środa, 23 grudnia 2015

9. Koniec jest początkiem nowego

Rozdział 9

Koniec jest początkiem nowego


         Mimo kolejnej próby, znów nie udało mi się porozmawiać z siostrą. Gdy się obudziłem już jej nie było, więc ubrałem się szybko w czarne wąskie spodnie i tego koloru bluzkę z szarym nadrukiem tygrysa. Nałożyłem swoje ulubione buty i wyszedłem z domu pod którym już czekał na mnie mój partner. Jechaliśmy spokojnie autem Dereka prosto do mojej szkoły. Siedziałem z przodu i wyglądałem za szybę szukając za nią czegoś co pomoże mi zebrać w sobie odwagę i poruszenia tego tematu. Odetchnąłem cicho i skupiłem się na swoim przystojnym partnerze. Oglądałem uważnie jego profil, który teraz był skupiony na drodze. W końcu byłem gotów na te rozmowę.
- To nie wypali. - Powiedziałem prosto z mostu. Dostrzegłem jak marszczy brwi ale nawet mnie nie zaszczycił spojrzeniem. - Świetnie się z tobą bawię ale to nie to. Rozumiesz o co mi chodzi?
- I mam rozumieć, że ci się znudziłem?
- Nie! Sam mówiłeś, że chcesz spróbować. I na próbie się tu kończy.
Mężczyzna milczał przez chwilę, a ja tkwiłem w niecierpliwości. Cały czas byłem pewien, że się wścieknie ale jego spokój wyprowadził mnie z równowagi.
- Zgoda. Jak chcesz. Ja też tego nie czuję. - Przyznał w końcu Derek. - Chodzi o tego chłopaka? Johna czy jak mu tam...
- Josha. I to nie o niego chodzi... Najzwyczajniej między nami nie było i nie ma miłości.
- Więc tu nasza przygoda się kończy?
- Jeśli chcesz to możemy się przyjaźnić...
- Noah, masz mnie za kretyna? Od początku dawałem ci jasno do zrozumienia, że nie chcę w tobie mieć kumpla. Takich mam od groma. Chcę związku. Takiej miłości, która pozwoli mi być sobą. - Stanął przed moją szkołą i w końcu spojrzał na mnie skrzywiony. - Myślałem, że to mógłbyś być ty. Jednak rzeczywiście czegoś zabrakło.
- Więc tu się rozchodzimy... - Mruknąłem niechętnie obserwując jego ciemne, głębokie oczy. Przysunąłem się do niego i ucałowałem jego usta czuło. Od razu odwzajemnił mój pocałunek ale szybko go zakończyliśmy. - Żegnaj.

          Zasiadłem w swojej ławce i dyskretnie zerknąłem na Josha, który właśnie siadł przy mnie. Miał na sobie jeansy oraz czarną bokserkę i bluzę. Ubierał się tak zwyczajnie... I to mi się w nim podobało.
- Hej młody. - Mruknąłem coś na powitanie i wczytałem się w książkę. - Wszystko gra?
- Ehem. Ale zaraz będą pytać z ostatniej lekcji.
- Super. - Warknął zirytowany. Od razu domyśliłem się, że się nie nauczył. Uniosłem kącik ust rozbawiony, że dał się wkręcić.
- Żartowałem. Nikt dziś nie pyta. - Uśmiechnąłem się i odłożyłem książkę na blat biurka. - Jesteś bi, prawda?
- No tak... Czemu pytasz?
- I mówiłeś, że chcesz chodzić z kimś, kto zaakceptuje... Wiesz co. - Zmrużył oczy podejrzliwie ale chyba w końcu załapał bo spojrzał na swoje ręce. Chodziło mi o jego branie narkotyków.
- No... Wiem, ale to już przecież nieaktualne.
Dostrzegłem lekki uśmiech na twarzy. Od razu zrozumiałem, że był z siebie dumny, że osiągnął coś w co wątpił, że zrobi. Obserwowałem go dokładnie zastanawiając się czy poruszenie tego tematu byłoby w porządku. Musiałem się przyznać przed samym sobą, że bardzo mi się podobał... Ale nie chciałem by o tym wiedział. Wolałem by był moim przyjacielem, kimś kto zawsze przy mnie będzie. W innym wypadku odrzuci mnie lub zerwie po jakimś czasie. Nie miałem w sobie na tyle odwagi aby mu wszystko wyznać i zaryzykować.
- Więc skoro przestałeś to może czas zastanowić się nad jakimś związkiem?
- No chyba tak ale nie czuję nacisku by już teraz kogoś sobie znaleźć. Z resztą poza tobą nie mam nikogo... Do czegoś zmierzasz? - Uniósł brew widocznie rozumiejąc mój mały spisek.
- Do tego, że źle interpretujemy słowo "kumple". Wydaje mi się, że musimy zaprzestać jakichkolwiek czułości. - Powiedziałem spokojnie. Nie chciałem ranić ani jego ani siebie. - Zawsze możesz umówić się z moją siostrą. Jest identyczna, pewnie tak samo całuje i ma cycki.
- Nie obraź się ale nie chcę chodzić z twoją siostrą. Jest śliczna i w ogóle ale... Sam nie wiem. Po prostu nie mam ochoty. - Mruknął i skrzywił się lekko bo chyba spodziewał się innej rozmowy. - Chodzi o Dereka?
- Z Derekiem zerwałem dziś rano jak odwodził mnie do szkoły. Po prostu jeżeli dalej będziemy ze sobą tak blisko to nigdy nie znajdziemy drugiej połówki. - Wydawało mi się, że przez chwile w jego oczach dostrzegłem błysk i lekki uśmiech zagościł na jego ustach. Ale była to tylko chwila.
- Wiesz... Niekoniecznie... - Burknął nim zaczęła się lekcja. Zamilkł widocznie zamyślony, a ja nie zamierzałem rozpoczynać nowego tematu. Wolałem skupić się na lekcji. Zgłosiłem się do odpowiedzi i bez problemu dostałem 4+. Potrzebowałem skupić się na czymś innym niż Hadson. Tuż po powrocie do ławki napisałem Joshowi karteczkę.
"Znalazłem kolejnego kandydata na partnera. Chodzi do tej szkoły. :)"
"Kto to taki?"
"Rok młodszy. Na tej przerwie mamy się spotkać."
Chłopak dyskretnie zagryzł dolną wargę czytając kartkę. Wpadł w wir własnych przemyśleń. W końcu zdecydował się odpisać.
"Teraz już cała szkoła o tobie wie, tak?"
"Chyba. W każdym razie dowiedzą się jeśli się uda się z Mattem."
Joshua już nie odpisał. Widocznie przejął się tym c napisałem bo podczas lekcji był całkowicie nieobecny. Obserwowałem go kątem oka zaniepokojony. Zrobiłem coś nie tak? Nie wiedziałem o co może mu chodzić. Potrząsnąłem głową starając się zająć myśli nowym znajomym. Matthew Yoneda był uroczym chłopakiem z którym pisałem już od dłuższego czasu na portalu randkowym na homoseksualistów. Wolałem dominujących mężczyzn dlatego zwlekałem ze znajomością z nim. Ale wydawał się zabawny i sympatyczny, więc zdecydowałem się zaryzykować. Całą lekcję pisałem notatki nie mogąc doczekać się przerwy. Liczyłem, że poczuję co do niego i odwróci moją uwagę od Josha. Gdy zadzwonił dzwonek szybko wstałem i spakowałem książki do torby. Zerwałem się i wyszedłem szybko z klasy. Rozejrzałem się za Mattem. Mieliśmy się spotkać na tym korytarzu...

- Noah! - Drgnąłem słysząc za sobą głos Josha, który nagle mocno chwycił mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Hm? - Musiało to być coś ważnego skoro właśnie niszczył moje ważne plany... Znowu. Gdy chcę oderwać się od niego i znaleźć kogoś kogo mógłbym polubić tak jak jego. Joshua odetchnął głośno i wbił wzrok we mnie. Widząc jego oczy coś mnie skręciło w środku.
-Dobra, słuchaj. Prawdopodobnie teraz rozpierdolę wszystko co mam, a ty się obrazisz ale muszę ci coś powiedzieć. - Zacisnął mocno usta, a ja poczułem jak nogi mi miękną. - Zostaniesz moim chłopakiem?
Wszystko zawirowało mi przed oczami, a serce zaczęło walić jak szalone. Poczułem jakby moje marzenie się spełniło ale nie mogłem na to przystać. Nie mogłem go stracić. Bałem się, że po jakimś czasie uczucie zniknie i się rozejdziemy. Wtedy po raz kolejny zostanę sam, a chciałem mieć przy sobie Josha już zawsze...
- Joshua... Jesteśmy kumplami. - Pokiwałem głową na boki i z ciężkim sercem odsunąłem się od niego. On jednak nie puścił mojej dłoni. Musiałem go do tego zniechęcić. - Czemu w ogóle o tym pomyślałeś..?
- Bo mi na tobie zależy. Chcę o ciebie dbać, droczyć się  tobą, chodzić za rękę, całować... Uwielbiam cię całować. I przytulać i spać w jednym łóżku... To wszystko przy tobie jest niesamowite. Całkiem zawróciłeś mi w głowie, Noah... Dobra, nie znam się na związkach i w życiu w żadnym nie byłem ale wiem, że chce z tobą być. - Odchylił głowę w górę i westchnął ciężko. Widocznie wiele z siebie dawał by to powiedzieć, a ja tylko stałem i słuchałem. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Joshua Hadson klęknął przede mną. - Zależy mi na tobie, Noah i proszę daj mi szansę.
Usłyszałem szepty ludzi dookoła ale nawet na nich nie patrzyłem. To nie oni się teraz liczyli, a Joshua. Nie umiałem zebrać myśli, aby mu cokolwiek odpowiedzieć. Miałem ochotę spanikować i się rozpłakać, ale to nie było dobre wyjście. Też mi na nim zależało i właśnie z tego powodu tak się bałem, że go stracę. Błądziłem wzrokiem po jego oczach zagubiony ale one jedynie podpowiadały mi abym zaryzykował. Jeśli się nie zgodzę, to z pewnością stracę Josha, a jeśli przystanę na propozycję to będziemy mogli chociaż spróbować. Zachciało mi się wymiotować przez ten stres. W końcu kucnąłem przed nim i przytuliłem go mocno bez zbędnych słów. Zadrżałem powstrzymując łzy. Poczułem jak mężczyzna obejmuje mnie równie mocno. Słyszałem jak ludzie gadają o nas. Niektórzy wyzywali nas, a parę dziewczyn nawet powiedziało, że to urocze. Starałem się tym jednak nie przejmować. Poczułem jak chłopak mnie podnosi.
- No już, już... Książę nie może klęczeć.
- Chcę być z tobą... - Szepnąłem cicho i zebrałem w sobie odwagę aby spojrzeć mu w oczy niepewnie. Joshua uniósł delikatnie mój podbródek bym mu już nie uciekał ze wzrokiem. Kciukiem starł łzę z mojego oka.
- Cieszę się... - Uśmiechnął się czuło obserwując mnie dokładnie. Moje serce ogarnęło ciepło, gdy jego wzrok tak złagodniał. Był moim ukochanym, kimś kogo nie chciałbym stracić. Wiele nauczył mnie o życiu i wciąż się uczymy, razem. Chciałem by tak pozostało już na zawsze.
- Przyjaźń trwa dłużej niż związek...
- Więc zrobimy wyjątek. Zobaczysz, będzie dobrze... Zobaczysz, Nicky.
Usłyszałem dzwonek na lekcje, który przerwał naszą rozmowę. Cała sytuacja wiele dla mnie znaczyła, miał odwagę by zrobić to na środku korytarza ale był to też mały problem... Ta informacja szybko się rozejdzie i będziemy mieć problemy.
- Całujcie się! Jesteście razem, śmiało! - Jakieś dwie dziewczyny zaczęły nas popędzać a ja się speszyłem. To było krępujące, zrobić to na oczach całej szkoły.
- Spełnisz prośbę tłumu, księciu? - Słysząc zachętę chłopaka już nic się nie liczyło. Był mój, a przy nim mogłem czuć się bezpiecznie. Zyskałem to, czego pragnąłem. Uczucia Josha. Pocałowałem go czuło i powoli nie zważając na wyzwiska. Byłem szczęśliwy i miałem ochotę wykrzyczeć to światu.

          Po lekcjach spakowaliśmy się i poszliśmy na zakupy w których obiecałem uczestniczyć. Niewiele się zmieniło, nic na mnie nie wymuszał wiedząc, że nie chcę się obnosić ze związkiem. W szkole niestety napotkaliśmy parę krzywych spojrzeń i jakiś pierwszoklasista udawał odruch wymiotny, ale Josh szybko go pogonił. Mój rycerz. Na zakupy udaliśmy się do galerii. Nie chciałem zmieniać jego stylu ubioru ale miałem zamiar wybrać mu nowe ubrania. Tamte były stare i zniszczone.
- Rozmawiałem wczoraj szczerze z rodzicami po raz pierwszy od... Czterech lat. - Mruknął nagle chłopak kierując się w stronę budynku. Aż uniosłem brwi z wrażenia. Nie miałem pojęcia, że aż tyle czasu z nimi nie rozmawiał. Widząc moje zdumienie westchnął. - Mówiłem ci kiedy. Nigdy za dobrze mi się z nimi nie układało. Nawet jak dziadek żył.
- To szmat czasu... O czym gadaliście?
- O wszystkim. - Wzruszył ramionami. - Powiedziałem im jak ciężko mi było gdy dziadek odszedł. Jak zaczęły się problemy z narkotykami. Nie wiedzieli o nich do momentu, kiedy znaleźli mnie nawalonego jak próbowałem otworzyć schron kamieniem... Potem próbowali rozmawiać, ale ja już nie chciałem. Miałem do nich uraz. Tak czy inaczej... Powiedziałem i o orientacji, że wychodzę z ćpania i że poznałem ciebie. Nawet o tym, że poprawiłem oceny. No i o tym, że bardzo dobrze gotujesz, masz cudowne oczy i śliczny głos. - Uśmiechnął się mówiąc to, a ja się delikatnie zarumieniłem. Nie wiedziałem, że tak o mnie myśli. - Pogodziliśmy się i obiecałem, że czasem będę sypiał w swoim pokoju.
- Rozumiem... A czemu twoich rodziców nigdy nie ma, gdy się u ciebie myję?
- Albo pracują, albo byli na górze albo mieli szkolenie. Matka jest fryzjerką z własnym zakładem, a ojciec to budowlaniec i często śpi poza domem. Wciąż się mną nie interesują za bardzo.
- Więc ja się tobą zainteresuję. - Wymruczałem z lekkim uśmiechem. Wpadnę na noc do schronu.
- Nie będziesz mieć problemów?
- Siostra będzie mnie kryć.
Joshua obiecał, że pokaże mi dziś dom. Rozmawialiśmy tak do momentu, aż nie doszliśmy do galerii. W trakcie drogi nagle chłopak musnął moją dłoń palcami i spojrzał na mnie pytająco.
- Mogę?
- Nie. - Powiedziałem sucho. Dobrze wiedział, że nie chce się tym obnosić i zirytował mnie pytaniem. - Jesteśmy w miejscu publicznym.
- No okej... Ale aż tak cię to obchodzi?
- Tak, obchodzi. Mój ojciec by mnie zabił jak psa. - Zmarszczyłem brwi. - A ciebie razem ze mną
- Okej... Rozumiem. Ale obroniłbym cię. - Powiedział z dumą co jedynie mnie zirytowało. Znałem możliwości swojego ojca jak nikt inny.
- Nie obroniłbyś.
Dochodziliśmy się jeszcze chwilę a potem zamilkliśmy, aby co mu w końcu znaleźć. Dostrzegłem jego zdziwienie, gdy weszliśmy do galerii. Uznaliśmy, że wybiorę mu parę ubrań, na co chętnie przystanąłem. Wybrał sobie jakieś dwie bluzki z nadrukami, Ja wybrałem mu szaroczarną koszulkę w kratę i czarną bluzę. Teraz będzie coraz chłodniej, więc mu się przyda. Wyłapałem mu też koszulkę i podarte jeansy. Starałem się dobrać mu coś w stylu, w jakim się nosi. Sięgnąłem po bordowe bokserki i podałem mu je. Puściłem Joshowi oczko.
- W tym też chętnie cię zobaczę...
- Nie ma sprawy. - Wymruczał i poszedł do przymierzalni. W innych sklepach dokupiliśmy mu luźną bluzkę na ramiączkach, a sam sobie kupiłem nową, czarną bluzkę ze skórzanymi rękawami i trampki skórzane. Oczywiście nabyłem też białe duże słuchawki.

          Weszliśmy do jego domu spokojnie. W końcu miałem okazje poznać wszystko od strony normalnego gościa, a nie kogoś kto zawsze wchodzi tylnymi drzwiami jedynie do łazienki. Przedpokój był pomalowany na jasną szarości i miał ciemnobrązowe meble. Nic nadzwyczajnego. Po prawej była kuchnia w pastelowych kolorach, a obok była moja często odwiedzana łazienka. Po lewej był beżowy, niewielki salon. Naprzeciwko były schody do góry i tylne wyjście prowadzone do ogrodu.
- Wróciłem! - Po schodach zeszła kobieta wywołana krzykiem Josha. Od razu domyśliłem się że to jego mama. Miała związane, blond włosy i była ubrana w jeansy i luźną szarą bluzkę. Matka jak matka. - Hej mamo.
- Dzień dobry.
- Cześć. Lila. To ty jesteś Noah, tak?
- Noah McCarthy, miło poznać. Ma pani ładne imię.
- Dziękuję. A ty faktycznie jesteś przystojny. - Powiedziała rozbawiona, a Josh prychnął.
- Mama podrywa mi faceta...
- Jesteście razem? - Spytała, a ja się zarumieniłem. Zakłopotało mnie to, że Joshua mówi o mnie takie rzeczy. Nie miałem też na tyle odwagi by się przyznać. Speszyłem się całkowicie, nie spodziewałem się takiej sytuacji. Josh na szczęście potwierdził, a jego mama życzyła nam szczęścia. To było kochane z jej strony. Po krótkiej rozmowie poszliśmy na piętro. Tam była sypialnia jego rodziców, druga łazienka i pokój Josha do którego weszliśmy. Po lewej stała drewniana szafa, a naprzeciwko była komoda i łóżko. Po prawej znajdowało się spore okno, a ściana równoległa do łóżka i komody była pusta. Pokój był szary, a meble ciemnobrązowe. Na pustej ścianie były różne napisy namalowane czarną farbą, płyty winylowe i wisiał nawet gryf od gitary.
- To mój pokój. Dawno tu nie byłem. Nie jet tak źle, co? 
Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Podobało mi się nawet w tym pokoju. Tutaj dorastał. Podszedł do mnie i nachylił się nieco aby mnie ucałować czuło.
- Jest przytulnie.
- Chciałeś zobaczyć jak wyglądam w tych bokserkach, pamiętasz..?
- Takich planów się nie zapomina.
- Odwróć się więc. 

          Niechętnie odwróciłem się tyłem i siadłem po turecku. Słyszałem jak wyjmuje bokserki z reklamówki i powoli się przebiera. Aż mi serce szybciej zabiło na myśl o jego seksownym ciele. Łóżko za mną ugięło się i już po chwili poczułem jak jego usta muskają mój kark. Obróciłem się przodem do niego i od razu poczułem jak mi się robi gorąco. Ogarnąłem jego ciało wzrokiem obserwując każdy mięsień. Miał idealną figurę. Spuściłem wzrok na jego krocze lekko się rumieniąc.
- Leżą idealnie... - Wymruczałem, a Josh przyciągnął mnie do pocałunku. Pogładziłem boki jego ciała i następnie tors badając jego skórę. Zsunął się pocałunkami na moją szyję i delikatnie zaczął mnie dotykać. Sapnąłem cicho czując jak lekko mnie podgryzł. Podniecała mnie jego niemal naga obecność. Z resztą jak pewnie każdego, kto znalazłby się na moim miejscu.
- Co ty na to, aby jakoś przyjemnie spożytkować wspólny czas? 
- Jestem za... - Wymruczałem i odchyliłem głowę pozwalając się lizać po szyi. Palił moją skórę jeszcze bardziej z każdym jego dotykiem. Pogładził mnie po udzie zachęcająco i pozbył sięze mnie bluzki. 
- Jesteś cholernie przystojny. - Uśmiechnąłem się słysząc komplement. Odwdzięczyłem mu się masując jego uda przy kroczu. Chciałem go podniecić, aby jego bokserki wyglądały jeszcze cudowniej z większą zawartością. Jęknąłem nieśmiało kiedy nadciągnął mojego sutka ustami, a następnie dokładnie go wylizał i posmyrał języczkiem. Mój penis od razu dał o sobie znać i nie czekał za długo bo poczułem jak Josh mnie tam masuje. Miałem ochotę rzucić się na niego i zacząć go od razu ujeżdżać, ale wciąż jak dla mnie było za wcześnie na seks. nie chciałem być bierny więc od razu sięgnąłem do jego bokserek dokładnie go tam masując. Jego penis był duży i wciąż rósł... Na samo wyobrażenie zrobiło mi się sucho w ustach.
Joshua rozpiął moje spodnie i zsunął mi je do kostek razem z bokserkami, gdy siedziałem już na krawędzi łóżka. Spojrzał na mnie z dołu, a mnie przebiegły przyjemne dreszcze. Chłopak w końcu zabrał się za to, czego tak nie mogłem się doczekać i polizał mnie po penisie. Westchnąłem i spiąłem się cały. W końcu... 
- Zboczeniec...
- Ja tylko robię dobrze mojemu chłopakowi. - Wymruczał i wziął moją główkę do ust. Dłonią naciągał delikatnie skórę na trzonie, a ja już zadrżałem. Jego usta były niesamowite... Zamknąłem oczy czując jak drażni mnie językiem i porusza głową biorąc mnie głębiej. Dłonią masował moje uda zapewniając mi jeszcze więcej doznań. Rozsunąłem nogi zachęcająco, nie chciałem by przestawał.
- Przyjemnie... - Wymruczałem i poczułem jak delikatnie masuje moje jądra. Jęknąłem podniecony ale po chwili spojrzałem na niego z grymasem, ponieważ przeniósł usta na moją szyję. Położyłem się tak jak mi nakazał swoimi dużymi dłońmi i zerknąłem na niego.
-Aż tak ci się podobam w tych bokserkach, że aż nie chcesz ich zdejmować?
Od razu zrozumiałem aluzję i uśmiechnąłem się. Trochę zaniepokoiłem się, że chce seksu ale najwyżej szybko go powstrzymam. Nie czekając zsunąłem z jego bioder bokserki, aby uwolnić jego męskość. Nie chciałem się ociągać, a w końcu rozpłynąć się z nim w rozkoszy. Otarł się swoją męskością o moją i złapał nasze penisy w jedną dłoń. Wpił się w moje usta i zaczął nią poruszać wprawiając nas obu w przyjemność. Objąłem go nogami i bez skrępowania wzdychałem mu w usta czując jak przyspiesza. Objął mnie w pasie i warknął podniecony. 
- Jesteś wspaniały.
- Dobrze mi... - Wyjęczałem i zacząłem poruszać biodrami chcąc czerpać z tego więcej. Jęczałem cicho popadając powoli w błogą rozkosz. Nasze oddechy przyspieszyły i stały się bardziej chaotyczne. Nasze spocone ciała coraz szybciej się o siebie ocierały. - Ah... Joshua jak cudownie... - Wyjęczałem dochodząc w jego dłoni. Zagryzłem się na jego wardze czując jak dalej porusza ręką. W końcu i on doszedł drżąc lekko. Obserwowałem jak rozchyla usta i odchyla w tył głowę. To był najpiękniejszy widok w moim życiu...

- Pierwszy raz robiłem to na trzeźwo. 
- Naprawdę pierwszy? - Spytałem cicho. Leżeliśmy nago pod kołdrą już spokojni i spełnieni. Brakowało mi takiej bliskości.
- Nie licząc masturbacji... To tak. Pierwszy. - Pogładził moje włosy z czułością, gdy to powiedział. Nagle do mnie coś dotarło. W tym byłem pierwszy, a w seksie..?
- Mhm... Ej, Josh. Z iloma osobami to robiłeś? 
- Nie wiem, nie liczyłem. Części pewnie nawet nie pamiętam. 
- Ale tak około..? Chcę wiedzieć... 
- Przez te cztery lata to kilkadziesiąt było. Ale wszyscy tylko na jeden raz. I to nie było regularnie. Raz potrafiłem pół roku nie bzykać, a innym razem robiłem to prawie codziennie. - Mruknął niepewnie. Uniosłem brwi wysoko i poczułem ukłucie w sercu. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedział. Kilkadziesiąt... Zagryzłem wargę i odwróciłem wzrok zmieszany. To było okropne uczucie. Zwyczajnie się puszczał.
- Jesteś moim pierwszym chłopakiem, wiesz? - Szepnął jakby chcąc ukoić mój ból. NA to jednak było za późno. Chciało mi się płakać. Dowiedzieć się czegoś takiego w takiej chwili...
- Wiem. - Zagryzłem wargę dając radę powiedzieć tylko to. Schowałem się pod kołdrę, aby go nie widzieć. Nie umiałem sobie tego nawet wyobrazić.
- Co jest? Jesteś zły o coś?
Drgnąłem lekko słysząc jego głos i pokiwałem głową na boki spanikowany. Byłem pierwszym chłopakiem, ale mógł być nim ktokolwiek.
- Hej książę. Nie chowaj się tak tylko pogadaj ze mną. Widzę, że coś cię męczy, a mieliśmy przed sobą nic nie ukrywać...
- Bo to tak cholernie wiele osób... A ja jestem tylko jednym z wielu. - Szepnąłem wychylając się spod kołdry niepewnie. - Z tym, że bardziej wyjątkowy. Ale każdy kto by cię z tego wyciągnął byłby wyjątkowy... - Joshua usiadł z westchnięciem. Złapał mnie pod pachami i zmusił bym siadł mu na kolanach.
- Kochanie z tamtymi nic mnie nie łączyło. Bywało, że robili to za kasę albo działkę. Po godzinie już ich nie było. Nie przywiązywałem się, a ciebie naprawdę polubiłem. Kotuś, myślisz, że nie próbowali mnie wyciągać z tego? Najpierw kumple, potem jakaś laska i później jeszcze grupka ćpunów. Tu nie chodzi o to, że jesteś ważny bo pomogłeś mi wyjść z ćpania, a o ciebie po prostu. Jesteś cudowny, przystojny i masz wielkie serce mimo pozorów. Przestałem ćpać miedzy innymi dla ciebie... Widziałem jak się o to starasz. Nigdy nikomu się to nie udało i dla nikogo nie zrobiłbym tyle co dla ciebie. Nie myśl głupku, że jesteś po prostu kolejny. Chcę być z tobą dlatego, że to...po prostu ty, Noah.
Cmoknął mnie w czoło, a ja zaniemówiłem. Nie mogłem zrobić nic innego jak uwierzyć w jego słowa. W końcu to mnie polubił na tyle by ze mną chodzić, miał tylko mnie. Nie chciałem niczego niszczyć przez swój głupi foch.
- Dobra, wierzę ci. - Mruknąłem cicho, a Josh mnie cmoknął w nosek pokrzepiająco. Chciałem z nim być. Szczęśliwy.
- No... I jeżeli cokolwiek będzie się działo lub nie wiadomo co złego zrobisz, przyjdź i porozmawiamy, zgoda? Nie chcę byś coś ukrywał.
Kiwnąłem lekko głową już spokojny. Po jakimś czasie do domu wrócił jego tata i Josh poszedł się z nim przywitać. Musiałem uwierzyć swojemu chłopakowi. Teraz nie może zmienić swojej przeszłości, której byłem pewien, że żałuje. W końcu zdecydowaliśmy się, że zostaniemy na noc u niego w pokoju, zamiast kłopotać się z zejściem do schronu. Miał tu bardzo wygodne łóżko, więc nie mogłem narzekać.

wtorek, 15 grudnia 2015

8. Dwa światy

Rozdział 8

Dwa światy


          Z każdym krokiem byłem coraz bliżej naszej klasy. Sunąłem nogami po podłodze i mrużyłem oczy, aby ostre promienie słońca wpadające oknem tak mnie nie raziły. Spóźniony na 2 pierwsze godziny wszedłem do klasy i zasiadłem w swojej pustej ławce. Kiedyś przesiadywałem w niej z Davidem, którego swoją drogą mi brakowało. Był przy mnie wiele lat ale teraz tak nagle zniknął. Ułożyłem czoło na ławce starając się myśleć o czymś innym... Na przykład o ostrym bólu głowy, który przyszedł wraz z kacem. Joshua przysiadł się szybko na wolne miejsce obok mnie.
- Hej, zombie. Jak było na tej imprezie? - Słysząc pytanie uniosłem leniwie głowę i spojrzałem na bruneta. Wydawało mi się, że widziałem w jego oczach nutkę zmartwienia. 
- Zajebiście, choć połowy nie pamiętam...
- Ale wszystko było okej, tak? Nic nie brałeś? - Dopytał się ciekawsko i potargał moje i tak rozburzone włosy. Zauważyłem, że lubił to robić. - I nie zaliczył cię, prawda?
- A co to za różnica? Jak wszyscy brali to i ja... - Mruknąłem pod nosem. Nie czułem się zobowiązany, aby ze wszystkiego mu się spowiadać. Joshua nagle poderwał się z krzesła.
- No kurwa Noah, właśnie nie! Ty nie! - Wrzasnął głośno i kopnął ławkę na której podpierałem łokcie. Zrobił to tak niespodziewanie, że prawie upadłem. Wszyscy obecni w sali spojrzeli na niego. - Popierdoliło cię kurwa czy jak?! Jesteś jebanym hipokrytą! 
- Uspokój się... - Szepnąłem, gdy już przełknąłem ślinę. Wpatrywałem się w niego wystraszony. Nie spodziewałem się, że aż tak się wkurzy. Obserwowałem jego pełne wściekłości oczy w ciszy. Ten mocniej zmarszczył brwi.
- Zabieram cię dziś na spacer. Pokażę ci coś. - Warknął i zabrał swój plecak. Zostawiając wywaloną ławkę przeszedł obok mnie i wrócił na swoje miejsce pod oknem z tyłu. Dopiero po chwili drżącymi rękami poprawiłem ławkę. Nie wiedziałem co planuje na tym spacerze, co chce mi pokazać. Znów zaczęły się rozmowy w klasie, które trwały aż do rozpoczęcia lekcji.

         Przez resztę lekcji nie rozmawialiśmy ze sobą. Na jednej nawet zauważyłem, że gdzieś zniknął i prawdę mówiąc, byłem ciekawy gdzie poszedł. Chciałem wiedzieć o nim wszystko i dowiadywać się z każdym dniem coraz więcej. Ale mogłem obserwować tylko to, co pozwalał mi zobaczyć. Po ostatniej lekcji czekał na mnie pod klasą. Wciąż kiepsko się czułem ale zgodziłem się z nim pójść. On widząc mnie zmrużył oczy gromiąc mnie spojrzeniem.
- Masz pojęcie jak wściekły na ciebie jestem? - Spytał mnie i skierował się do wyjścia ze szkoły. - Chodź. Muszę ci coś pokazać.
- Rany... Przecież to moja sprawa co robię. Z resztą mówiłem już, że nie jesteś lepszy.
- Tak się składa, że jestem czysty od miesiąca Noah. - Prychnął i spojrzał na mnie. - I to nie jest tylko twoja sprawa. Gdybym zaczął ćpać znowu to teraz miałbyś to gdzieś?
Nie odpowiedziałem na to pytanie. Obserwując Josha poznałem skutki brania narkotyków. Ale nie zrobiłem nic złego, wziąłem w końcu tylko trochę. Szliśmy w ciszy nie odzywając się do siebie. Najprawdopodobniej każdy z nas rozmyślał nad zaistniałą sytuacją. Dotarliśmy na obrzeża miasta gdzie znajdowała się jedna z najbardziej ponurych ulic jakie widziałem. Tynk z budynków odpadał i było tu wiele odpadów. Było tu po prostu brudno i cicho. Minęliśmy jakiś budynek z potłuczonymi oknami i otwartymi drzwiami. Wszystko tutaj wyglądało na niezamieszkałe ruiny. 
- Nigdy tu nie byłem.
- Ale jak tak dalej pójdzie to będziesz znał tą ulicę jak własną kieszeń. - Mruknął widocznie wciąż zdenerwowany. Nagle usłyszałem szmer i zbliżające się do mnie szybkie kroki. Zauważyłem błysk zbliżającego się do mnie noża i mężczyznę w kapturze. Przerażony spiąłem się nie mogąc się ruszyć. Josh jednak mnie złapał za dłoń i przyciągnął do siebie pozwalając, aby nóż przeciął jedynie materiał mojej bluzki. Mężczyzna zazgrzytał zębami i niezadowolony wszedł do budynku z którego wyskoczył na mnie.
- Uważaj i trzymaj się blisko mnie. - Słysząc go przysunąłem się bliżej. Wydawał mi się teraz najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Uratował mnie bo ktoś... Próbował mnie zabić. Zadrżałem lekko wystraszony, czułem jak moje serce szybko bije. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji...
- Co to do cholery było...
- Wyglądasz na bogatego chłopczyka. Zabiliby cię tu za twój portfel. - Wzruszył ramionami posępnie. Ścisnął moją dłoń kierując się dalej. Miałem okropną ochotę wrócić już do centrum, to miejsce mnie przerażało. Szedłem nadstawiając oczu i uszu ostrożnie. Zacząłem wyłapywać każdy dźwięk. Z jednej uliczki dochodził do mnie jakiś rap, puszczany najprawdopodobniej z telefonu. Z innej strony słyszałem natomiast jęki jakiejś kobiety, a Josh od razu powiedział, że to jakaś dziwka. Minęło nas kilka osób po drodze. Niektórzy dziwnie się bujali, obserwowali mnie jakbym miał się stać ich ofiarą. Ofiarą morderstwa, gwałtu, kradzieży? Kto wie. Parę osób wydawało mi się jednak w miarę normalnych ale wyglądali jakby doskonale znali ten teren.
W końcu Joshua zaciągnął mnie do jakiejś bramy i zszedł po zniszczonych schodach w dół. Miałem wrażenie, że schodzimy do jakiegoś baru w piwnicy. W środku było pare podartych i zniszczonych kanap na których przesiadywało trzech nagrzanych mężczyzn. Parę osób normalnie rozmawiało. Ściany były pokryte rysunkami i napisami robionych sprayem. Wszystko wyglądało jak kompletnie inny świat. A ja bałem się nieznanego.
- To okropne...
- Słońce, jak tak dalej chcesz się bawić w dragi to lepiej zaklep tu sobie miejsce. - Prychnął. Gdy mnie nieco wyprzedził poczułem jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Odwróciłem się i zakręciło mi się w głowie. Uderzył we mnie okropny smród i widok kobiety z całkowicie zniszczonymi zębami.
- Cześć kochaniutki... Jaki ty śliczny... Masz może ochotę na małe co nieco? - Szepnęła, a ja skrzywiłem się czując jak blisko mnie jest. 
- Sory... Jestem gejem... - Uśmiechnąłem się przepraszająco ale kobieta chyba nie zrozumiała bo już ładowała dłonie w moje spodnie. Josh nagle doskoczył do niej i mocno ją odepchnął.
- Spierdalaj. - Warknął i złapał mnie mocno za dłoń. Poczułem się nieco pewniej czując jak mnie wspiera. - Do takich nie dociera. Chodź, musimy kogoś znaleźć. 

           Pociągnął mnie za dłoń i wyminęliśmy pare osób. Josh nagle przyspieszył i doprowadził mnie do siedzącego na ziemi mężczyzny. Ciężko mi było ocenić jego wiek. Był wyniszczony, brudny, chudy i miał rzadkie włosy. Spojrzał na nas zmarnowanym wzrokiem. Jego ciało było pełne śladów po wkłuciach i okropnych krost. 
- Hej Ad... To jest właśnie Noah. - Nie spodziewałem się, że to do niego mieliśmy przyjść. Wyglądał na trzeźwego. Uśmiechnąłem się blado.
- Cześć...
- Nowy? - Spytał cicho i wbił we mnie zamglony wzrok. Aż mnie ciarki przeszły.
- Jeszcze nie. I oby tak zostało... Powiesz mu? - Ad skinął głowę abyśmy siedli przy nim na ziemi. Gdy już wykonaliśmy prośbę Josh zapalił papierosa, a Ad cicho westchnął.
- Fajnie jest ci po dragach, nie? Na imprezach... Bo inni biorą, bo to fajne... Możesz wszystko. Jesteś bogiem, prawda? W końcu to tylko zabawa. Jeśli chcesz możesz nawet teraz przygrzać. W końcu inni tutaj też to robią... Masz może ochotę? Raz dwa załatwię ci działkę.
- Co..? Nie, nie chcę. - Powiedziałem od razu rozkojarzony i spojrzałem na Josha.
- Na pewno? - Joshua nawet na mnie nie spojrzał, a jego znajomy kontynuował. - Dobra młody potraktujesz to pewnie jak gadanie rodziców ale zaczynałem tak samo jak ty. Okazjonalnie i stopniowo. Nawet nie zorientowałem się jak przeszedłem na coraz twardsze dragi. Gadałem, że panuje nad tym, mogę skończyć kiedy chcę. Też tu byłem kiedyś tak jak ty i też słuchałem jakiegoś starego ćpuna, który pewnie już nie żyje. Potem nawet nie zauważyłem kiedy potrzebowałem dragów, aby rano wstać. Kradłem pieniądze, przedmioty, raz zabiłem faceta dla jego portfela. Wyrzucono mnie z domu i wylądowałem tutaj. Bez żadnych perspektyw z myślami samobójczymi i brakiem chęci do życia. Ja już nie żyję. Wiem, że pomogłeś Joshowi wyjść i bardzo ci za to dziękuję bo szkoda takiego faceta. Ale sam zmierzasz w tym samym kierunku co on... Wiesz jak boli odwyk. Noah, nie marnuj sobie życia. Nie warto.
- Rozumiem... - Szepnąłem i ścisnąłem mocniej dłoń Josha. Spuściłem wzrok nie mogąc patrzeć już na Ada. Miałbym stoczyć się jak on? Nie chciałem... 
- Oby. Jak coś po mnie zostanie to chcę, żeby to była twoja trzeźwość... Dbaj o siebie i nie daj się wciągnąć, dobra?
Josh spojrzał na niego gasząc fajkę. Po chwili pogładził mnie kojąco po dłoni. Serce mnie zabolało gdy zrozumiałem, że ten człowiek tak naprawdę niczego nie ma. Pozostało mu tylko gonić jako martwe ciało za narkotykami. Popełnił błędy które ja popełniam i które popełnił Josh. Odetchnąłem cicho i puściłem dłoń Hadsona. Przysunąłem się do Ada i odrzuciłem całe obrzydzenie, aby go przytulić z czułością. Chciałem by mógł poczuć ciepło ciała drugiej osoby. By wiedział że zrozumiałem i doceniam jego słowa.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś...
- Dziękuję, że wysłuchałeś. - Mruknął i lekko objął mnie kościstą dłonią. - Chociaż tyle mogę jeszcze zrobić.
- Nie możesz iść już na odwyk? - Spojrzałem na niego zmartwiony. Naprawdę wydawało mi się, że to dobra, ale zniszczona osoba.
- Już nie dam rady. Gdybym teraz przestał brać to serce by mi nie wytrzymało. Mam wyniszczony organizm... - Uśmiechnął się smutno. - Nic gorszego mi nie będzie. 
 - Stary... Wiesz już, prawda? - Szepnął, a ten skinął głową. Joshua ułożył lekko dłoń na jego ramieniu współczująco. Domyśliłem się co miał na myśli...
- Dobra młody, nie martw się o mnie. Będzie dobrze. Zobaczysz. - Uśmiechnął się słabo. Wywróciło mi się w żołądku, gdy zrozumiałem, że to może być jego ostatni uśmiech. Przeznaczył go dla mnie... -  Znikaj stąd. To nie miejsce dla ciebie.
- Więc już idziemy. Dziękuję Ad. - Joshua wstał i podciągnął mnie za dłoń.
- Do zobaczenia... Wierzę w was.
- Spokojnej podróży stary. 

           Wracając obiłem się o jakiegoś faceta ale Josh objął mnie w pasie i wtulił w siebie. Tak czułem się o wiele bezpieczniej... Nie mogłem zapomnieć tej ulicy, ćpunów i uśmiechu Ada. To wszystko tłoczyło mi się w głowie. Zrozumiałem jak bardzo muszę cenić swoje życie. Zrozumiałem, że muszę dbać o Josha. Przywiązałem się do niego i teraz był dla mnie cholernie ważny.
- Zadziałało choć trochę? - Pokiwałem głową słysząc pytanie. Nie mogłem się odezwać bo gula stała mi w gardle. To co dziś zobaczyłem i doznałem na własnej skórze to było za wiele. Nie obchodziło mnie, że byłem tak blisko niego, a szliśmy przez centrum. Chciałem tylko czuć, że jest blisko i żyjemy.
- Chodź do mnie do domu...
- Dobrze Noah. 
Poczułem kojące cmoknięcie w głowę. Po kolejnych kilku minutach cichego spaceru byliśmy na mojej ulicy. Odsunąłem się od niego i otworzyłem bramę. Spore podwórko otaczał żywopłot, a chodnik był wykonany z czerwonej cegły z kamieniami po bokach. Prowadził do dużego, nowoczesnego domu z dwoma filarami przy wejściu. Otworzyłem bramę i wszedłem do środka.
- Twoi rodzice są? - Spytał i zamknął za nami bramę. Wiedziałem, że próbował ukryć zdziwienie. Naprawdę miałem sporo pieniędzy i mógł właśnie się o tym teraz przekonać.
- Nie wiem. Chyba nie. - Podszedłem i otworzyłem drewniane drzwi. - Rika! - Krzyknąłem, a po chwili pojawił się młody, włochaty, spory pies rasy hovawart. Przybiegł do mnie i pomacał mnie łapami po torsie. Szczeknęła i rzuciła się radośnie na Josha. Ten od razu kucnął i zaczął ją targać za sierść.
- Ale fajna! - Zaśmiał się, a ja lekko się uśmiechnąłem widząc ten uroczy obrazek. Rika polizała go po twarzy i zamerdała ogonem. Miała na sobie czarną, skórzaną obrożę z ważnymi danymi. Wnętrze domu było obszerne i jasne. Jedna ze ścian robiła za ogromne lustro i wszystko odbijała. Po prawej stronie było wejście do ogromnego salonu z czerwona kanapa i wiszącą naprzeciw plazmą. Zamiast ściany było jedno wielkie okno z widokiem na ogród z wyjściem obok. Ogród był pełen kwiatów, głównie róż i miało tam huśtawkę. Obok było małe jeziorko z kamieniami obok. Na korytarzu były schody kierujące na gore. Przy nich znajdowało się wejście do biało-czarnej kuchni. A po prawej była łazienka.
- Dobra, to jest pałac. Nie dziw mi się, że nazywam cię księciem. - Uśmiechnął się szeroko i rozejrzał po domu dyskretnie. - Ładnie tu masz.
- Ehem. Chodź do mnie do pokoju. - Powiedziałem mało przejęty i pozbywając się razem z Joshem odzieży wierzchniej, pokierowałem się po schodach na piętro które tworzyło szeroki balkon na trzy ściany. Skręciłem do przedostatniego pokoju razem z Riką. Pokój był duży. Na środku znajdowało się szerokie okno, a pod nim długie czarne biurko ze skórzanym, obrotowym fotelem. Na nim leżał drugi laptop (pierwszy zostawiłem w schronie) i tablet. Przy biurku było legowisko dla psa. Z lewej, połowa dużej ściany to były czarne meble z samymi półkami pełnymi książek i pamiątek. Było też zdjęcie z siostrą i wieża podłączona do głośnika obok. Na drugiej połowie była szafa z lustrami na rozsuwanych drzwiach. Ściany były białe oprócz jednej, czarnej w niebieskie wzory. Pod nią stało dwuosobowe łózko z barierkami po obu stronach, pełne poduszek i zaścielone na niebiesko. Zasłony w oknie były czarne, rozsunięte na boki. Na ścianie z drzwiami były czarne szafki. 
- Witaj w moim świecie.
- Cudownie tu... - Rozejrzał się po pokoju rozkojarzony. Siadłem na łóżku z Riką i poklepałem miejsce obok siebie. Grzecznie zajął miejsce przy mnie i pogładził psa po głowie. - I jak wrażenia po spacerze?
- Po tym co widziałem nie chce się za to brać... Ani nie pozwolę, abyś ty do tego wrócił. Nie możesz tak skończyć. - Mruknąłem i ułożyłem głowę na jego ramieniu, gdy wspomnienia wróciły. Josh objął mnie i cmoknął w głowę troskliwie.
- Nie brałem przez ostatni miesiąc... Ale jest mi trudno samemu nad sobą panować. A co z tym twoim Derekiem? On też przecież bierze. - Mruknął chowając nos w moich włosach. - Też nie chcę, abyś tak skończył, Nicky...
- Wiem... Ale nie mam pojęcia co z nim zrobić. On mnie nie posłucha. Jest uparty. To on rozwalił mi telefon, gdy chciałem do ciebie zadzwonić...
- Słuchaj, nie będę ci zakazywał spotkań z nim ale sam zobacz. Ledwo go znasz, a już z nim brałeś i rozwalił ci telefon. Ja raz ci chciałem pokazać jak to jest ale nie pozwoliłbym ci brać... Nie chcę, żebyś się stoczył przez jakiegoś gnojka.
- Wiesz.. tam na imprezie pokłóciłem się z nim. - Szepnąłem. Czułem, że muszę to z siebie wyrzucić. - Zaczęliśmy się szarpać. Chciałem zadzwonić do ciebie, żebyś mnie zabrał do domu... Już wtedy działał na mnie alkohol. Chwilę po tym powiedział, abym coś dziwnego wziął. Potem już pamiętam przez mgłę to co się działo w łóżku. Potem... Film mi się urwał.
- Byłem tam. Pojechałem, gdy dostałem od ciebie sygnał i zastałem was w łóżku. Adres dostałem od jednego z moich znajomych do których dzwoniłem w tej sprawie. Całowaliście się tylko, więc nic nie zrobiłem i... Dłuższą chwilę nic się nie działo. Byłem na ciebie zły, więc w końcu pojechałem do domu. - Westchnął i pogładził mnie po boku ciała. Mimo, że chciałem wtedy pójść do łóżka z Derekiem, to teraz tego trochę żałowałem.
- Nawet nie zauważyłem... To wtedy byłem już wstawiony i na pocałunkach się nie skończyło. 
- A na czym? - Spytał niepewnie i zaczął bawić się skrawkiem mojej bluzki. Wiedziałem, że się o mnie martwi.
- Na tym co zawsze. Różnego rodzaju pieszczoty... Ale jak wspomniałem, nie wszystko pamiętam.
- Mhm... - Mruknął pod nosem i odetchnął cicho. Spojrzał na mnie pewny siebie. - Noah, jemu nie zależy. Dał ci dragi żebyś był łatwiejszy po prostu. Pomyśl... Pokłóciliście się, rozwalił ci telefon i pod koniec dał coś, aby mieć cię z głowy. Nie zależy mu na tobie Noah... Przykro mi. - Odsunął się ode mnie, a ja poczułem jak serce mnie boli. Derek był dla mnie dobry pomijając tamtą kłótnie. Zabierał mnie na randki, kupował prezenty... Joshua go nie znał, a oskarżał go.
- Doskonale to wiesz bo sam zrobiłeś ze mną tak samo, co? - Warknąłem nagle. - Nie znasz go, wiec nie oceniaj. Zależy mu...
- Nie planowałem tego co zrobiłem... - Spuścił wzrok wyraźnie zmieszany oskarżeniem. - Przepraszam cię za tamto. Sam pomyśl nad tym wszystkim ale pamiętaj o tym co widziałeś. Co z tym koncertem? Nadal masz ochotę iść? - Zmienił nagle temat i zaczął gładzić wyraźnie zadowoloną Rikę.
- Pójdę z tobą.

           Gdy w końcu się pogodziliśmy, zajęliśmy się przygotowywaniem moich ubrań do koncertu, który był już w ten weekend. Dałem brunetowi pełny dostęp do mojej szafy, aby wybrał mi ubrania w których mu się spodobam. Zależało mi na tym... Chciałem, aby dostrzegał mnie i podziwiał. Chciałem... Mu się podobać. Po prostu. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy jestem w nim zakochany. Czas, z którym go spędzałem zdawał się najlepiej przeznaczony. Podobała mi się ta jego niedoskonałość i styl bycia. Ciągle miałem przed oczami jego stosunek z tamtym facetem, ale starałem się już o tym zapomnieć. To była przeszłość... Teraz sobie znajdzie kogoś odpowiedniego ale nawet się nie łudziłem, że mógłbym to być ja. Z resztą byliśmy kumplami i lepiej by było gdyby tak zostało. Ale czy na stopniu przyjaźni myśli się o spaniu w ramionach swojego kumpla?
Rozebrałem się przy nim bez skrępowania do samych bokserek, aby przymierzyć ubrania, które mi wybrał. Powiedział, że będzie mi jeszcze przerabiał spodnie. Nałożyłem na siebie obcisłe czarne spodnie, ciemnoszarą bluzkę z rękawami wyciętymi po całe żebra z nadrukiem i jakąś bordową koszulę w kratę. Obwiązałem ją wokół bioder i dodałem pasek z ćwiekami oraz łańcuch do spodni. 
- Ślicznie. - Podsumował Josh i podszedł do mnie. Widząc jego uśmiech ucieszyłem się, że podobam mu się w takim wydaniu. Zbliżył się i musnął mój nos swoim. - Mogę cię pocałować? - Wyszeptał czuło obserwując moje źrenice. Aż mnie przebiegły przyjemne ciarki. W odpowiedzi chuchnąłem w jego usta lekko.
- Nie zrobiłeś mi jeszcze spodni...
- Spodnie poczekają. - Wymruczał i ułożył dłonie na mojej talii. Pocałował mnie od razu namiętnie, a ja od razu objąłem go wokół szyi aby przyciągnąć go bliżej siebie. Pogładziłem go ręką po głowie czując jego przyjemny język. Uwielbiałem jego miękkie usta i ten zniewalający zapach... Nagle odsunął się i oparł czoło o moją głowę. - Uwielbiam to...
- Ja też. - Obserwując go chwile uśmiechnąłem się i wróciłem do naszego pocałunku. Nie miałem najmniejszej ochoty przestawać. Zapomniałem nawet o Dereku. Joshua objął mnie mocniej i przyciągnął do siebie bliżej na co sapnąłem mu w usta. Złapał mnie za włosy i mocniej przywarł do moich warg. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem i usłyszeliśmy głos mojej siostry.
- O jaaa.... 
Josh odsunął się ode mnie i chwile potem wyglądał na całkowicie zdezorientowanego. Trochę mnie to rozbawiło bo nie miał pojęcia o mojej bliźniaczce. Chodziła do innej szkoły ze względu na swoje koleżanki.
- Jestem trzeźwy, a widzę podwójnie... - Mruknął patrząc to na mnie to na nią. Podszedł w końcu do dziewczyny i podał jej dłoń. - Josh jestem.
- Elizabeth. Mów mi Liza. - Zmierzyła wzrokiem Josha bardzo dokładnie po czym spojrzała na mnie wymownie. - Nie mówiłeś, że masz chłopaka.
- Masz chłopaka? - Josh spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Nie? To kolega z klasy i tyle. 
- I całujesz go na środku pokoju? - Zaśmiała się. Miała budowę ciała podobną do mojej ale twarze były niemal identyczne. Włosy różniły się jedynie tym, że jej były dłuższe. - Miałam się spytać kto robi obiad. Ale ja zrobię w takim razie. Potem was zawołam. - Dziewczyna puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami.
- Ładna siostra.
- Bo wygląda tak jak ja.
Josh rozbawiony użył nożyczek, aby zrobić mi dziury w spodniach. Śmialiśmy się z czegoś co chwila. W końcu skończył i rozburzył moją fryzurę. Ostatnio zauważyłem, że ma jakiś fetysz włosów. Ciągle mnie czochra, gładzi albo ciągnie za nie.
- I teraz będzie super. Nigdy nie słyszałeś Disturbed, prawda?
- Nigdy. 
- To może małe zapoznanie z zespołem? Jest jedna piosenka, której często słucham. Zwłaszcza, kiedy byłem nagrzany. Chcesz?
- Dawaj. - Uśmiechnąłem się i wypuściłem psa z pokoju. Siadłem na łóżku wyczekująco. Josh podłączył się za pomocą telefonu do mojej wieży i puścił wybraną piosenkę.



- Ostre. - Przyznałem słuchając piosenki. Zdecydowanie nie była w moim guście. Nigdy nie przepadałem za takim brzmieniem ale dla niego mogłem to znieść. Joshua dosiadł się do mnie i zaczął śpiewać razem z wokalistą zespołu. O dziwo miał ładny, czysty głos, więc mu nie przerywałem. Ktoś jednak to nam przerwał pukając do pokoju. Szybko podbiegłem do wieży i ściszyłem muzykę. W drzwiach pojawiła się moja matka. Była szczupłą, mocno umalowaną kobietą ze spiętymi czarnymi włosami. Miała na sobie drogą kremową sukienkę i czarną marynarkę. Widocznie już wróciła z pracy.
- Musisz słuchać takiej muzyki? - Spytała i zmierzyła mnie wzrokiem. - I przebierz się. - Zerknęła na Josha i dokładnie mu się przyjrzała. Po krótkiej ciszy znów przeniosła wzrok na mnie. - Twój kolega?
- Tak, jestem kolegą Noah. Dzień dobry, Josh. - Powiedział od razu i machnął lekceważąco rękę.
- A ja jestem matką tego pozera, miło poznać. Chodźcie po Liza zrobiła obiad. - Powiedziała szybko i zniknęła za drzwiami. Chwile panowała cisza, aż Josh wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Westchnąłem.- Więc idziemy, pozerze?
- Zamknij się! - Warknąłem i rzuciłem się na niego, aby pocałować bruneta namiętnie.

          Josh chciał abym mu pożyczył bluzę ale uznałem, że już za późno na ukrywanie blizn. Mama na pewno już to dostrzegła. Gdy byliśmy już na dole, zasiedliśmy przy dużym stole rodzinnym. Elizabeth wyłożyła właśnie na stół kurczaka, a obok przygotowała talerz z frytkami i sosy. Po paru żartach zajęliśmy się w trójkę jedzeniem obiadu. 
- Pyszne. Serio. Noah masz super siostrę.
- Ej, ja tez świetnie gotuje! - Zmarszczyłem nos, gdy pochwalił mi siostrę. To była jedyna rzecz w której jednak miałem talent.
- A ja nie potrafię, dlatego urodziłam takie dzieci. - Zaśmialiśmy się z komentarza mamy i wróciliśmy do spokojnego jedzenia. Liza i mama ciągle przyglądały się Joshowi ciekawsko. - To do niego tak latasz? - Wypaliła w końcu a ja prawie się oplułem
- Zwykle tak. Jakoś tak się skumplowaliśmy. - Wygląda na miłego... I jest przystojny.
- Mamo...
- Dziękuję. - Przyznał Josh z rozbawieniem.
- Nie zawiedź mnie dzieciaku bo poszczuję cię swoją córką. 
- Trenuję karate. - Dodała z pełnymi ustami. Ja wolałem się zamknąć bo z kobietami nie wygram.
- Jaki pas? 
- Za tydzień mam egzamin na brązowy. 
- No ładnie... Dobra, groźba zadziałała.- Brakuje pytania kiedy zamierzasz się oświadczyć, ile chcesz mieć dzieci i kiedy się wprowadzasz... - Mruknąłem pod nosem, a słysząc jak drzwi wejściowe się otwierają Rika odsunęła się od karmy i uciekła na górę. Josh spojrzał za nią zaniepokojony. Od razu zapanowała cisza. - Chodź. - Mruknąłem cicho i wstałem aby wyjść z kuchni z Joshem. Przede mną jednak znalazł się mój ojczym. Był wysoki i miał lekki zarost. Facet jak facet.
- Wyglądasz jak ćpuńska dziwka. - Warknął i spojrzał na Josha z pogardą. - A to co za jeden? Co ja ci mówiłem o sprowadzaniu takich jak on?!- Dzień dobry. Jestem kolegą Noah. Joshua. - Chłopak wstał chcąc widocznie złagodzić panującą w kuchni atmosferę. Ojczym szarpnął mnie tak, abym się odsunął.
- Witam, teraz skoro się przedstawiłeś to możesz już wyjść. - Warknął i znów zmierzył mnie wzrokiem. - Zacznij w końcu wyglądać jak facet, a nie jak pizda. Wkurwiasz mnie już gówniarzu.
- Mamy do omówienia projekt szkolny. Mógłby pan puścić Noah i przestać nim szarpać? - Znów odezwał się Hadson ze zmarszczonymi brwiami.
- Projekty to się kurwa w szkole robi... - Warknął i złapał mnie za szczękę mocno. Ściszył głos i patrzył mi groźnie w oczy. - Spróbuj dziś spierdolić na noc, a obije ci te mordę. - Warknął i puścił mnie. Siadł przy stole zirytowany, a żadna z dziewczyn nawet na niego nie spojrzała. - Liza, nałóż mi jedzenie. 

          Weszliśmy do pokoju i Josh od razu zamknął drzwi zirytowany. Podszedł do mnie i cmoknął mnie w czoło. Zawsze tak robił, aby mnie ukoić.
- On zawsze tak robi?- Różnie. Albo się nie odzywa, albo robi awantury.- Mruknąłem i siadłem na łóżku. Byłem zażenowany tym, że Joshua musiał być tego świadkiem. Wolałbym gdyby nigdy go nie poznał. Chłopak przysiadł się do mnie nie chcąc mnie tak zostawiać.
- Słuchaj, jeżeli zacznie przeginać to schron jest też i twój. Możesz nocować ile chcesz albo nawet tam zamieszkać. Wiem, że to nie jest to co tu ale... Jest zawsze jeszcze mój pokój. Tam też mógłbyś spać. To tak w razie gdyby... A teraz... - Josh zerknął na drzwi upewniając się, że są zamknięte i pocałował mnie delikatnie. Od razu wczułem się i zamknąłem oczy muskając jego usta czuło. Coraz częściej co pchało nas do siebie.
- Nie mogę zostawić siostry i mamy z nim... - Wyszeptałem odsuwając się nieco.
- W takim razie uważajcie na siebie. I w razie czego to zgłoś to na psy. Może coś pomogą. - Odetchnął cicho próbując się uspokoić. Wiedziałem, że nie pozwoli by ktoś mnie zranił. - Masz fajną name i siostrę.
- Wiem, że są fajne. Ale się boją. - Szepnąłem obserwując go uważnie. - Nie zgłoszę, bo będę mieć problemy. Ważne abym nie pozwolił mu uderzyć mamy i Lizy..
- Wiem. Jesteś kochany. Ale nie bierz wszystkiego na siebie Noah... Nie przeciążaj się. Może i byłyby problemy ale to jest lepsze niż bicie.
- Dam sobie radę. 
- Mam nadzieje. Jakby co to ci w czymś pomogę. Dzięki tobie wychodzę z dragów... Gdyby nie twoja obecność nie udałoby mi się. A właśnie! - Klasnął dłonie wyraźnie ożywiony. - Poprawiłem angielski i francuski! 
- Naprawdę? To świetnie. - Uśmiechnąłem się szeroko dumny z niego. Świetnie się spisał. - W sumie... Mogę cię teraz pouczyć historii... Potem zrobię coś do jedzenia i obejrzymy film.

           Jak mu obiecałem, tak też zrobiłem. Prawie trzy godziny uczyłem go na sprawdzian z historii co szło mu naprawdę opornie, ale w końcu mi się udało. Wkułem w niego najważniejsze wydarzenia i daty. Miałem jeszcze nadzieję, że to wszystko chociaż skojarzy jeśli nie zapamięta. Niestety było już dość późno na film i pizzę. Ale obiecałem mu, że pójdziemy razem na zakupy. Odkąd przestał brać nie miał na co przeznaczyć pieniędzy, a nowe ubrania mu się przydadzą. Odprowadziłem go do wyjścia i pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Nie chciałem, aby szedł ale nie miałem ochoty na kolejne afery w domu. Gdy tylko wyszedł pobiegłem do pokoju Elizabeth chcąc z nią porozmawiać o wszystkim. Ta jednak była zajęta rozmową na Skype, więc odpuściłem i wróciłem do pokoju. Zacząłem rozmyślać nad tym, co mnie łączy z Joshem. Coraz bardziej go lubiłem i bałem się, że to zajdzie za daleko. Kolejnym problemem był Derek...

poniedziałek, 14 grudnia 2015

7. Brak sygnału

Rozdział 7

Brak sygnału


-Joshua, wpuść mnie! - Wydarłem się uderzając w zabarykadowane deską od wewnątrz drzwiczki do schronu. Musiałem wejść do środka bo minęły już 4 dni i chciałem się dowiedzieć co z nim.
- Przyjdź rano! Śmierdzi tu! - Usłyszałem odpowiedź i mocniej walnąłem w metal. Mowy nie ma bym teraz odpuścił. Nie obchodził mnie żaden zapach tego miejsca, chciałem tylko zobaczyć w jakim jest stanie.
- Trudno, wpuść mnie! - Po chwili ciszy usłyszałem jak deska spada, więc odetchnąłem i wszedłem do środka. Uderzył we mnie obrzydliwy odór wymiocin i potu. Zdecydowanie trzeba tu było przewietrzyć. Joshua wyglądał jak chodzący trup. Szurał po ziemi stopami bez entuzjazmu i garbił się lekko. Chwycił ścierkę i zajął się zmywaniem czegoś z podłogi. Nie ciężko było zgadnąć co sprzątał. Rozejrzałem się po schronie i ze zdziwieniem uznałem, że było tu wszystko posprzątane i poukładane. Położyłem na ziemi pod ścianą dwie torby pełne jedzenia i uniosłem metalowy garnek. -Wziąłem ci lekką zupę. Jak to zjesz to poczujesz się trochę lepiej.
- Dzięki ale zjem jutro. Do końca dnia mam głodówkę. - Zerknął na zupę i westchnął cicho. Wrzucił ścierkę do wiadra z wodą i opadł tyłkiem na swoje łóżko. - Mam dość... - Szepnął i zerknął na mnie swoimi podkrążonymi oczami.
Trochę się rozczarowałem, ponieważ specjalnie dla niego to ugotowałem i aby nie wystygła zamówiłem taksówkę. No ale trudno. Odłożyłem garnek na komodę przy łóżku.
- W reklamówce jest łyżka i talerz. W sumie na jutro mogę zrobić nową. - Kucnąłem przed Hadsonem i ułożyłem dłonie na jego kolanach. Martwiłem się o chłopaka i nie chciałem, aby dalej cierpiał. - Dasz radę...
- Naprawdę dzięki za zupę i nie musisz robić nowej... - Uśmiechnął się blado ale zaraz potem skrzywił się z bólu.
- Dobra rozumiem. - Szepnąłem i klęknąłem, aby móc go przytulić. - Chyba nie jestem takim skurwysynem bo mi się straszliwie szkoda... Ale wytrzymaj bo potem będzie już tylko lepiej. - Poczułem jak podpiera swoją głowę na mojej.
- Wiem... Boję się tylko, że nie wytrzymam i coś w końcu wezmę.
- Masz tu coś w schronie? - Spytałem spokojnie i pogładziłem go czuło po plecach. Pierwszy raz byłem dla kogoś tak delikatny. - I nie myśl o tym bo tylko się zadręczasz.
- Nie mam. To co miałem wywaliłem. A o czym innym miałbym myśleć? - Prychnął pod nosem i odsunął się ode mnie. Spojrzałem na niego i pozwoliłem, aby nasz wzrok się spotkał. Mogłem spokojnie dostrzec to, jaki był tym wszystkim zmęczony. Wiele wycierpiał ale już niewiele mu tego zostało. Siadłem na krawędzi łóżka tuż przy nim.
- Nie wiem.
- Mogę pożyczyć całusa? - Wypalił nagle po chwili ciszy i uniósł kącik ust. - Obiecuję, że oddam z powrotem.
Uniosłem brwi słysząc jego prośbę. Ten chłopak naprawdę musiał czuć się samotnie. Albo mnie podrywał. Ale nie musiałem się długo zastanawiać bo narobił mi ochotę na pocałunek.
- Jeśli oddasz to możesz.
Joshua widocznie zadowolony przysunął się do mnie i nachylił się nad moimi ustami całując je. Od razu zamknąłem oczy i oddałem mu powoli pocałunek. Mimo, że w całym schronie utrzymywał się obrzydliwy zapach to Josh pachniał wyjątkowo ładnie i tak też smakował. Pewnie jeszcze dziś się umył. Wsunął mi język w usta i od razu posłusznie pogłębiłem pocałunek. Moje serce szybciej zabiło zdając sobie sprawę z tego, czyj język właśnie dotykam. Nagle brunet odsunął się ode mnie z lekkim uśmiechem.
- Upomnij się, kiedy będziesz chciał zwrot.
- Więc chcę zwrot teraz. - Oblizałem usta zadowolony. Jego usta były ciepłe, miękkie i nieco wilgotne od śliny. Całowanie ich sprawiało mi ogromną przyjemność i miałem nadzieję, że myśli tak samo.
- Więc teraz to ty musisz mnie pocałować. - Powiedział wyraźnie rozbawiony. Nie czekając dłużej spojrzałem na niego pewniejszy siebie i pocałowałem go namiętnie. Niemal od razu wsunąłem między jego wargi język i zamknąłem oczy. Poczułem jak kładzie mi rękę na ramieniu i delikatnie je masuje. W odpowiedzi musnąłem palcami jego włosy z tyłu głowy. Nie chciałem się od niego odsuwać ani przestawać. Mimo to nie mogłem się nakręcić, więc powoli się od niego odsunąłem. Patrzyłem na niego dość niepewnie ale widząc, że się uśmiecha poczułem się spokojniejszy. Milczeliśmy chwile i aby to przerwać wstałem i sięgnąłem to swojej torby. Wyciągnąłem plik kartek.
- Tu masz materiały na sprawdziany. Zapisałem ci kiedy co zdajesz.
- Ja mam się tego wszystkiego nauczyć? - Zagwizdał i przejrzał kartki.
- Zakreśliłem ci najważniejsze rzeczy. Nie chodziłeś to teraz nadrabiaj. W razie problemów to mogę ci to wszytko wytłumaczyć.
- Z tym na pewno się zgłoszę. Nie cierpię historii. - Pomachał mi paroma kartkami przed twarzą.
- Spoko. - Uśmiechnąłem się lekko. - Jak się czujesz?
- W głowie mi huczy jak w dzwonnicy i co chwile mnie coś boli... Jestem już zmęczony. Mało spałem nie licząc omdleń... 
- Więc się teraz prześpij. Jeśli chcesz, mogę jednak zostać na noc... - Mruknąłem niepewnie. Nie wiedziałem czy chciał tu mojego towarzystwa czy może jednak mu przeszkadzałem. Wolałem, aby odpoczął.
- Zostań. Odwracasz moją uwagę od dragów. - Odpowiedział spokojnie, a ja poczułem w sobie dziwną radość. Dobrze było wiedzieć, że moja obecność tutaj przynosiła jakieś korzyści. Josh opadł na łóżko plecami i zamknął obolałe oczy. - Umrę.
- Nie umrzesz. Będę cię podrywał, żebyś się nie nudził. - Uśmiechnąłem się lekko i widząc, że Josh przewrócił się na bok, położyłem się za nim. Objąłem go lekko. - Chcesz do mnie wpaść?
- Mogę o ile mnie nie wyrzucą. Wiesz jak wyglądam... Na pewno mógłbym?
- Ehem. Będzie super. Zrobię nam coś do jedzenia, obejrzymy film i pójdziemy z psem na spacer.
- Masz psa? Zajebiście! Uwielbiam zwierzęta. - Zerknął na mnie z czułym uśmiechem po czym spiął się cały. Domyśliłem się, że go znowu coś boli. Lekko wtuliłem w siebie jego głowę ale wyszarpał mi się od razu, więc już nie nalegałem. Znów mogłem jedynie patrzeć jak cierpi. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoił i usiadł.
- Oby niedługo ci to przeszło.
- Nie wiem ile wytrzymam... Dobra młody, ty mnie zapraszasz do siebie to ja w odwecie zapraszam ciebie na koncert. Niedługo gra Disturbed. Masz ochotę? - Powiedział już spokojniejszy, ale wciąż w jego oczach dostrzegałem ból.
- Nie znam tego zespołu, ale chętnie. - Uśmiechnąłem się lekko. Podejrzewałem, że to jakaś ostra muzyka, której nie trawiłem ale w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Poświęcę się. - Nigdy nie byłem na koncercie. - Josh wyglądał na mocno zdziwionego gdy to powiedziałem.
- Pierdolisz... Nigdy? O nie, tak nie może być. - Pstryknął mnie w nos lekko, a ja prychnąłem niezadowolony. - Zabieram cię więc na koncert. Pożyczę ci swoje stare glany bo cię inaczej tam zadepczą. Poza tym... Właśnie. - Zagryzł wargę zmieszany. - Chcę byś mnie tam przypilnował abym nie dał namówić się na żadną działkę.
- Jasna sprawa... Na pewno będzie świetnie. - Wymruczałem i jakoś odruchowo się przytuliliśmy wciąż siedząc na łóżku. Nie miałem nic przeciwko... Polubiłem to ciepło, którym mnie otaczał. Bałem się jedynie, że za bardzo się do siebie zbliżymy.
- Zrobimy z księżniczki łobuza.

           Rozmawialiśmy jeszcze ze sobą sporo czasu. Obgadaliśmy co założyć na koncert, co nam się podoba w facetach, w sobie... Przyzwyczaiłem się do jego obecności, która sprawiała, że zapominałem o wszystkim. Obgadaliśmy ludzi z klasy i zajęliśmy się jedzeniem słodyczy, które przyniosłem ze sobą. Już czuł się lepiej i zadecydował, że jutro pojawi się w szkole. Leżeliśmy obok siebie i na zmianę się karmiliśmy. Josh był już w lepszym humorze bo co chwila zaczepiał mnie układając żelki na mojej twarzy, zlizując puder z moich ust po pączku i robiąc inne głupoty. Nauczył mnie nawet jak łapać żelki w usta po podrzuceniu ich. Prawdziwa sielanka. Potrafiłem szczerze się śmiać przez jego głupie żarty.
- Auć, umrę przy tobie na cukrzycę... - Prychnąłem, gdy spadłem z łóżka na twardą ziemię. Wróciłem jednak na nie szybko. Joshua wysypał na mnie paczkę pianek i zaczął mnie łaskotać. Ledwo wytrzymywałem śmiejąc się głośno i nie mogąc złapać oddechu. W końcu wsunął mi w usta piankę i nie pozwalając mi jej zjeść do końca pocałował mnie. Przestał mnie łaskotać aby się nie rozpraszać. W końcu postaraliśmy się i posprzątaliśmy cały schron. W międzyczasie porozmawialiśmy o moich internetowych znajomościach. Przyznałem mu się, że zacząłem kręcić z pewnym studentem ale Josh nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Gdy było już późno brunet poszedł się myć, a ja chwilę po nim. Po raz kolejny pożyczyłem od niego ubrania. Tym razem celowo nic nie wziąłem. Czułem się wyjątkowo, że to ja mogłem nosić jego ciuchy do snu. Nawet jeśli były z lumpeksu. Przemyślałem dzisiejszy dzień na spokojnie. Moje kontakty z Joshem bardzo się polepszyły. Cieszyłem się też, że powiedziałem mu o Dereku. Bardo polubiłem tego chłopaka i liczyłem na związek z nim. Był cholernie przystojny i cudowny z charakteru. Nim wyszedłem z łazienki odbyłem z Derekiem długą rozmowę telefoniczną, ponieważ stęskniłem się za jego męskim i nieco zachrypniętym głosem.
- Napiszę ci, kiedy będę mógł wpaść. Zabiorę cię na super randkę.
- Serio? Liczę więc na to. Będziesz umiał mnie zaskoczyć?
- Z pewnością. Ale w nagrodę będę chciał soczystego buziaka...
- Zobaczymy. - Zaśmiałem się cicho do telefonu. Lubiłem z nim flirtować ale w końcu zdecydowałem się wrócić do schronu. Tam w środku zamknąłem drzwiczki na klucz i zszedłem na dół po drabince. Widząc Josha poczułem jak mój uśmiech znika z twarzy. Brunet siedział na łóżku i przyglądał się strzykawce. Miała igłę i tylko czekała, aby ją wypełnić... Poczułem ogromny niepokój. On wciąż chciał do tego wrócić.
- Co ty robisz?
- Bawię się nie widzisz? - Burknął i położył się tyłem do mnie pod samą ścianą. Ściskał strzykawkę jakby była jego najcenniejszym skarbem. - Nie mam towaru, nie przejmuj się.
- Chcesz o tym pogadać? - Spytałem siadając wśród swoich koców. On jedynie wzruszył ramionami i westchnął ciężko. Dopiero po chwili się odwrócił.
- Młody, to nie ma sensu. Dzięki za pomoc, doceniam to ale... Nic z tego nie będzie. Ja już zawsze będę ćpunem.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Warknąłem zirytowany. - Już prawie ci przeszło! No i co z twoim celem? Mówiłeś, że chcesz znaleźć miłość, być szczęśliwy!
- Bóle to nie problem. Gorzej jest wytrzymać Noah... To nie jest tydzień męczenia się. Na to trzeba więcej czasu... A mój cel? - Prychnął. - Daj spokój. Nie mam znajomych, którzy by nie brali. Skończę z jakąś podrzędną dupą na złotym strzale. Tak będzie. Jestem ćpunem i nim będę. Nie znajdę dobrej pracy, znów nie zdam, wywalą mnie ze szkoły, domu i skończę na ulicy... Ty masz szansę na normalny związek. Ja już nie.
Patrzyłem na niego chwilę. Trudziłem się dla niego i zamartwiałem się tylko po to, aby usłyszeć, że wszystko na marne? Zrobiło mi się cholernie przykro. Po omacku sięgnąłem po cokolwiek i padło na moją książkę. Wkurzony wstałem i rzuciłem nią w niego. 
- To kurwa rób co chcesz! Chciałem ci pomóc, a ty to olałeś! Pierdole to. - Warknąłem i założyłem buty. Spakowałem się i nawet nie kłopotałem się, aby się przebrać z jego ubrań. Nie czekając na jego reakcje, opuściłem schron. Miałem wszytko w dupie. Tak bardzo w dupie że ze łzami w oczach przemierzałem ulicę. Było mi cholernie zimno i bolało mnie serce. Byłem gotowy zrobić wszystko, aby z tego wyszedł, a on sobie to odpuścił. Ostatecznie wylądowałem na noc w domu.

           Następnego dnia siedziałem w szkole zapisując coś w notesie. Dziś miałem się spotkać z Derekiem, więc się odstroiłem choć nie miałem na to najmniejszej ochoty. Założyłem swoje ukochane białe airmax'y, czarne rurki, białoszarą koszulkę i w pasie zawiązałem koszulę w kratę. Na głowie miałem okulary przeciwsłoneczne. Kątem oka zobaczyłem Josha siadającego pod swoim oknem. Wyglądał okropnie ale przyszedł... Pare osób zaczęło go wyzywać i dostał nawet zwiniętą kartką w twarz ale nic nie zrobiłem. Byłem na niego wściekły.
Tego dnia nie rozmawialiśmy. Mijaliśmy się bez słowa mimo bólu serca. Wychodząc ze szkoły znalazłem karteczkę w kieszeni swoich spodni. Domyśliłem się od kogo ale nie wiedziałem odkąd tam jest i jak tam się dostała.

"Przepraszam za wczoraj. 
To co powiedziałem było głupie. 
Jestem trzeźwy dzisiaj, wierz mi. 
Potrzebuję kilku dni samotności. 
Muszę coś przemyśleć.
Wybacz Noah"

Odetchnąłem cicho czytając to. Cholernie się o niego bałem ale już nic nie mogłem z tym zrobić. Był dorosły i decydował o sobie. Nałożyłem na siebie skórzaną kurtkę i okulary na nos. Dziś czekała mnie randka.

          Pomachałem do chłopaka czekającego już pod szkołą. Był wysokim czarnowłosym mężczyzną z piwnymi oczami. Przytuliliśmy się na powitanie. To było nasze pierwsze spotkanie ale od razu go poznałem. Udaliśmy się do dobrego baru niedaleko. Kupiliśmy sobie po piwie na razie niewiele rozmawiając.
- Nie zawiodłeś się na mnie mam nadzieję? - Ocknąłem się słysząc to pytanie. Myślami wciąż byłem przy Joshu, ponieważ wciąż okropnie bałem się co zrobi i jaką decyzje podejmie.
- Nie no coś ty. Dziś nie jestem w humorze sorki. - Pomachałem lekko dłonią z niepewnym uśmiechem. - Jesteś przystojny i miły, więc jak na razie spisujesz się na piątkę.
- A czemu nie na szóstkę?
- Bo wciąż czekam aż mnie zaskoczysz. - Zaśmiałem się cicho, choć to był sztuczny śmiech. - Lubię czuć, że się o mnie zabiega. Ale nie na etapie prześladowcy...
- Oj od razu prześladowca... - Zaśmiał się i upił trochę piwa wciąż bacznie mnie obserwując. - W każdym razie postaram się cię oczarować.
Nasza rozmowa nie trwała zbyt długo. Po wypitym piwie zwinąłem się pod pretekstem, że źle się czuję. Nawet odwiózł mnie do domu swoim nowym autem. Wciąż nie mogłem się skupić na niczym.

          Przez następny tydzień spotkałem się z Derekiem jeszcze cztery razy, ale z Joshem nie odezwałem się słowem. Widząc go jednak kulejącego z podbitym okiem podbiegłem do jego ławki i kucnąłem przy nim. Wiedziałem, że wpakuje się w kłopoty... Nie obchodziły mnie teraz uszczypliwe komentarze mojej klasy.
- Hadson.
- Co? - Spytał zachrypniętym głosem i spojrzał mnie mnie. Był blady i lekko drżał. - Jak było na randce? - Spytał szeptem ale teraz nie interesowałem się, skąd wie o naszych spotkaniach. Widziałem przecież, że jest z nim źle...
- Ja pierdole, zostaw randkę w spokoju. - Powiedziałem zrozpaczonym głosem. Miałem okropną ochotę go przytulić. - Chce wiedzieć co ci się do cholery stało. Boję się o ciebie.
- Musze uregulować pewne rachunki z przeszłości po prostu. Słuchaj Noah, to nie takie łatwe skończyć z TYM... Pobiłem się z moim starym kumplem, bo nie chciałem mu dać na działkę i powiedziałem, że to koniec znajomości. Mam teraz kłopoty z dilerami. Nie chce cię mieszać w to wszystko...
- Ale może ja właśnie chce być w to zamieszany? - Spytałem marszcząc brwi. Przynajmniej od razu odpowiedział co mu się stało, więc jedno miałem z głowy. - Ja nie mam ochoty stać i się na to gapić. Chce przy tym być, pomagać ci. Chodź na chwilę do łazienki, bo wszyscy się tu gapią. - Powiedziałem poważnie i wstałem. Wyszliśmy razem z sali, a klasa nas wygwizdała. Olałem to i wszedłem do pustej toalety. 
- Czemu chcesz się w to mieszać Noah? Masz teraz na czym się przecież skupić... A to co ja robię wcale nie jest ciekawe ani fajne czy nawet bezpieczne. Nie chcę, aby ci się coś stało. - Mruknął odwracając wzrok.
- Raz, spotykam się z Derekiem, który również bierze narkotyki. Dwa, nie mam ochoty siedzieć i się martwić co się z tobą dzieje. Trzy, wkurzasz mnie. Jeśli zwyczajnie chcesz, abym się odpierdolił to mi to powiedz. - Powiedziałem opierając się o ścianę i krzyżując ręce na torsie.
- Nie chce abyś się odpierdolił... - Zmarszczył brwi mocno i wbił we mnie ostre spojrzenie. - Umawiasz się z ćpunem, a mi pomagasz rzucać? - Prychnął i spojrzał za okno wyraźnie zirytowany. - Kurwa Noah, umawiasz się z ćpunem! 
- No i co z tego?
- To z tego, że wiem do czego to prowadzi. - Pokręcił głową na boki. - Nic z tego dobrego nie wyniknie. Noah, czemu ty z nim jesteś? Przecież on się stoczy tak samo jak ja. Chcesz faceta, który nie może wstać bez prochów, okrada cię, aby mieć na działkę, będzie cię bił pod wpływem lub co gorsza wciągnie cię w to gówno? Posrało cię chłopaku?
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie pouczać w tych tematach. - Powiedziałem ostro. Ja nie widziałem w tym najmniejszego problemu. - Wszyscy potraficie mnie tylko pouczać, a gówno wiecie. - Warknąłem i odsunąłem się od ściany - Skąd wiesz czy mnie już nie uderzył? Czy może mnie nie zgwałcił? A może już biorę razem z nim? Gówno o mnie wiesz bo mnie zostawiłeś. Chciałem ci pomoc, a zarazem i ja cię potrzebowałem. Potrzebowałem własnie schronu. Kurwa, nie odzywasz się chuj ileś czasu, interesuje cię tylko twoja własna dupa, a teraz chcesz mnie pouczać niby dla mojego dobra? Ja ci dałem wszystko. Jesteś okropnym kumplem.
-Wiem, jestem najgorszym kumplem świata. - Zagryzł wargę nerwowo i spuścił wzrok. - W życiu nie miałem kurwa bliższych relacji z ludźmi... Tych zdrowych przynajmniej - Skrzywił się i spojrzał na mnie. - Obchodzisz mnie... Po prostu.... Aaa...  - Zmarszczył brwi i warknął wściekły - Chcę to już skończyć! Chcę nie brać, nie chcę mieć kłopotów z dilerami i ćpunami. Głupio zrobiłem, że cię tak zostawiłem. Nie znam się na relacjach międzyludzkich ale Noah... Nie jesteś mi obojętny. Martwię się o ciebie... Nie chce, aby stała ci się krzywda... - Spojrzał mi w oczy przepraszająco. Na mnie to jednak nie zrobiło większego wrażenia. - Przepraszam...
- Mam już tego dość. Wracaj na lekcje. - Mruknąłem zirytowany. Już chciałem wyjść ale Josh mnie chwycił za ręce i zatrzymał.
- Czekaj... My... Mieliśmy iść na koncert... Pamiętasz? - Zapytał niepewnie, a ja chwilę patrzyłem na niego zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie wiem czy wciąż chcę iść.
- Noah proszę... Głupio zrobiłem odsuwając się. Pogadajmy dzisiaj w schronie. Masz czas? - Spytał mnie z nadzieją i zsunął dłonie po moich rękach w dół na chwile zatrzymując się na dłoniach. Po chwili je puścił.
- Dziś spotykam się z Derekiem. - Powiedziałem odsuwając się od niego. Nie miałem ochoty zmieniać planów. Josh nie miał czasu dla mnie, więc ja nie miałem go dla niego. - Idziemy na parapetówkę do jego kumpla.
- Noah... Proszę cię. Nie możesz z nim być... Błagam...
- To moja sprawa z kim jestem. Też jesteś uzależniony. Gdyby ktoś chciałby z tobą być to też byś go odsunął? Nie. Korzystałbyś. W dodatku... Sam mnie mogłeś wciągnąć bo dałeś mi spróbować.
- Spróbować Noah...  - Westchnął ciężko. - I nie jestem uzależniony. Nie biorę już... A nawet gdyby, to jeśli ktoś chciałby ze mną być to starałbym się przestać ćpać.
- Odwal się. Teraz nie powinieneś się wpieprzać między nas. - Warknąłem i wyszedłem z łazienki na lekcje. Chciało mi się płakać... Pragnąłem znów śmiać się z Joshem ale nie mogłem zaakceptować tego, że chce ingerować w moje życie prywatne. Gdy w końcu zaczęło mi się z kimś układać, on próbuje to zniszczyć.

           Przez resztę lekcji nawet na niego nie spojrzałem. Musiałem uporządkować myśli ale niewiele to zmieniło. Gdy już miałem wyjść z sali i iść się spotkać z Derekiem poczułem szarpnięcie. Mimo moich sprzeciwów Joshua zaciągnął mnie do pustej sali. Pchnął mnie i zamknął za nami drzwi. Super. Tego mi brakowało.
- Musimy pogadać.
- Skąd ty do chuja masz ten klucz?
- Nie trudno podjebać klucz z pokoju nauczycielskiego. - Prychnął nieprzejęty i spojrzał na mnie już poważniej. Wręcz z jego oczu biła złość. -  Noah nie możesz iść na tą imprezę.
- Mogę robić co chcę, nie jesteś moim ojcem.
- Ale się o ciebie do cholery jasnej martwię Noah! - Warknął głośno i zrobił krok w moją stronę. - Ty serio nie znasz konsekwencji chodzenia z ćpunem?
- Teraz zacząłeś się martwić?! - Wrzasnąłem i nagle wybuchłem niekontrolowanym śmiechem. Oczywiście udawanym. - Dobre, dobre! Od prawie dwóch tygodni się z nim spotykam. Chyba zdążyłem już sporo załapać z jego życia przez ten czas, nie sadzisz? Wiem co to znaczy kretynie.
- Tak, teraz zacząłem się martwic bo w życiu bym nie pomyślał, że zaczniesz chodzić z ćpunem. Myślałem, ze to zwykły facet i jesteś w końcu szczęśliwy. Nie chciałem się mieszać, bo mogła ci się kurwa krzywda stać gdybyś się ze mną zadawał! Nie odzywałem się, ponieważ się właśnie martwiłem, że mogą i tobie grozić!
- Chuja wiesz! Przez miesiąc do szkoły nie chodziłeś, nie wiesz co się działo, gdy przyszedłem w twojej koszulce do szkoły! Gdy dowiedzieli się, że jestem gejem! Nie wiesz jakie w domu mam piekło, że ojczym przechodzi do rękoczynów podczas kłótni! Mam tego dość nie czaisz?! Teraz udajesz jakbyś wszystko wiedział, a niczego nie byłeś świadkiem! - Wrzasnąłem i pchnąłem go zirytowany. Musiałem się jakoś wyżyć. Zostawiał mnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem wsparcia. Wszystko skupiało się na nim, ale on sam nigdy nie pomyślał o moich problemach.
- Okej zjebałem... I to wszystko po kolei. - Westchnął i przetarł twarz. Aż zacząłem się łudzić, że coś do niego dotarło. W końcu spojrzał na mnie łagodniej. - Wybacz... Nie słuchałem cię wcale i właściwie nigdy o nic nie pytałem. Ale nie chce cię tracić... Przepraszam... Błagam daj mi jeszcze jedną szansę. Ostatnią. Już teraz zero tajemnic, kłamstw, odsuwania się i ranienia nawzajem. Zgoda? - Niepewnie wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Ale na imprezę dzisiaj idę. - Mruknąłem patrząc na niego uparcie i uścisnąłem jego dłoń. Mimo wszystko nie chciałem się kłócić. Musiałem mieć dostęp do schronu. I do niego.
- Zależy ci na nim?
- Chyba tak...
- A jemu na tobie? - Spytał nieco łagodniej i podszedł do mnie bliżej.
- Chyba też...
- Słuchaj, jeżeli mu zależy to nie będzie nigdy wciągał cię w to bagno. I najlepiej, gdyby dla ciebie to rzucił. Błagam, jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzi to zerwij... - Cmoknął mnie delikatnie w czoło, a ja czując to spojrzałem na niego. - Najlepiej gdybyś w ogóle przestał się z nim zadawać. Nic dobrego z tego nie wyniknie...
- Z tobą też miałem zerwać znajomość, gdy brałeś? - Westchnąłem ciężko i odsunąłem się od niego. - Daj już spokój.
- Po prostu uważaj. I w razie czego to dzwoń... Zobaczymy się jutro w schronie?
- Tak, przyjdę. Obgadamy w co ubrać się na koncert. - Uśmiechnąłem się w końcu lekko. Czułem się już lepiej. Wciąż czułem do niego lekką irytacje ale próbowałem to ukryć pod uśmiechem. Josh widocznie zadowolony rozczochrał moją czuprynę.
- No ja myślę. Tylko serio uważaj dzisiaj.

          Pod szkołą już czekał na mnie Derek. Wsiadłem do jego auta i pojechaliśmy zrobić zakupy, aby nabyć trochę rzeczy na imprezę. Nie znałem tego jego kumpla ale okazał się całkiem miłym gościem. Impreza zaczęła się świetnie. Ludzie akceptowali mnie i Dereka, więc spokojnie mogliśmy być sobą. Paliliśmy i piliśmy bawiąc się w najlepsze. Byłem najmłodszy z tego towarzystwa ale nie przeszkadzało mi to, bo świetnie się ze wszystkimi dogadywałem.
Nie przewidziałem jednak tego, że pociągnie mnie do narkotyków. Poniekąd to była wina Josha bo wspominam tamtą zabawę bardo dobrze, pomijając seks.
Późnego wieczoru wysłałem Hadsonowi MMS'a. Zdjęcie było robione z góry i doskonale było widać nasz pocałunek. Siedziałem na Dereku okrakiem, a on sam trzymał swoje dłonie na moich pośladkach. Obok jakaś studentka z kimś gadała. Nie dostałem odpowiedzi. Po godzinie zadzwoniłem do Josha ale sygnał szybko się urwał. Hadson nie mógł się do mnie dodzwonić bo mój telefon roztrzaskał się o podłogę podczas szamotaniny. Dodatkowo Derek zniszczył ekran swoją stopą, więc nie mogłem się już z nikim skontaktować. Joshowi mimo prób dodzwonienia się pojawiało się tylko jedno.

Brak sygnału.