło mój dalszy plan.
          Następnego dnia czekałem w szkole licząc na to, że się pojawi. Na szczęście przyszedł i standardowo zasiadł w swojej ławce. Pierwsze lekcje jakoś minęły, a na długiej przerwie szybko wyszedłem z chłopakami. Teraz wszystko było w rękach mojego kuzyna Cody'ego.
Do sali wszedł szczupły blondyn z pierwszej klasy. Ogarnął Hadsona wzrokiem i niepewnie podszedł do chłopaka.
- Em... Hadson Joshua?
- Zależy. Czego chcesz? - Brunet wyjął słuchawki z uszu wyraźnie ciekawy o co może chodzić tym razem.
- Pan dyrektor cię prosi. - Powiedział Cody patrząc na niego. - Mam cię do niej zaprowadzić.
- Super. - Zmarszczył brwi i wstał. Wyminął blondyna wychodząc z klasy ale młodszy szybko ruszył za nim. - Obejdzie się. Wiem jak trafić do Thomasa.
- Ale on jest w sali chemicznej. Właśnie mieliśmy z nim lekcje... Powiedział, że to coś związanego z twoją sytuacją rodzinną.
- Idź się goń bo to nie twój interes. - Warknął i pchnął chłopaka mocno na co ten cały się spiął. Nagle poczuł jak brunet przyciąga go do siebie za skrawek koszulki. - Zmieniłem zdanie. Idziesz ze mną.
Cody nie mając innego wyboru zaprowadził go do sali, w której wszystko się miało rozegrać. Zmusił go, aby wszedł pierwszy co od razu zrobił. Przez korytarz szedł Carl, który od razu wepchnął Josha do środka i zamknął za sobą drzwi pilnując, aby ten mu nie zwiał. Na jednaj z pierwszych ławek siedział już Travis z milczącym od początku Davidem. O ścianę opierał się Maximilian, krótko ścięty chłopak z klasy Carla ubrany w szare dresy. Ja stałem przy ścianie spokojnie. Najmłodszy chłopak od razu do mnie podbiegł.Josh zmarszczył brwi niepewnie i ogarnął nas wszystkich wzrokiem. Na mnie spojrzał jako na ostatniego gromiąc mnie ostrym spojrzeniem.
- Czego ty chcesz gnoju? - Wywarczał wściekły i zacisnął mocno pięści. Zerknąłem na chłopaka i wzruszyłem ramionami. Od początku to miało być tylko groźby... Ale nim chłopak tu przeszedł doszło do nieprzyjemnej sytuacji.


          Carl spojrzał na mnie z uśmiechem. Siedziałem na razie w sali z nim i Maximilianem, który wyciągnął z plecaka metalową rurę.
- Ej. Na cholerę wy to tu przynieśliście? - Zmarszczyłem brwi i wstałem z krzesła. Od początku średnio ufałem Carlowi ale myślałem, że mi pomoże w zemście. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nie przesadzi. Odkąd zobaczyłem rurę zacząłem wątpić w ten cały plan.
- Jak to po co? Ćpunowi należy się mały wpierdol. - Maximilian wyglądał na zadowolonego. Pewnym siebie krokiem podszedłem do Carla wkurzony.
- Miałeś być tyko ty bez Maxa i takich kurna przedmiotów.
- Nie szczekaj mały. Dobrze wiedziałeś jak traktuje takie zadania. Nie będziesz mi mówił co mam robić. Poczułem jak lekceważąco mnie odpycha. Nawet nie próbowałem się na niego rzucać. Nawet od Josha był dwa razy większy, a co dopiero ja. Skrzywiłem się mocno i podleciałem do chłopaka znowu.
- Dobra, super. Robisz co chcesz, ale ten jeden raz mógłbyś sobie oszczędzić? To są moje potyczki w których tylko pomagasz. - Powiedziałem niepewnie ale poczułem jak łapie mnie za koszulkę i uderza moimi plecami o ścianę. Aż jęknąłem z bólu, ponieważ obił mojego siniaka. Warknął pod nosem patrząc mi groźnie w oczy.
- Jeszcze jedno kurwa twoje słowo, a zmiażdżę ci te uroczą buźkę. Morda w kubeł pizdo. - Szarpnął mnie i puścił, aby pogadać z Maxem. Stałem przy ścianie z szybko bijącym sercem. Moje plany zaczęły obracać się przeciwko mnie. Wcześniej traktowałem Carla na równi z sobą ale zaczęło w końcu do mnie docierać jak jest niebezpieczny. Mogłem żyć z nadzieją, że Josh nie wyjdzie z tego z poważnymi obrażeniami. Teraz było za późno aby rezygnować.


         Maximilian nie czekając na moją odpowiedź zamachnął się i uderzył Josha z metalowej rury prosto w brzuch. Chłopak jęknął i zgiął się wpół. Zebrał swoje siły i wyprostował się, aby przywalić napastnikowi w twarz. Poczuł jednak mocne szarpnięcie za włosy w tył które pociągnął Travis. On lubił się wkręcać w takie akcje. Pociął go i obił mu twarz o swoje kolano.- Nie trawie takich jak ty ćpunie. Carl zaśmiał się głośno, gdy Hadson opadł na ziemie bezsilnie. Wciąż stałem pod ścianą z kuzynem nie mając odwagi zareagować. Byłem durniem bo wciągnąłem w to nawet Cody'ego. Nie mogłem się wstawić za Josha bo doskonale wiedziałem, że skończyłbym jak on.
- O co wam chodzi?! - Wrzasnął Hadson próbując nieudolnie wstać. Marszczył mocno brwi z bólu i wściekłości. Doskonale wiedziałem, że mi się za to oberwie. Skrzywiłem się lekko czując ból w klatce piersiowej. Josh cholernie cierpiał z mojej winy bo to ja ich na niego nasłałem.
- O gówno! To jest zabawne! - Zaśmiał się głośno i klęknął przy nim. Złapał go za szyje i zaczął go mocno okładać pięścią. Mnie to wcale nie bawiło. Jeśli to przerwę też dostanę po gębie. Trudno. Albo od Josha albo od Carla. Odsunąłem się od kuzyna i podszedłem do nich chcąc to w końcu przerwać.
- Dobra stop. Dostał już za swoje. - Powiedziałem twardo.
- E tam. Przyda mu się jeszcze parę siniaków.
- Max zamknij się bo nikt cię o zdanie nie pytał. - Warknąłem na Maximiliana wściekły. Byłem gotowy stanąć po stronie Josha bez względu na wszystko. - O co innego cię kurwa prosiłem. - Zwróciłem się do Carla, który zerknął na mnie przestając okładać chłopaka.
- Co mnie obchodzi twoje zdanie pizdo?
Przełknąłem ślinę widząc jak brunet spluwa krwią na podłogę. Spojrzał na mnie wściekły z bólem w oczach. Kolejna porcja dla mojego serca.
- Nie potrzebuję litości. - Warknął i podniósł się z podłogi z pomocą ławki stojącej obok. Gdy tylko wstał zadzwonił dzwonek na lekcje. Cody, David i Travis szybko zerwali się i wyszli z klasy. Widocznie bali się konsekwencji gdyby ktoś tu nas przyłapał. Gdy Carl chciał zamachnął się na Josha, szybko złapałem go za rękaw.
- Dzięki za dobrą zabawę. -  Mruknął Carl i uśmiechnął się widząc, że to już koniec tego całego przedstawienia. - Chodź Max. Lecimy na piwo? - Spytał swojego kumpla i wyszedł wraz z nim z klasy.
Zdałem sobie sprawę z tego, że zostałem tu sam z Joshem. Cholernie źle się czułem z tym co zrobiłem. To była przesada. Joshua padł na krzesło i wysypał na blat stołu jakieś prochy, które od razu wciągnął. Widziałem to jedynie kątem oka bo nie miałem odwagi spojrzeć na niego. Nie wiem ile czasu minęło odkąd wszyscy wyszli ale w końcu Josh wstał i podszedł do mnie szybko. Wściekły pchnął mnie mocno w tył.
- O co ci kurwa chodzi?! - Wrzasnął na mnie głośno ale ja tylko odwróciłem wzrok i cofnąłem się nieco bojąc się dalszego ataku. - Odpowiedz mi! Nic nie wygadałem i dałem ci spokój! Kurwa przesiadujesz ze mną w schronie! O chuj ci chodzi?! - Ponownie mnie pchnął ale tym razem się zachwiał. Widocznie to co wciągnął nie dało mu zbyt wiele. W końcu zebrałem się w sobie i spojrzałem mu w oczy. Pamiętałem je dokładnie odkąd patrzyłem w nie podczas seksu.
- Nie chciałem by to się tak skończyło. Chciałem ci tylko pokazać, że jestem zdolny zemścić się i mam swoją przewagę w ludziach! Ale nie chciałem, aby tak się stało!
- Coś ci nie wyszło... - Warknął. - Z resztą odpierdol się. - Urażony całym zdarzeniem wyszedł z sali szybko. Spojrzałem w ciszy na plecak, który zostawił. Wziąłem go i odetchnąłem cicho. Nie chciałem go aż tak zranić... Poszedłem do domu nie mając ochoty na dalsze siedzenie w szkole. Czułem się winny. Mogłem przewidzieć, że Carl nie da mi wszystkim pokierować. Bałem się co będzie dalej. Joshua mnie nienawidzi teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Carl mógł go nawet zatłuc do nieprzytomności.

          Każdy dzień w tej szkole był tak samo beznadziejny, a jedyne co mnie zachęcało, aby tu przychodzić to frekwencja i oceny. Dobrze się uczyłem i nie chciałem tego zaprzepaścić. Wraz z upływem dni moja sytuacja się uspakajała ale nikt ze mną nie rozmawiał. Mimo to skończyły się wyzwiska i przepychanki. Dopiero po dwóch tygodniach od ostatniego spotkania z Joshem, chłopak pojawił się w szkole. Przyszedł do klasy i pokazując jak bardzo jest wkurwiony rzucił swoją torbę pod ławkę, a sam usiadł na krześle na tyle głośno, aby każdy na niego spojrzał oprócz mnie. Nie miałem odwagi ani ochoty na niego patrzeć, ponieważ uczyłem się do sprawdzianu z matmy, który dziś mieliśmy mieć. Poczułem wibracje w spodniach i odczytałem wiadomość, którą dostałem.

Josh
"powinienem teraz wydac twoj sekret pedale"

Pedal Nicky
"Za późno."

Josh
"brawo, teraz nie mam na ciebie nic"


           Przez następne dwa dni starałem się być niezauważonym. Poniekąd mi się to udawało ale dręczyły mnie myśli, że Josh wciąż nie przychodził. Zacząłem dużo rozmyślać nad naszą relacją. Byłem pewien, że jak wróci to nakopie mi i będzie chciał mnie zniszczyć. Jedyny hak jaki miał na mnie była moja orientacja seksualna i nasz seks. Odczułem ogromną potrzebę powiedzenia o tym komuś. Jedyną osobą z tej szkoły, która o tym wiedziała był właśnie sam Joshua Hadson. Z resztą... Dlaczego się ukrywałem? Tylko po to, aby ludzie lubili kogoś kim nie jestem? Miałem powoli dość udawania. Na przerwie zaciągnąłem Davida i Travisa w pusty korytarz, aby w końcu im się przyznać. Po tak długiej znajomości musieli się dowiedzieć. Jeśli ich przyjaźń jest prawdziwa... Nie odwrócą się ode mnie i nikomu nie powiedzą. Przełknąłem ślinę i na przewie stanąłem przed nimi zbierając w sobie odwagę.
- Słuchajcie... Nie mam zamiaru wciąż wam tu kłamać jak i teraz kręcić. Jestem gejem,
Oboje wyglądali na mocno zszokowanych a Travis otworzył usta chcąc coś powiedzieć ale wciąż milczał.
- W sumie... To chyba nic złego. - Mruknął David, ale Travis mocno zmarszczył brwi i szarpnął go za ramie.
- David przymknij ryja, to obrzydliwe. On obciąga facetom, czaisz? Jest jebaną ciotą! - Warknął i pchnął mnie. Wiedziałem, że zareaguje w ten sposób. - O nas też fantazjowałeś pedale? - Spiął się cały, ale David osunął go ode mnie ręką by mi czasem nie przywalił.
- Nie, coś ty! Jesteście moimi kumplami w życiu by mi to nawet do głowy...
- Byliśmy McCarthy, byliśmy! - Nie dał mi dokończyć wściekły. To pierwszy raz, gdy zwrócił się do mnie po nazwisku. - David mowy nie ma bym przyjaźnił się z tym gnojem.
- Zrozum mnie! W końcu dałem rade wam powiedzieć, a ty tak zwyczajnie mówisz, że to koniec znajomości?!
- Właśnie tak. I nie podchodź do mnie. nie chcę byś mnie tym zaraził. - Zmierzył mnie wzrokiem, a ja stałem zszokowany.
- W sumie... Travis ma racje. To niesmaczne i... Cholera Noah jak mogłeś się z nami przyjaźnić i cały czas nas okłamywać? - David spojrzał na mnie z żalem, a ja pokiwałem głową zrezygnowany. Oni nie rozumieli jakie to dla mnie trudne.
- Przyjaźnimy się od 11 lat... Teraz chcesz się ode mnie odwrócić?
- No właśnie. Skoro to była przyjaźń to powiedziałbyś mi.
Nie czekając na odpowiedź zwyczajnie odszedł, a za nim Travis wyzywając mnie jeszcze pod nosem. Moje obawy się ziściły.

          Następnego dnia, gdy przyszedłem do szkoły od razu wyczułem te wrogą atmosferę. Jakiś typ nawet splunął mi pod nogi, więc domyśliłem się o co mogło chodzić. Albo chłopaki się wygadali albo ktoś nas podsłuchał. Gdy byłem już tuż pod klasą ktoś szarpnął mnie w tył. Spojrzałem na napastnika i spiąłem się cały. Carl.
- No i co? Taki waleczny ogier gotowy zaszczuć ćpuna okazał się ciotą? - Zaśmiał mi się w twarz, a ja zmarszczyłem brwi obserwując go. - W sumie wyglądasz na takiego lachociąga.
- Odpuść Carl. - Mruknąłem i wyminąłem go chcąc już wejść do klasy ale znów mnie szarpnął i przywalił mi mocno w brzuch. Kucnąłem i syknąłem z bólu.
- Już odpuszczam.
Carl zadowolony z siebie poszedł do swojej klasy. Słyszałem jeszcze śmiech ludzi na korytarzu i nie oglądając się za siebie wszedłem do klasy. Tym razem to Travis siedział z Davidem. Prychnął widząc mnie i wszystkie rozmowy w klasie ucichły. Siadłem w wolnej ławce przed nimi załamany. Już nie wiedziałem jak sobie radzić.
- Dzięki wam za wszystko. Szczególnie za rozgadanie tego całej szkole.


          Odpisałem mu na wiadomość po dwóch minutach zastanawiając się czy w ogóle mu o tym mówić. Wciąż byłem podirytowany w tej kwestii mimo, że David przyznał mi się, że to nie oni rozpowiedzieli o moim sekrecie. Może i wystawił mnie razem z Travisem ale jemu akurat wciąż ufałem. Nauczycielka w końcu zaczęła lekcje, a ja zastanawiałem się co mogę mu odpisać. W końcu zdecydowałem się na jedną wiadomość.

Pedal Nicky
"Przepraszam."

          Do końca lekcji nie dostałem żadnego odzewu co mnie jakoś szczególnie nie zdziwiło. Nie liczyłem na jakieś nagle przebaczenie z jego strony, więc skupiłem się na lekcji. Gdy zadzwonił dzwonek zacząłem się spokojnie pakować. Joshua jednak szybko mnie dopadł i chwycił za włosy. Zmusił mnie do wstania, a ja zmrużyłem oczy i wykrzywiłem się.
- Przeprosiny to za mało. - Wysyczał mi w twarz niemal przywierając do mnie ustami. Był na tyle blisko bym czuł jego szybki i wściekły oddech na swoich wargach. Pchnął mnie i szybko wyszedł z klasy. Poprawiłem włosy trochę wystraszony tym zagraniem ale chwile potem pobiegłem za nim.
- Więc co mam zrobić byś mi wybaczył?!
- Nagle zależy ci na tym żałosnym ćpunie? Kiedy straciłeś kumpli łapiesz się ostatniej deski? - Zatrzymał się i spojrzał nam nie zirytowany.
- Trochę tak. - Odparłem szczerze. - Ale chodzi głównie o to, że czuje się winny. Z resztą wciąż mam uprawnienia do naszego schronu.
- Wcześniej miałeś uprawnienia do MOJEGO schronu. Teraz nie bądź taki pewny. - Pokazał mi swój środkowy palec i ucałował go. Odwrócił się i skierował się po schodach na niższe piętro. Ja jednak nie dałem za wygraną i pognałem za nim.
- Mam twój plecak w domu... - Stanąłem na schodach patrząc na niego z nadzieją. Chciałem odkupić swoje grzechy, a on najbardziej potrzebował.... Pieniędzy, - Zapłacę ci! Będziesz miał na dziwki, nar... - Nie dał mi dokończyć bo w sekundę znalazł się przy mnie i zatkał mi usta dłonią. Przywarł mnie do ściany i obserwował wkurzonym wzrokiem.
- Posrało cię? Jakiś nauczyciel może to usłyszeć idioto. I nie musisz mi płacić jak jakiejś dziwce. Słuchaj. Zrobisz tak jak ci mówię. Po szkole idziesz do domu, bierzesz plecak i widzę cię w schronie. Będę tam czekał. Wtedy pogadamy. - Warknął i odsunął się ode mnie. Nie czekając na moją odpowiedź zszedł po schodach na dół. Miał racje. Byłem pieprzonym idiotą, który przestał panować nad tym co robi i mówi.
Hadson pojawiał się na zajęciach przez cały dzień ale nie odezwałem się do niego ani razu. Po skończonych lekcjach poszedłem do domu po jego plecak. Nie grzebałem mu tam ani razu, ponieważ nie miałem w zwyczaju naruszać cudzej prywatności. Cieszyło mnie jednak, że dziś się pojawił cały i zdrowy.

<- Rozdział 4: Biały proszek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz