Rozdział 2
"Tu odnajdziesz swoje miejsce"
Przez następne dwa dni nie pojawiłem się w szkole. Bałem się, że go tam spotkam. Dlaczego? Miał mój telefon. A to, co było w środku mógł użyć przeciwko mnie. Moje obawy się ziściły już pierwszego dnia po powrocie. Wiele osób szeptało widząc mnie, co szczególnie mnie tym razem irytowało. Byłem świadomy tego, że to były tym razem negatywne plotki. Siedziałem w swojej ławce w której już był David.
- Ej... Coś ty durniu wypisywał? - Spytał cicho i delikatnie zmarszczył brwi. Świetnie. Czyli jednak Hadson nie jest takim idiotą i umie zniszczyć człowieka.
- Zgubiłem telefon. Wytłumaczysz mi o co chodzi? - Spytałem prosząco. Nie miałem zamiaru mówić komukolwiek o ostatnim moim spotkaniu z tym ćpunem. Wyjąłem książki z torby, które były nam potrzebne na lekcji.
- Wiele osób mnie wypytywało czy żartujesz. Travis się wkurwił, gdy dostał od ciebie sms'a "Jesteś nikim". Mnie za to spytałeś czy znam dobrego sponsora... Człowieku nie mam pojęcia co wypisałeś do reszty szkoły. - Powiedział i głęboko odetchnął. - Ale cieszę się, że to tylko jakieś żarty.
Gdy rozpoczęła się lekcja nie mogłem zebrać myśli i skupić się na tym co mówi nauczycielka. Po spędzeniu kilku godzin w szkole zebrałem swoje rzeczy i pożegnałem się z Davidem. Gdy już miałem wyjść ze szkoły usłyszałem swoje imię. Zerknąłem na rudzielca z sąsiedniej klasy.
- No, no. Patrzcie jak się spieszy. Pewnie do swojego sponsora. Haha, ciota! - Skrzywiłem się tylko i ruszyłem do domu. Nie miałem zielonego pojęcia co on wypisywał do uczniów ale musiałem to wszystko wysłuchiwać.
Przez następne dni było tak samo. Wiele osób odwróciło się ode mnie, zacząłem tracić na swojej reputacji. Cokolwiek o mnie pisał, to nie mogło być miłe. Wiernie czekałem w szkole na przyjście Josha, aby móc mu nawtykać. Chciałem powiedzieć mu co o tym myślę i odebrać swój telefon. Obecnie nosiłem swój drugi, ale chciałem w końcu zakończyć ten durny spór. Gdy przez tydzień nie dał znaku życia w szkole postanowiłem przejść się do schronu. Wściekłem się.
Byłem tak podjudzony, że nie zauważyłem, gdy zacząłem do niego biec. Po 15 minutowym biegu zdyszany kucnąłem nad schronem i otworzyłem go. Nie czekając na zaproszenie wskoczyłem do środka. To co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Wmurowało mnie. Otworzyłem oczy szerzej i uchyliłem usta. Obserwowałem właśnie jak Hadson uprawia seks z jakimś młodym ćpunem. Wchodził w niego szybko i mocno na co chłopak reagował jękami i błaganiami o jeszcze. Ruchy faceta stawały się coraz pewniejsze przez co obcy chłopak sunął swoim ciałem po łóżku. Wzdychali do siebie dziwacznymi określeniami takie jak "jesteś jak... marynarka" lub "mój matexie lepszy." Nie dziwiło mnie to ani się jakoś specjalnie się nie wsłuchiwałem.
Skupiałem się bardziej na ciele Hadsona.
To jak się napina i porusza.
Obserwowałem ich ekstazę i pot spływający po ich ciałach.
Po ciele Joshuy...
Mimowolnie przyglądałem się jak mruży oczy z przyjemności. Jak chwyta faceta za włosy i przyciąga go do łapczywego pocałunku. Poczułem jak Hadson zerknął na mnie w momencie, gdy chłopak pod nim doszedł. Ale Hadson kontynuował. Od patrzenia na to robiło mi się gorąco szczególnie w dolnej partii ciała. Moje serce nigdy nie biło tak szybko jak teraz. Mój wzrok w końcu przykuło coś innego. A mianowicie mój telefon przy jego łóżku. Przy łóżku na którym uprawiali seks. Zabiorę go i zapomnę na zawsze co tutaj widziałem... Zebrałem się w sobie, aby podbiec do jego łóżka po telefon. Moim błędem było to, że spojrzałem na niego. Zerknął na mnie i uśmiechnął się wrednie. Obrócił chłopaka do siebie tyłem i zmusił go szarpnięciem, aby się wypiął.
- Tak masz klęczeć wyuzdana dziwko... - Warknął i zaczął agresywnie go pieprzyć. Zakręciło mi się w głowie. W końcu zmusiłem się do ucieczki. Wspiąłem się po drabinie i zamknąłem za sobą schron. Drżącą ręką otarłem pot z czoła po czym siadłem na ziemi i oparłem się o ścianę domu, aby się trochę uspokoić. Nie powinienem był tego widzieć. Ciągle słyszałem westchnięcia Joshuy. Jego słowa. I to jak jego ciało się poruszało. Jak agresywnie go po prostu pieprzył. Najgorsze było to że... Podnieciło mnie to. Wziąłem telefon do ręki i wszedłem w pliki.
Nie było nic.
Usunął wszystkie moje zdjęcia, muzykę, filmy i wiadomości. Wkurzony i zdesperowany otarłem łzę z oka. To było dla mnie za wiele. Chciałem zapomnieć.
Usunął wszystkie moje zdjęcia, muzykę, filmy i wiadomości. Wkurzony i zdesperowany otarłem łzę z oka. To było dla mnie za wiele. Chciałem zapomnieć.
Weekend był dla mnie wyjątkowo trudny. Ciągle bolał mnie brzuch po tym co zobaczyłem i chciało mi się wymiotować. W końcu nadszedł poniedziałek i musiałem iść do szkoły. Wszedłem do klasy w ciszy i siadłem z moim wysokim kumplem, który obgadywał z Travisem jakiś nowy film. Milczałem siedząc na telefonie. Kątem oka zobaczyłem jak Hadson wchodzi do klasy. Bez słowa siadł na swoim miejscu, a ja nie zamierzałem reagować. Przesiedziałem cicho wszystkie lekcje. Czasem słyszałem jak Hadson bez powodu wybucha śmiechem patrząc na mnie. Ludzie skończyli już rozmawiać o moich sms'ach. Pewnie dlatego, że w końcu przestały ich nawiedzać.
Wieczorem znów stałem przed schronem i gapiłem się na drzwiczki. Kurwa. Intuicja mi kazała tu przyjść. Niepewnie otworzyłem je i wychyliłem się na dół, przez co włosy zaczęły mi śmiesznie zwisać ku ziemi. Joshua zmarszczył brwi widząc mnie. Właśnie siedział na swoim łóżku i oglądał coś na laptopie. Stan schronu oprócz tego się nie zmienił.
- Czego ty tu chcesz smarku? - Warknął zirytowany, ale po chwili rysy jego twarzy złagodniały jakby coś przemyślał. - W sumie to dobrze. Właź. Mamy do pogadania. - Skinął głową na podłogę. Niepewnie wróciłem głową na zewnątrz marszcząc brwi. Nie wiedziałem o czym on chciałby móc pogadać. Ostatecznie zszedłem na dół.
- Zszedłem, no i?
- Masz klucz do tego miejsca, tak? - Spytał surowo i wyjął spod poduszki fajki. Zapalił jedną z nich. Siadł po turecku i wbił we mnie ciekawskie spojrzenie. Chwyciłem mocno pas torby w dłoni trochę niepewnie.
- Mam. Ale nie myśl, że ci go oddam.
- Jeszcze do tego nie doszedłem. Skąd go masz? - Zmarszczył brwi i wypuścił dym ze swoich ust.
- Babcia mi go kiedyś dała.
Gdy to powiedziałem Joshua zamyślił się na chwilę i zagryzł wargę. Przegoniłem szybko myśl o tym, że to wygląda uroczo. W końcu wstał i zerwał jeden z wiszących na ścianie plakatów przedstawiający jakiś zespół rockowy. Uniosłem brwi widząc malunek, na którym był portret młodej kobiety.
- To ona?
Zamrugałem stojąc w szoku. Od razu poznałem swoją ukochaną babcie mimo, że minęło tyle lat... Kiwnąłem głową potakująco. Chwile potem zerwał drugi plakat odsłaniając portret młodego mężczyzny. Ten był malowany delikatniej, subtelniej. Zgadywałem, że oboje malowali siebie nawzajem.
Zamrugałem stojąc w szoku. Od razu poznałem swoją ukochaną babcie mimo, że minęło tyle lat... Kiwnąłem głową potakująco. Chwile potem zerwał drugi plakat odsłaniając portret młodego mężczyzny. Ten był malowany delikatniej, subtelniej. Zgadywałem, że oboje malowali siebie nawzajem.
- A to mój dziadek. Kiedy dostałeś klucz? - Spytał spokojnie z uniesioną brwią. Oparł się biodrami o komodę.
- Mm... dostałem na urodziny nim wyjechała z miasta... - Mruknąłem i wyjąłem klucz z doczepionym adresem. - Mam tu napisane jak trafić do tego miejsca. No i dopisek "za domem znajdziesz swoje miejsce."
- Chodzi mi o rok cymbale. - Prychnął pod nosem i zerknął na klucz. - Wiem co tam jest nabazgrane. - Skinął na ścianę na której sprejem był identyczny napis. Spojrzałem na Hadsona rozkojarzony.
- Czyli celowo chcieli byśmy tu trafili. Tylko po co?
- A ja wiem? - Wzruszył ramionami. - Dziadek dał mi klucz w spadku to nie miałem okazji zapytać. - Wrócił na łóżko i siadł na nim. Poczułem jak na mnie patrzy, więc wróciłem na niego wzrokiem. - Pudrowałeś siniaki? - Zmarszczyłem brwi słysząc to. Schowałem w końcu klucz do torby.
- Trochę, nie twoja sprawa. - Warknąłem. Musiałem to ukrywać, aby inni tego nie dostrzegli. Nie chciałem wysłuchiwać głupich i niepotrzebnych pytań. Poza tym to nie były jedyne rany, które nauczyłem się kryć. Zmieniłem szybko temat. - Myślisz, że po prostu nie chcieli, aby zapomniano o ich miłości?
- W życiu nie słyszałem o twojej babci ani o tym miejscu od dziadka. Nie wiem, możliwe. Tak czy siak... Co teraz robimy? - Uniósł brwi z rozbawieniem. Ja zerknąłem na swoje białe airmaxy. Dziś oprócz nich miałem na sobie czarne wąskie spodnie i czarna luźna bluzkę z długimi rękawami. Westchnąłem.
- Nie wiem... Ale jeżeli taka była historia tego miejsca, to je stoczyłeś.
- To co malował dziadek zostawiłem. Nie zamalowałem nic, a jedynie dodałem swoje. Jeżeli Pan Idealny sobie życzy to może posprzątać. - Prychnął z uśmiechem i ułożył się wygodnie na łóżku. - Noah brzmi jak ten z Biblii....
- To był Noe...
- Pasuje ci Nicky. Równie pedalskie co ty.
Zmarszczyłem brwi obserwując go. Ja mu dam Nicky... Wzdrygnąłem się po chwili przypominając sobie to, co widziałem w tym łóżku... I kogo.
- Ja nie jestem pedałem jak ty. - Powiedziałem w końcu i zmrużyłem oczy, wręcz zabijając go wzrokiem.
- Cipki też lubię, więc pedałem nie jestem. Nie patrz się tak, bo pójdę o zakład, że jeszcze ani razu nie zamoczyłeś. - Rzucił patrząc w sufit. Dopiero teraz dotarło do mnie, że pali już drugą fajkę. - Chcesz? - Spytał, gdy dostrzegł jak obserwuje papierosa. Cóż, może pomoże mi to się trochę odstresować. Wyciągnąłem papierosa i zapaliłem odbierając też zapalniczkę. Siadłem po turecku pod ścianą by było mi wygodniej.
- No proszę. Pan Idealny pali? - Przekręcił się na brzuch, a ja wypuściłem z ust dym. - Siedzisz na starej prezerwatywie.
- Kurwa człowieku zainwestuj w kosz... - Słysząc to natychmiastowo się zerwałem i otrzepałem tyłek. Obrzydził mnie fakt, że mogłem siedzieć na jego spermie. O ile byłaby jego. Zerknąłem na podłogę ale nic nie dostrzegłem. Słysząc donośny śmiech Hadsona zerknąłem na niego zirytowany.
- Uroczy jesteś kiedy się złościsz.
- Zamknij ryj bo przypale ci fiuta. - Warknąłem i wróciłem na miejsce w którym siedziałem chwile wcześniej. - Względnie to miejsce oboje dostaliśmy w spadku, więc w połowie jest moje.
- Żeby go przypalić musiałbyś go dotknąć, a na to się nie zdobędziesz Nicky. - wzruszył ramionami. - Nie ma sensu bym się wykłócał. W połowie jest twoje. I co?
- I nie wiem. - Odpowiedziałem szczerze i zaciągnąłem się. W końcu coś do mnie dotarło. - Czemu Nicky? I czemu w ogóle mnie tak nazywasz?
- Bo tak. - Wykrzywił usta w zamyśleniu. - Będę cię tak nazywał bo tak mi się podoba. Ciesz się, że nie wymyśliłem nic gorszego. - Prychnął. - Tylko uprzedzam. To, że tu jesteś nie znaczy, że nie będę brał albo zacznę żyć w jakimś celibacie.
- Uprzedzam, że to że tu jestem nie znaczy, że to będę akceptował. - Warknąłem od razu. Nie miałem ochoty parząc na to jak wciąga i jak kogokolwiek pieprzy. Już się napatrzyłem.
- Byłem tu pierwszy. Możesz sobie krzyczeć, a ja i tak będę posuwał tu kolejnego ćpuna najebany do tego stopnia, że nawet cie nie usłyszę. - Zaśmiał się głośno, a ja mimowolnie się zarumieniłem. To wspomnienie mnie chyba nigdy nie opuści. - Z resztą już wiesz jak to wygląda...
- Kretyn z ciebie. Nienawidzę cię. - Warknąłem pod nosem, a chłopak znów się zaśmiał. Widocznie był bardzo rozbawiony moim towarzystwem.
- Czyżby nasz książę się zawstydził? - Zanucił. - Tak właśnie wygląda seks, gdy jesteś najechany. Z resztą... Do kogo ja gadam? W życiu nie dotknąłeś nawet dragów.
- Bo nie potrzebuję tego gówna. - Prychnąłem pod nosem i zgasiłem fajkę na jego ścianie. Skrzywiłem się lekko zamyślony. Słyszałem do czego to doprowadza. Mimo to... Byłem ciekawy jak to działa.
- Na coś trzeba umrzeć, nie uważasz? Będziesz tu teraz przyłaził, ta?
- Oczywiście. - Powiedziałem pewny siebie. Nie miałem zamiaru pozwolić mu, aby stoczył to miejsce. Poza tym sam go potrzebowałem, aby czasem pobyć sam. Nie pokażę mu tego, jak bardzo krępuje mnie jego towarzystwo, mowy nie ma. Joshua westchnął ciężko i schował swoją twarz w starą poduszkę. Pokazał mi środkowy palec widocznie niezadowolony z tego, że będę jego częstym gościem. No trudno. Nie będzie mi mówił jak ma żyć.
- Więc księżniczko załatw sobie jakiś fotel czy coś takiego. Chyba, że kręci cię siedzenie na ziemi na której już niejedno się działo. - Spojrzał na mnie zza poduszki przez co nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłem wzrok na podłogę.
- Więc księżniczko załatw sobie jakiś fotel czy coś takiego. Chyba, że kręci cię siedzenie na ziemi na której już niejedno się działo. - Spojrzał na mnie zza poduszki przez co nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłem wzrok na podłogę.
- Fuu... To obrzydliwe, że nawet na ziemi to robiłeś... - Wstałem obrzydzony. Ten facet nie miał za grosz wyczucia. - Nieważne z resztą. Zbieram się.
- Czasami łóżko było za daleko lub nagle się kończyło. - Zaśmiał się tym razem nieco ciszej. - Jasne. Idź już. - Machnął na mnie ręką przez co poczułem się trochę tutaj niechciany. Wyciągnął spod łóżka trochę białego proszku. Prychnąłem widząc to i czym prędzej się zmyłem.
Najważniejsze było to, że przynajmniej sobie coś z Hadsonem wytłumaczyłem. Ta atmosfera była tam jednak taka... Inna. Spokojna. Poza tym udało nam się porozmawiać bez żadnych kłótni i rękoczynów co było wyjątkową sytuacją dla nas. Chyba sobie to zapisze w kalendarzu. Wciąż pozostawała sprawa tego, co wyprawia w schronie. Nie podobała mi się perspektywa siedzenia z nim i obserwowania jak "przyjemnie" spędza czas. Ale na razie wystarczyła mi informacja, że mam swoje miejsce. Co prawa z nim ale mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz