sobota, 16 stycznia 2016

10. Uzależnij się

Rozdział 10

Uzależnij się



- Nicky... Książę mój, pora wstawać.
Poruszyłem się lekko słysząc głos Josha tuż przy swoim uchu. Uchyliłem powieki i dostrzegłem zarysy swojego chłopaka. Tak... W końcu mogłem go nazwać swoim chłopakiem. Gdyby nie jego nagłe wyznanie to nawet nie zdawałbym sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem w nim zauroczony. Uśmiechnąłem się delikatnie i pozwoliłem, aby w moich policzkach pojawiły się niewielkie dołeczki. Joshua wyglądał na wyspanego. Miał niegrzecznie potargane włosy i wpatrzone we mnie brązowe oczy. Przez okno wpadały jasne promienie słońca i już nie musiałem zerkać na zegarek by dowiedzieć się, że jest ranek. W schronie zawsze było ciemno, a światła dostarczała jedynie stara żarówka i ewentualnie mała lampka stojąca przy komodzie.
- Miły widok z rana.
- Nawet bardzo miły. Jak się spało? - Spytał mnie swoim czułym głosem i delikatnie musnął moje usta na dzień dobry.
- Dobrze, ale musimy się umyć i iść do szkoły. Wcześniej możemy wstąpić do piekarni na śniadanie... - Mruknąłem przecierając zaspane oczy. Uśmiechnąłem się lekko, gdy się zgodził. Chwilę później w samych bokserkach poszedłem się umyć. Wyszedłem ostrożnie na korytarz, aby nikogo nie spotkać ale pierwsze co dostrzegłem to bielizna jego rodziców i parę ubrań rozrzuconych na podłodze. Chyba im się śpieszyło... Trochę rozbawiony poszedłem w końcu się wykąpać. Nie zajęło mi to dużo czasu, a w drodze powrotnej pokonałem ubrania przeskakując zgrabnie obok nich.
- Twoja mama nosi odważną bieliznę. - Zaśmiałem się na wspomnienie czerwonej, koronkowej bielizny jaką spotkałem w korytarzu. Josh zakładając czyste bokserki westchnął ciężko i wbił we mnie swój zdegustowany wzrok.
- Znowu nie dali rady dojść do sypialni? - Prychnął. - Mówię ci, oboje zachowują się jakby wciąż mieli po 20 lat. - Chłopak wyszedł z pokoju i w szparze między drzwiami i futryną dostrzegłem jak wrzuca ich ubrania do sypialni. Wejrzał na chwile do swojego pokoju rozbawiony. - Widocznie nie tylko my pogrzeszyliśmy. Idę się myć.
Hadson posłał mi całusa i zaraz potem zniknął. Moim zdaniem to było coś uroczego. Wciąż się wzajemnie fascynowali i pociągali. Jeśli wciąż się kochają to dobrze, że robią takie rzeczy. Bo bez uczucia to byłoby takie... Puste. Zacząłem rozmyślać o tym, czy mnie i Josha łączy coś więcej niż zauroczenie. Może miłość?
Naciągnąłem na siebie wczorajsze spodnie i nowiutką bluzę. Była trochę za duża ale lubiłem taki styl. Chwilę zastanawiałem się które buty ubrać ale zdecydowałem się ostatecznie na białe airmaxy. Nałożyłem nowe słuchawki koloru moich butów, rozczochrałem włosy i zarzuciłem głowę na bok tak, aby się ułożyły. Już wyglądałem super. Jak zwykle z resztą. Gdy mój partner wrócił nałożył na siebie ubrania które zakupił wczoraj. Jeansy, nieco podarte oraz czarną bluzkę bez rękawów. W kwestii mody znacznie się różniliśmy ale łączyło nas zamiłowanie do czerni. Widziałem jak krzywi się w lustrze oglądając swoje oblicze.
- Wyglądasz super. - Pochwaliłem go i przytuliłem od tyłu zatapiając się w jego plecach. Najprawdopodobniej gryzły go te widoczne ślady po wkłuciach. Łokcie, ramiona i przedramiona, nadgarstki. Kostki, uda... To wszystko rzucało się w oczy ale mi to nie przeszkadzało. Akceptowałem go. - Jesteś dla mnie idealny... - Szepnąłem, a chłopak ułożył swoje dłonie na moich.
- A te ślady? Nie przeszkadzają ci?
Gdy zadał mi to pytanie ogarnąłem go wzrokiem. Owszem, miał wiele tych śladów, które na swój sposób obrzydzały. Ale podobało mi się w nim wszystko. Lekko zapadnięte policzki, podkrążone oczy, chude ale umięśnione ciało i ziemista cera. Wszystko mnie w nim kręciło, miał takie cechy które go wyróżniały, czyniły wyjątkowym.
- Szczerze? To trochę obrzydliwe ale mnie to kręci. Powinienem iść do psychologa?
- Nie, nigdzie nie idziesz. Dziękuję... - Szepnął i odwrócił się w moją stronę by ucałować mnie w usta.
- Mówiłem już. Wyglądasz na ćpuna ale jesteś przystojny. Taka mieszanka tworzy coś... Niebezpiecznego, podniecającego... Jesteś idealny. - Zamyśliłem się chwilowo. - Josh... Zacznij znów brać. - Powiedziałem poważnie.
- Co?
- To co powiedziałem. - Patrzyłem na niego twardo. - Tylko zacznij brać coś lepszego.
- Co ty gadasz? Żartujesz sobie? - Zmrużył oczy obserwując mnie dokładnie. - Co niby?
- Mnie. - Zawiesiłem mu ręce na szyi. - Uzależnij się ode mnie bardziej niż od dragów... Patrz na mnie z pożądaniem. Obiecuję, że zostawię na tobie różne ślady... Malinki, zadrapania i ugryzienia... I postaraj się, aby nikt nie brał cię na odwyk... 
- Obiecuję... Uzależnię się od ciebie. Będziesz moim narkotykiem... Moją amfetaminą. - Szepnął Josh, gdy załapał o jaki narkotyk mi chodzi.  Pocałował mnie namiętnie i pchnął mnie na szafę lekko. Posłusznie oparłem się plecami o nią. - I nigdy nie dam się zaciągnąć na odwyk...
- I nigdy nie przestawaj mnie brać.

          Gdy wyszliśmy z jego domu, od razu pokierowaliśmy się do sklepu, aby kupić sobie jakieś śniadanie i dwie kawy. Zjedliśmy wszystko po drodze w dobrych humorach ale gdy byliśmy już pod szkołą, jakiś chłopak pchnął Josha na co ten tylko pokazał mu środkowego palca. Dziś się zacznie... Do wszystkich pewnie dotarła wiadomość z wczoraj o mnie i Joshu. Weszliśmy do sali i siedliśmy razem. Nie stało się nic co by było skierowane bezpośrednio na lekcji. Rozmawialiśmy chwile o naszych planach, znaleźliśmy nawet filmik na facebook'u z wczoraj z dopiskiem "Nareszcie ktoś nie boi się być sobą. :)". Nie do końca mnie to przekonywało, ponieważ to jedynie dolewało oliwy do ognia i nadawało niepotrzebnej popularności. Po paru godzinach, na długiej przerwie pojawił się w drzwiach sali niski chłopak z azjatyckimi rysami. Był ubrany w markowe ubrania i kiwał na mnie głową chcąc wywołać mnie na korytarz. Wytłumaczyłem Joshowi, że to ten chłopak z którym miałem wczoraj się spotkać i pognałem do Matta zostawiając swojego partnera w sali.
Joshua Hadson został sam wysłuchując głupich komentarzy w swoim kierunku. Gdy tylko jeden z nich go szturchnął, Josh wstał i najłatwiej rzecz ujmując, pogonił go. Wrócił na swoje miejsce ale nie dane mu było spokojnie poczekać do lekcji, ponieważ od razu stanęli przy nim Travis z Davidem.
- No siema żulu. - Zaczął jak zwykle metal, który zawsze szukał powodu do zaczepek. - Coś ostatnio zaprzyjaźniłeś się z Noah. Płaci ci za ruchanie dupy byś miał na dragi?
- Mówiłeś coś? - Josh spojrzał na rozbawionego bruneta i wyjął jedną słuchawkę z ucha. Niechętnie się przyłączył do rozmowy ale ktoś musiał chłopaków postawić do pionu. Travis już wyprowadzony z równowagi pociągnął go za włosy, a David zaśmiał się pod nosem.
- Ty, faktycznie ma te dziury wszędzie.
- Ty, faktycznie. Na dupie też mam. Możesz mnie w nią pocałować szczylu. - Warknął Josh zirytowany ich zachowaniem ale nadal nie dał wyprowadzić się z równowagi. Chwycił nadgarstek dłoni za którą Travis ciągnął jego włosy i mocno ścisnął. Z pewnością go to zabolało bo chłopak lekko się skrzywił.
- Ty męska kurwo... - Syknął cicho i szarpnął jego krzesło zirytowany. 
- Daj spokój. Kretyn myśli, że jest lepszy. - Odezwał się w końcu David.
- Popierdolone ścierwo. Jesteś tylko podludziem, z listy ludzi już dawno się skreśliłeś, pedale. Dziwie się, że ktoś w ogóle na ciebie leci, McCarthy musi serio tęsknic za chujem w dupie. 
- Słuchaj popaprańcu. Powiem ci to raz, a wyraźnie. Ani na mnie, ani na nikim innym nie robią wrażenia te twoje durne zaczepki na poziomie gimnazjum. Nie jesteś tu "kimś". Jesteś małym gówniarzem, który myśli, że może wszystko. Tylko podbudowujesz sobie kurwa kompleksy. - Szarpnął Travisa i pchnął go na tablice. Zadał cios tuż obok jego głowy i nawet nie dostrzegł jak przez to zdziera sobie skórę z knyci. - Zajmij się swoim marnym życiem pluskiewko to ci to na zdrowie wyjdzie. Inaczej poznasz co to naprawdę znaczy "pobicie". - Travis chwile patrzył na chłopaka. A na jego ustach pojawił się uśmiech i zaklaskał pare razy w dłonie. Wyprowadzenie Josha z równowagi było dla Travisa najwidoczniej bardzo ciekawym zajęciem.
- Gratuluje popisówki. Znów się czegoś nawąchałeś? Z reszta ty mi grozisz? MI? Mam ci przypomnieć kto ostatnio zwijał się na podłodze, gdy cię okładaliśmy? Stoczyłeś się. Nieważne co Noah robi, aby cię "podnieść". On cię zostawi. Szukał po prostu kogoś, kto się nim zainteresuje. A że padło na takie... - Ogarnął go wzrokiem z obrzydzeniem. - "Coś", to już jego sprawa. Kocha cię w ogóle? Zauroczył się? Zapytaj go. Ja już z nim rozmawiałem. Z reszta spójrz na siebie. Założenie nowych ciuchów nie czyni cię kimś godnym. Widziałeś się w lustrze? Jesteś przeżarty przez te gówna co pochłonąłeś i to widać.
- Zamknij w końcu tę zawszoną gębę... - Wywarczał Joshua i złapał go za dłoń, gdy tylko chłopak wymierzył w niego cios. Wykręcił mu ją boleśnie do tyłu. - Może i się stoczyłem, jestem jebanym ćpunem, pedałem, biedakiem i nikt mnie tu nie lubi ale nadal jestem lepszy od rozpuszczonego bachora, który tylko szuka okazji, aby się wyżyć na innych. Jesteś nikim Travis. - Prychnął i odsunął się. - I może mam przeżarty mozg ale nie jestem na tyle głupi by dać się dalej prowokować.
- Pożałujesz swoich słów, gdy zmiażdżymy kości twojego pedałka... 

        Rozmowa z Mattem pochłonęła mnie na tyle, że nie usłyszałem dzwonka na lekcję. Siedzieliśmy na korytarzu pod ścianą i śmialiśmy się z różnych głupot. Matthew Yoneda był chłopakiem, z którym dość długo chatowałem przez internet na portalu randkowym. Dziwnym trafem znaleźliśmy się w tej samej szkole. Matt dopiero się przepisał i był młodszy o rok. W rzeczywistości też okazał się być optymistycznym i radosnym chłopakiem. Powiedział, że często się przeprowadza z powodu pracy jego rodziców. Nawet nie dostrzegłem Josha stojącego tuż obok mnie.
- Wiecie, że już po dzwonku? 
- Chcieliśmy jeszcze chwilę pogadać. - Powiedziałem rozbawiony wcześniejszym tematem. Miło mi się rozmawiało z Mattem. Dostrzegłem jak Josh ogarnął wzrokiem mojego kolegę, który wstał z uśmiechem na ustach. 
- Dobra... To ja się zbieram na lekcje. Cześć! - Chłopak zabrał swoją torbę i najzwyczajniej poszedł spóźniony na lekcje.
- Przywykłem, że odstraszam ludzi. - Kucnął przede mną i spojrzał mi w oczy. -  Dwie sprawy... Pierwsza, trochę jestem zazdrosny o tego typka, a druga to że znowu Travis i David zaczynali, więc uważaj na siebie. Dobrze wiesz, że maję kiepskie pomysły...
- Od kogoś się uczyli... Nie musisz się martwić. I nie bój się, uważam na siebie. - Wywróciłem oczami.
- No dobra. Mam nadzieje... Słuchaj, to głupie ale muszę spytać. Nie przeszkadza ci to, że nie jestem bogaty? Ale tak szczerze. 
- Czemu pytasz?
- A jak myślisz? Masz kasy jak lodu, twoi dawni kumple też, Derek z tego co się orientuję też biedą nie śmierdział no i ten dzieciak tak samo. A ja? Mam pieniądze na jedzenie dla siebie i teraz zostaje mi od biedy kilka stów na dodatkowe wydatki. Nie mieszkam w willi, moi rodzice to nie niewiadomo kto... Widać tę różnicę.
- I tak ci to ciąży? Na pewno to w pewnym sensie zmienia mój wizerunek jak i z takimi dzieciakami lepiej się żyje ale no co ja poradzę, że cię polubiłem? Nie zwracam na to uwagi.
- Czyli... Nie zostawisz mnie dla jakiegoś bogatego dzieciaka? - Chłopak wpatrywał się we mnie z dziwną nadzieją i obawą w oczach. Nie rozumiałem tego całego problemu. Zgodziłem się z nim być, więc to mnie zobowiązywało do wielu rzeczy.
- No... Nie planuję.
- Okej. Wracajmy już na lekcję. - Joshua mruknął posępnie i wstał. Udaliśmy się na lekcje ale Hadson wciąż wydawał się być nieobecny. Do końca dnia taki był, więc pewnie dużo nad czymś myślał. Nie ufał mi i bał się, że go zdradzę?

         Chodziłem po pokoju poddenerwowany. Dziś był dzień długo wyczekiwanego koncertu Disturbed. Ubrałem wszystkie ubrania, które mi kiedyś przygotował i rozczochrałem włosy, aby wyglądać na bardziej niegrzecznego. Gdy w końcu dostrzegłem Josha przez okno zbiegłem od razu na dół, aby go przywitać. Koszulę zawiązałem w pasie zamiast nałożyć ją na siebie. Ogarnąłem mojego chłopaka wzrokiem, wyglądał zajebiście. Miał czarne bojówki i bokserkę tego koloru, jeansową kamizelkę z naszywkami i jakimś nadrukiem z tyłu. Na nadgarstku miał pieszczochę, a w dłoni glany dla mnie. Sam też miał takie buty. Od razu je przyjąłem i założyłem na nogi. 
- Już nie mogę się doczekać!
- Powinny być dobre na ciebie. Aż tak się cieszysz na ten koncert? - Zaśmiał się pod nosem widocznie rozbawiony moim entuzjazmem. 
- No, nigdy na żadnym nie bylem!
- Więc dzisiaj to zmienimy. - Uśmiechnął się szeroko i ogarnął mnie wzrokiem. Poczułem jak lekko się rumienię. - Wyglądasz świetnie. I jak pasują?
- Są dobre ale ciężkie. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem. - Idziemy? - Joshua na moje pytanie skinął głową. Ruszyliśmy w stronę parku w którym miał się odbyć koncert. W połowie drogi chłopak spojrzał na mnie.
- Na tym koncercie nie musisz się ukrywać... Będzie pewnie ktoś homo, a poza tym... Raczej nikt nie zwraca uwagi na takie rzeczy na koncercie.
- Naprawdę? 
- Tak. - Skinął głową. - Nie przejmuj się tak tym.
Szliśmy jeszcze kilka minut po czym dotarliśmy do parku. Wszędzie dookoła nas były stoiska z alkoholem, fastfoodami i gdzieniegdzie widziałem toitoie. Na środku pod sceną stała liczna grupa osób słuchająca jakiegoś mniej znanego zespołu. Od razu pomyślałem o jednym... Ile osób już coś wzięło? Nagle poczułem uścisk na dłoni. Spojrzałem na Josha, gdy tylko zrozumiałem, że to on. Pogładził mnie palcem po dłoni, aby jakoś uspokoić.
- Mogę? Nie przejmuj się... Nikt cię tu zje za to. Chcesz piwo? - Skinąłem głową i już po chwili siedzieliśmy przy stoliku obok stoiska.
- Sporo osób tu jest. - Mruknąłem upijając nieco piwa i rozglądając się uważnie.
- To dosyć znany zespół. - Kiwnął głową z uśmiechem. Nagle podszedł do nas jakiś młody mężczyzna. Dziwnie od niego pachniało... Przyglądał się uważnie Joshowi i od razu domyśliłem się o co chodzi. Znajomy od ćpania...
- Josh? Stary jak dobrze, że jesteś bo towarzystwo coś sztywnawe... - Skinął na grupkę siedzącą niedaleko. Wyglądali na takich co ledwo się trzymają, więc nieco się zaniepokoiłem. 
- Sory ale ja już się odmeldowałem... Nie ćpam. - Prychnął, a ja poczułem jak chwyta palcem mój palec. Odniosłem wrażenie, że chce się w ten sposób upewnić, że jestem i pilnuję.
- Od ilu? - Zaśmiał się nieznajomy. - Tygodnia? Kilku dni? I tak do tego wrócisz. Jesteś i będziesz ćpunem. - Dźgnął Josha palcem w tors, a ja zmarszczyłem brwi. Nie podobało mi się to. - Nie dasz się namówić na jedno małe zapomnienie?
- Od miesiąca... I nie. Nie dam.
- Powiedział ci kurwa chyba że rzucił. - Odezwałem się w końcu zirytowany. Nie miałem zamiaru pozwolić mu na to, aby dalej namawiał mojego partnera na ćpanie. Josh się zmienił i koniec. Facet ogarnął mnie wzrokiem widocznie wkurzony, że wtrąciłem się w rozmowę.
- Jeszcze będziesz błagał o działkę. Zobaczysz. - Prychnął i wrócił do grupki przy lesie.
- Dzięki. To był mój stary znajomy... - Odetchnął głośno i upił spory łyk piwa. - Cóż... Nie każdy wierzy, że można z tego wyjść. On jest na to za słaby...
- Ale ty jesteś silny, więc ci zabraniam cokolwiek z kimkolwiek brać. 
- Wiem... Jesteś moim jedynym narkotykiem. 
- I tak ma zostać. - Uśmiechnąłem się w końcu, gdy poczułem jego usta na moim policzku.
- Wiesz... Chyba potrzebuje nowej działki.
- To sobie musisz wziąć... - Wymruczałem patrząc mu w oczy. Ten uśmiechnął się półgębkiem i już po chwili mogłem poczuć jego wargi na swoich. Pogładziłem go po policzku i czuło oddałem mu pocałunek. Od razu lepiej się poczułem. Wybrał mnie, nie ćpanie. Przez resztę czasu gadaliśmy, śmialiśmy się i byliśmy już po prawie trzech piwach. W końcu zauważyłem, że ludzie się zbierają przy scenie. Wstaliśmy i poszliśmy wtopić się w tłum, który głośno zawył, gdy zobaczył zespół na scenie.
- Ciekawe czy ktoś znajomy tu jest. - Odezwałem się podekscytowany.
- Możliwe, że ktoś się znajdzie. 



Wokalista zapowiedział piosenkę. Od razu rozniósł się krzyk i po chwili zaczęła się muzyka. Krzyknąłem zadowolony razem z resztą ludzi. Przed nami zaczęło robić się pogo. Skakałem i obijałem się o innych ale cały czas pilnowałem się Josha ściskając jego dłoń. Mimo, że czasem ktoś przypadkiem mnie uderzył to nie narzekałem. Dodawało mi to adrenaliny i dodatkowo bawiło. Popadłem w szał razem z tłumem i Joshem. Cały koncert skakaliśmy w pogo, kilka razy upadłem tak samo jak i Joshua ale byliśmy cali. Co jakiś czas tylko robiliśmy krótkie przerwy na oddech lub po to, aby się pocałować. Po półtorej godziny koncert się skończył i odszedłem ze swoim chłopakiem kawałek dalej. Dyszałem zmęczony i spocony ale zdecydowanie to był udany pierwszy koncert.
- Ej zaczekasz tu na mnie? - Odezwałem się nagle, gdy tylko zobaczyłem swoich starych znajomych. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że dziś kogoś spotkam. 
- No... Dobra. - Josh puścił moją dłoń i potargał mi włosy z uśmiechem. - Leć. 
Pognałem do znajomych, gdy tylko się zgodził. Dawno ich nie widziałem, kontakt nam się kiedyś niestety urwał, a byli zabawnymi ludźmi. Zaraz zaczęli mnie przytulać i ściskać moje dłonie na powitanie. Zapaliłem z nimi papierosa i chwilę porozmawiałem. Zerknąłem na Josha widząc jak też zapalił i odwrócił swój wzrok. Miałem wrażenie, że wciąż czuł się od nich gorszy. Myślał, że się do wstydzę? Odetchnąłem i wróciłem do swojego chłopaka. 
- Dobra, chodź.
- To twoi znajomi, ta?
- Ehem.
Złapałem go za dłoń i zaciągnąłem do swojej grupki znajomych. Musiałem mu udowodnić, że jest najważniejszy. Przedstawiłem go wszystkim wciąż nie puszczając jego dłoni.

         Wracaliśmy spokojnie do jego schronu przez mniej uczęszczaną część parku. Po drodze kupiliśmy po piwie, dwie paczki fajek i czipsy. Dotarliśmy do schronu w dobrych humorach, Josh był naprawdę szczęśliwy, że go przedstawiłem znajomym. Chciałem ściągać na jego usta uśmiech... Gdy tylko otworzyłem schron swoim kluczem i zszedłem na dół dostrzegłem materac, który mi obiecał. Widząc go od razu się na niego rzuciłem. Był cały biały z szarymi przebarwieniami ale to nic, ponieważ nadrabiał miękkością. Był pościelony już moimi kocami i poduszką. 
- Jaki super!
- To dobrze. Jest cały twój. - Josh siadł tuż przy mnie i pocałował mnie krótko ale za to namiętnie. Podał mi piwo, które otworzyłem zapalniczką.
- W końcu nie muszę spać na ziemi.
- Chcesz? - Skinąłem głową. Chłopak podał mi papierosa i zapaliłem od razu. Josh podrapał mnie pieszczotliwie po plecach. Lubiłem, gdy traktował mnie tak delikatnie i czuło.
- Jak ci się podobał koncert?
- Był super... - Wymruczałem i oparłem głowę na jego ramieniu. Poczułem jak obejmuje mnie w pasie i przyciąga bliżej siebie. - Powtórzyłbym to.
- Nie ma sprawy. Masz jakiś ulubiony zespół?
- W sumie... To nie. Nie umiem się przywiązać do jednego artysty.
- Okej, to powiedz chociaż co lubisz.
- Pop i rock ogółem... Coś jak Eli Lieb, Mike Posner, Soko, Eminem...
- Więc obiecuję, że jeżeli jakiś koncert będzie to cię zabiorę. - Uśmiechnął się szeroko i stuknął się ze mną piwem. - Za najlepsze koncerty świata. 
- Na które się oczywiście wybierzemy. - Zaśmiałem się i napiłem piwa razem z nim.
- Jesteś wspaniały. Dzisiaj był pierwszy dobry dzień od bardzo dawna... Może nawet najlepszy w całym życiu. Świetnie się bawiłem.
- Miło to słyszeć. - Szepnąłem całując go krotko ale leniwie. Josh chyba wyczuł moje zmęczenie.
- Zmęczony?
- Trochę...
- Więc idziemy spać. Tylko się rozbierz. - Zamruczał i pogładził moje potargane włosy. Sporo dziś przeżyły. Zamruczałem cicho.
- Tak do naga?
- Możemy i do naga... - Musnął moje usta czuło.
- Zmarznę. Wolę byś pożyczył mi koszulkę.

         Schowany pod kołdrą powoli sunąłem dłonią po jego kroczu. Wszystko co mnie teraz interesowało chowało się pod cienkim materiałem bokserek.
- Noah, co robisz? - Usłyszałem pytanie retoryczne. Chwilę potem Josh westchnął, a ja zaśmiałem się cicho. Chciałem by było mu jak najlepiej. Mimo to dręczyło mnie to, że tak wiele osób go tu dotykało...
- Mam się nim zająć..? - Wymruczałem kusząco i pogładziłem go po całej długości penisa. Przesiadłem się tak aby nie siedzieć obok, a między jego nogami.
- Tak...
- A jak mam to zrobić? - Wymruczałem i zsunąłem jego bokserki. Wziąłem w dłoń jego członka i zacząłem wykonywać powolne ruchy dłonią.
- Lubisz mnie prowokować co, Nicky? - Westchnął. Poczułem jak już napręża się pod moim dotykiem. - Dotykaj mnie tam... Weź do buzi. - Szepnął gardłowo, a ja grzecznie go posłuchałem. Pomasowałem delikatnie jego jądra i zassałem się na jego penisie. Gdy wziąłem go głębiej w usta, Joshua wygiął się. Poczułem jego dużą dłoń na swojej głowie, która motywowała mnie do działania. Masowałem jego trzon ręką w odwrotnym tempie niż ruchy mojej głowy. Nie chciałem by się przyzwyczajał do jednego tempa. Starałem się przyspieszać pieszczoty tylko po to, aby następnie je spowolnić. Hadson poruszył biodrami niecierpliwie. Polizałem go wzdłuż całego trzonu i palcem potarłem jego końcówkę.
- Cudownie... - Poruszył biodrami nagle przez co trochę się wybiłem z rytmu. To jednak mnie bardziej nakręciło, uwielbiałem gdy ktoś się zwija od moich pieszczot.
- Taki duży... 
- Noah dojdę... - Wysapał podnieconym głosem. Zmusiłem się do głębszych i intensywniejszych ruchów. Ssałem go i pocierałem dłonią tak, aby wprowadzić go w przyjemny obłęd. - Cholera, Noah... - Josh zgiął nogę w kolanie i zaczął poruszać rytmicznie biodrami wbijając się w moje usta. Nieco mocniej chwycił moje włosy. Wsłuchiwałem się w jego sapanie jeszcze chwilę po czym doszedł prosto we mnie. Musiałem szybko wszystko przełknąć, aby się nie zadławić. Wyłoniłem się czerwony spod kołdry i pocałowałem go swoimi gorącymi i wilgotnymi ustami. Chłopak odwzajemnił pocałunek gładząc mnie po karku. Tak skończył się nasz pierwszy, wspólny koncert.

         Otworzyłem oczy zaspany. Leżałem san na materacu w bokserkach i koszulce Josha. Od razu wyczułem dym i spojrzałem na siedzącego na krawędzi łóżka chłopaka. Palił papierosa i najwidoczniej nie była to jego pierwsza fajka. Wyglądał na zirytowanego.
- Hej. Ale zakopciłeś... - Mruknąłem i przetarłem zaspane oczy. Wtuliłem się jednak po chwili w cieplutki koc zaspany. Joshua zgasił papierosa na krawędzi łóżka i wstał po to, aby po chwili znaleźć się przy mnie. Spojrzałem na niego pytająco i od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Spojrzałem na niego niepewnie.
- Noah... Kim jest Luke? 
Powiedział twardo, a ja otworzyłem szeroko oczy. Znieruchomiałem. To było niemożliwe, aby Josh wiedział o nim... Przełknąłem ślinę i zacisnąłem pięści na kocu. Kurwa.

<- Rozdział 9: Koniec jest początkiem nowego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz