Rozdział 8
Dwa światy
Z każdym krokiem byłem coraz bliżej naszej klasy. Sunąłem nogami po podłodze i mrużyłem oczy, aby ostre promienie słońca wpadające oknem tak mnie nie raziły. Spóźniony na 2 pierwsze godziny wszedłem do klasy i zasiadłem w swojej pustej ławce. Kiedyś przesiadywałem w niej z Davidem, którego swoją drogą mi brakowało. Był przy mnie wiele lat ale teraz tak nagle zniknął. Ułożyłem czoło na ławce starając się myśleć o czymś innym... Na przykład o ostrym bólu głowy, który przyszedł wraz z kacem. Joshua przysiadł się szybko na wolne miejsce obok mnie.
- Hej, zombie. Jak było na tej imprezie? - Słysząc pytanie uniosłem leniwie głowę i spojrzałem na bruneta. Wydawało mi się, że widziałem w jego oczach nutkę zmartwienia.
- Zajebiście, choć połowy nie pamiętam...
- Ale wszystko było okej, tak? Nic nie brałeś? - Dopytał się ciekawsko i potargał moje i tak rozburzone włosy. Zauważyłem, że lubił to robić. - I nie zaliczył cię, prawda?
- A co to za różnica? Jak wszyscy brali to i ja... - Mruknąłem pod nosem. Nie czułem się zobowiązany, aby ze wszystkiego mu się spowiadać. Joshua nagle poderwał się z krzesła.
- No kurwa Noah, właśnie nie! Ty nie! - Wrzasnął głośno i kopnął ławkę na której podpierałem łokcie. Zrobił to tak niespodziewanie, że prawie upadłem. Wszyscy obecni w sali spojrzeli na niego. - Popierdoliło cię kurwa czy jak?! Jesteś jebanym hipokrytą!
- Uspokój się... - Szepnąłem, gdy już przełknąłem ślinę. Wpatrywałem się w niego wystraszony. Nie spodziewałem się, że aż tak się wkurzy. Obserwowałem jego pełne wściekłości oczy w ciszy. Ten mocniej zmarszczył brwi.
- Zabieram cię dziś na spacer. Pokażę ci coś. - Warknął i zabrał swój plecak. Zostawiając wywaloną ławkę przeszedł obok mnie i wrócił na swoje miejsce pod oknem z tyłu. Dopiero po chwili drżącymi rękami poprawiłem ławkę. Nie wiedziałem co planuje na tym spacerze, co chce mi pokazać. Znów zaczęły się rozmowy w klasie, które trwały aż do rozpoczęcia lekcji.
Przez resztę lekcji nie rozmawialiśmy ze sobą. Na jednej nawet zauważyłem, że gdzieś zniknął i prawdę mówiąc, byłem ciekawy gdzie poszedł. Chciałem wiedzieć o nim wszystko i dowiadywać się z każdym dniem coraz więcej. Ale mogłem obserwować tylko to, co pozwalał mi zobaczyć. Po ostatniej lekcji czekał na mnie pod klasą. Wciąż kiepsko się czułem ale zgodziłem się z nim pójść. On widząc mnie zmrużył oczy gromiąc mnie spojrzeniem.
- Masz pojęcie jak wściekły na ciebie jestem? - Spytał mnie i skierował się do wyjścia ze szkoły. - Chodź. Muszę ci coś pokazać.
- Rany... Przecież to moja sprawa co robię. Z resztą mówiłem już, że nie jesteś lepszy.
- Tak się składa, że jestem czysty od miesiąca Noah. - Prychnął i spojrzał na mnie. - I to nie jest tylko twoja sprawa. Gdybym zaczął ćpać znowu to teraz miałbyś to gdzieś?
Nie odpowiedziałem na to pytanie. Obserwując Josha poznałem skutki brania narkotyków. Ale nie zrobiłem nic złego, wziąłem w końcu tylko trochę. Szliśmy w ciszy nie odzywając się do siebie. Najprawdopodobniej każdy z nas rozmyślał nad zaistniałą sytuacją. Dotarliśmy na obrzeża miasta gdzie znajdowała się jedna z najbardziej ponurych ulic jakie widziałem. Tynk z budynków odpadał i było tu wiele odpadów. Było tu po prostu brudno i cicho. Minęliśmy jakiś budynek z potłuczonymi oknami i otwartymi drzwiami. Wszystko tutaj wyglądało na niezamieszkałe ruiny.
- Nigdy tu nie byłem.
- Ale jak tak dalej pójdzie to będziesz znał tą ulicę jak własną kieszeń. - Mruknął widocznie wciąż zdenerwowany. Nagle usłyszałem szmer i zbliżające się do mnie szybkie kroki. Zauważyłem błysk zbliżającego się do mnie noża i mężczyznę w kapturze. Przerażony spiąłem się nie mogąc się ruszyć. Josh jednak mnie złapał za dłoń i przyciągnął do siebie pozwalając, aby nóż przeciął jedynie materiał mojej bluzki. Mężczyzna zazgrzytał zębami i niezadowolony wszedł do budynku z którego wyskoczył na mnie.
- Uważaj i trzymaj się blisko mnie. - Słysząc go przysunąłem się bliżej. Wydawał mi się teraz najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Uratował mnie bo ktoś... Próbował mnie zabić. Zadrżałem lekko wystraszony, czułem jak moje serce szybko bije. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji...
- Co to do cholery było...
- Wyglądasz na bogatego chłopczyka. Zabiliby cię tu za twój portfel. - Wzruszył ramionami posępnie. Ścisnął moją dłoń kierując się dalej. Miałem okropną ochotę wrócić już do centrum, to miejsce mnie przerażało. Szedłem nadstawiając oczu i uszu ostrożnie. Zacząłem wyłapywać każdy dźwięk. Z jednej uliczki dochodził do mnie jakiś rap, puszczany najprawdopodobniej z telefonu. Z innej strony słyszałem natomiast jęki jakiejś kobiety, a Josh od razu powiedział, że to jakaś dziwka. Minęło nas kilka osób po drodze. Niektórzy dziwnie się bujali, obserwowali mnie jakbym miał się stać ich ofiarą. Ofiarą morderstwa, gwałtu, kradzieży? Kto wie. Parę osób wydawało mi się jednak w miarę normalnych ale wyglądali jakby doskonale znali ten teren.
W końcu Joshua zaciągnął mnie do jakiejś bramy i zszedł po zniszczonych schodach w dół. Miałem wrażenie, że schodzimy do jakiegoś baru w piwnicy. W środku było pare podartych i zniszczonych kanap na których przesiadywało trzech nagrzanych mężczyzn. Parę osób normalnie rozmawiało. Ściany były pokryte rysunkami i napisami robionych sprayem. Wszystko wyglądało jak kompletnie inny świat. A ja bałem się nieznanego.
- To okropne...
- Słońce, jak tak dalej chcesz się bawić w dragi to lepiej zaklep tu sobie miejsce. - Prychnął. Gdy mnie nieco wyprzedził poczułem jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Odwróciłem się i zakręciło mi się w głowie. Uderzył we mnie okropny smród i widok kobiety z całkowicie zniszczonymi zębami.
- Cześć kochaniutki... Jaki ty śliczny... Masz może ochotę na małe co nieco? - Szepnęła, a ja skrzywiłem się czując jak blisko mnie jest.
- Sory... Jestem gejem... - Uśmiechnąłem się przepraszająco ale kobieta chyba nie zrozumiała bo już ładowała dłonie w moje spodnie. Josh nagle doskoczył do niej i mocno ją odepchnął.
- Spierdalaj. - Warknął i złapał mnie mocno za dłoń. Poczułem się nieco pewniej czując jak mnie wspiera. - Do takich nie dociera. Chodź, musimy kogoś znaleźć.
Pociągnął mnie za dłoń i wyminęliśmy pare osób. Josh nagle przyspieszył i doprowadził mnie do siedzącego na ziemi mężczyzny. Ciężko mi było ocenić jego wiek. Był wyniszczony, brudny, chudy i miał rzadkie włosy. Spojrzał na nas zmarnowanym wzrokiem. Jego ciało było pełne śladów po wkłuciach i okropnych krost.
- Hej Ad... To jest właśnie Noah. - Nie spodziewałem się, że to do niego mieliśmy przyjść. Wyglądał na trzeźwego. Uśmiechnąłem się blado.
- Cześć...
- Nowy? - Spytał cicho i wbił we mnie zamglony wzrok. Aż mnie ciarki przeszły.
- Jeszcze nie. I oby tak zostało... Powiesz mu? - Ad skinął głowę abyśmy siedli przy nim na ziemi. Gdy już wykonaliśmy prośbę Josh zapalił papierosa, a Ad cicho westchnął.
- Fajnie jest ci po dragach, nie? Na imprezach... Bo inni biorą, bo to fajne... Możesz wszystko. Jesteś bogiem, prawda? W końcu to tylko zabawa. Jeśli chcesz możesz nawet teraz przygrzać. W końcu inni tutaj też to robią... Masz może ochotę? Raz dwa załatwię ci działkę.
- Co..? Nie, nie chcę. - Powiedziałem od razu rozkojarzony i spojrzałem na Josha.
- Na pewno? - Joshua nawet na mnie nie spojrzał, a jego znajomy kontynuował. - Dobra młody potraktujesz to pewnie jak gadanie rodziców ale zaczynałem tak samo jak ty. Okazjonalnie i stopniowo. Nawet nie zorientowałem się jak przeszedłem na coraz twardsze dragi. Gadałem, że panuje nad tym, mogę skończyć kiedy chcę. Też tu byłem kiedyś tak jak ty i też słuchałem jakiegoś starego ćpuna, który pewnie już nie żyje. Potem nawet nie zauważyłem kiedy potrzebowałem dragów, aby rano wstać. Kradłem pieniądze, przedmioty, raz zabiłem faceta dla jego portfela. Wyrzucono mnie z domu i wylądowałem tutaj. Bez żadnych perspektyw z myślami samobójczymi i brakiem chęci do życia. Ja już nie żyję. Wiem, że pomogłeś Joshowi wyjść i bardzo ci za to dziękuję bo szkoda takiego faceta. Ale sam zmierzasz w tym samym kierunku co on... Wiesz jak boli odwyk. Noah, nie marnuj sobie życia. Nie warto.
- Rozumiem... - Szepnąłem i ścisnąłem mocniej dłoń Josha. Spuściłem wzrok nie mogąc patrzeć już na Ada. Miałbym stoczyć się jak on? Nie chciałem...
- Oby. Jak coś po mnie zostanie to chcę, żeby to była twoja trzeźwość... Dbaj o siebie i nie daj się wciągnąć, dobra?
Josh spojrzał na niego gasząc fajkę. Po chwili pogładził mnie kojąco po dłoni. Serce mnie zabolało gdy zrozumiałem, że ten człowiek tak naprawdę niczego nie ma. Pozostało mu tylko gonić jako martwe ciało za narkotykami. Popełnił błędy które ja popełniam i które popełnił Josh. Odetchnąłem cicho i puściłem dłoń Hadsona. Przysunąłem się do Ada i odrzuciłem całe obrzydzenie, aby go przytulić z czułością. Chciałem by mógł poczuć ciepło ciała drugiej osoby. By wiedział że zrozumiałem i doceniam jego słowa.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś...
- Dziękuję, że wysłuchałeś. - Mruknął i lekko objął mnie kościstą dłonią. - Chociaż tyle mogę jeszcze zrobić.
- Nie możesz iść już na odwyk? - Spojrzałem na niego zmartwiony. Naprawdę wydawało mi się, że to dobra, ale zniszczona osoba.
- Już nie dam rady. Gdybym teraz przestał brać to serce by mi nie wytrzymało. Mam wyniszczony organizm... - Uśmiechnął się smutno. - Nic gorszego mi nie będzie.
- Stary... Wiesz już, prawda? - Szepnął, a ten skinął głową. Joshua ułożył lekko dłoń na jego ramieniu współczująco. Domyśliłem się co miał na myśli...
- Dobra młody, nie martw się o mnie. Będzie dobrze. Zobaczysz. - Uśmiechnął się słabo. Wywróciło mi się w żołądku, gdy zrozumiałem, że to może być jego ostatni uśmiech. Przeznaczył go dla mnie... - Znikaj stąd. To nie miejsce dla ciebie.
- Więc już idziemy. Dziękuję Ad. - Joshua wstał i podciągnął mnie za dłoń.
- Do zobaczenia... Wierzę w was.
- Spokojnej podróży stary.
Wracając obiłem się o jakiegoś faceta ale Josh objął mnie w pasie i wtulił w siebie. Tak czułem się o wiele bezpieczniej... Nie mogłem zapomnieć tej ulicy, ćpunów i uśmiechu Ada. To wszystko tłoczyło mi się w głowie. Zrozumiałem jak bardzo muszę cenić swoje życie. Zrozumiałem, że muszę dbać o Josha. Przywiązałem się do niego i teraz był dla mnie cholernie ważny.
- Zadziałało choć trochę? - Pokiwałem głową słysząc pytanie. Nie mogłem się odezwać bo gula stała mi w gardle. To co dziś zobaczyłem i doznałem na własnej skórze to było za wiele. Nie obchodziło mnie, że byłem tak blisko niego, a szliśmy przez centrum. Chciałem tylko czuć, że jest blisko i żyjemy.
- Chodź do mnie do domu...
- Dobrze Noah.
Poczułem kojące cmoknięcie w głowę. Po kolejnych kilku minutach cichego spaceru byliśmy na mojej ulicy. Odsunąłem się od niego i otworzyłem bramę. Spore podwórko otaczał żywopłot, a chodnik był wykonany z czerwonej cegły z kamieniami po bokach. Prowadził do dużego, nowoczesnego domu z dwoma filarami przy wejściu. Otworzyłem bramę i wszedłem do środka.
- Twoi rodzice są? - Spytał i zamknął za nami bramę. Wiedziałem, że próbował ukryć zdziwienie. Naprawdę miałem sporo pieniędzy i mógł właśnie się o tym teraz przekonać.
- Nie wiem. Chyba nie. - Podszedłem i otworzyłem drewniane drzwi. - Rika! - Krzyknąłem, a po chwili pojawił się młody, włochaty, spory pies rasy hovawart. Przybiegł do mnie i pomacał mnie łapami po torsie. Szczeknęła i rzuciła się radośnie na Josha. Ten od razu kucnął i zaczął ją targać za sierść.
- Ale fajna! - Zaśmiał się, a ja lekko się uśmiechnąłem widząc ten uroczy obrazek. Rika polizała go po twarzy i zamerdała ogonem. Miała na sobie czarną, skórzaną obrożę z ważnymi danymi. Wnętrze domu było obszerne i jasne. Jedna ze ścian robiła za ogromne lustro i wszystko odbijała. Po prawej stronie było wejście do ogromnego salonu z czerwona kanapa i wiszącą naprzeciw plazmą. Zamiast ściany było jedno wielkie okno z widokiem na ogród z wyjściem obok. Ogród był pełen kwiatów, głównie róż i miało tam huśtawkę. Obok było małe jeziorko z kamieniami obok. Na korytarzu były schody kierujące na gore. Przy nich znajdowało się wejście do biało-czarnej kuchni. A po prawej była łazienka.
- Dobra, to jest pałac. Nie dziw mi się, że nazywam cię księciem. - Uśmiechnął się szeroko i rozejrzał po domu dyskretnie. - Ładnie tu masz.
- Ehem. Chodź do mnie do pokoju. - Powiedziałem mało przejęty i pozbywając się razem z Joshem odzieży wierzchniej, pokierowałem się po schodach na piętro które tworzyło szeroki balkon na trzy ściany. Skręciłem do przedostatniego pokoju razem z Riką. Pokój był duży. Na środku znajdowało się szerokie okno, a pod nim długie czarne biurko ze skórzanym, obrotowym fotelem. Na nim leżał drugi laptop (pierwszy zostawiłem w schronie) i tablet. Przy biurku było legowisko dla psa. Z lewej, połowa dużej ściany to były czarne meble z samymi półkami pełnymi książek i pamiątek. Było też zdjęcie z siostrą i wieża podłączona do głośnika obok. Na drugiej połowie była szafa z lustrami na rozsuwanych drzwiach. Ściany były białe oprócz jednej, czarnej w niebieskie wzory. Pod nią stało dwuosobowe łózko z barierkami po obu stronach, pełne poduszek i zaścielone na niebiesko. Zasłony w oknie były czarne, rozsunięte na boki. Na ścianie z drzwiami były czarne szafki.
- Witaj w moim świecie.
- Cudownie tu... - Rozejrzał się po pokoju rozkojarzony. Siadłem na łóżku z Riką i poklepałem miejsce obok siebie. Grzecznie zajął miejsce przy mnie i pogładził psa po głowie. - I jak wrażenia po spacerze?
- Po tym co widziałem nie chce się za to brać... Ani nie pozwolę, abyś ty do tego wrócił. Nie możesz tak skończyć. - Mruknąłem i ułożyłem głowę na jego ramieniu, gdy wspomnienia wróciły. Josh objął mnie i cmoknął w głowę troskliwie.
- Nie brałem przez ostatni miesiąc... Ale jest mi trudno samemu nad sobą panować. A co z tym twoim Derekiem? On też przecież bierze. - Mruknął chowając nos w moich włosach. - Też nie chcę, abyś tak skończył, Nicky...
- Wiem... Ale nie mam pojęcia co z nim zrobić. On mnie nie posłucha. Jest uparty. To on rozwalił mi telefon, gdy chciałem do ciebie zadzwonić...
- Słuchaj, nie będę ci zakazywał spotkań z nim ale sam zobacz. Ledwo go znasz, a już z nim brałeś i rozwalił ci telefon. Ja raz ci chciałem pokazać jak to jest ale nie pozwoliłbym ci brać... Nie chcę, żebyś się stoczył przez jakiegoś gnojka.
- Wiesz.. tam na imprezie pokłóciłem się z nim. - Szepnąłem. Czułem, że muszę to z siebie wyrzucić. - Zaczęliśmy się szarpać. Chciałem zadzwonić do ciebie, żebyś mnie zabrał do domu... Już wtedy działał na mnie alkohol. Chwilę po tym powiedział, abym coś dziwnego wziął. Potem już pamiętam przez mgłę to co się działo w łóżku. Potem... Film mi się urwał.
- Byłem tam. Pojechałem, gdy dostałem od ciebie sygnał i zastałem was w łóżku. Adres dostałem od jednego z moich znajomych do których dzwoniłem w tej sprawie. Całowaliście się tylko, więc nic nie zrobiłem i... Dłuższą chwilę nic się nie działo. Byłem na ciebie zły, więc w końcu pojechałem do domu. - Westchnął i pogładził mnie po boku ciała. Mimo, że chciałem wtedy pójść do łóżka z Derekiem, to teraz tego trochę żałowałem.
- Nawet nie zauważyłem... To wtedy byłem już wstawiony i na pocałunkach się nie skończyło.
- A na czym? - Spytał niepewnie i zaczął bawić się skrawkiem mojej bluzki. Wiedziałem, że się o mnie martwi.
- Na tym co zawsze. Różnego rodzaju pieszczoty... Ale jak wspomniałem, nie wszystko pamiętam.
- Mhm... - Mruknął pod nosem i odetchnął cicho. Spojrzał na mnie pewny siebie. - Noah, jemu nie zależy. Dał ci dragi żebyś był łatwiejszy po prostu. Pomyśl... Pokłóciliście się, rozwalił ci telefon i pod koniec dał coś, aby mieć cię z głowy. Nie zależy mu na tobie Noah... Przykro mi. - Odsunął się ode mnie, a ja poczułem jak serce mnie boli. Derek był dla mnie dobry pomijając tamtą kłótnie. Zabierał mnie na randki, kupował prezenty... Joshua go nie znał, a oskarżał go.
- Doskonale to wiesz bo sam zrobiłeś ze mną tak samo, co? - Warknąłem nagle. - Nie znasz go, wiec nie oceniaj. Zależy mu...
- Nie planowałem tego co zrobiłem... - Spuścił wzrok wyraźnie zmieszany oskarżeniem. - Przepraszam cię za tamto. Sam pomyśl nad tym wszystkim ale pamiętaj o tym co widziałeś. Co z tym koncertem? Nadal masz ochotę iść? - Zmienił nagle temat i zaczął gładzić wyraźnie zadowoloną Rikę.
- Pójdę z tobą.
Gdy w końcu się pogodziliśmy, zajęliśmy się przygotowywaniem moich ubrań do koncertu, który był już w ten weekend. Dałem brunetowi pełny dostęp do mojej szafy, aby wybrał mi ubrania w których mu się spodobam. Zależało mi na tym... Chciałem, aby dostrzegał mnie i podziwiał. Chciałem... Mu się podobać. Po prostu. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy jestem w nim zakochany. Czas, z którym go spędzałem zdawał się najlepiej przeznaczony. Podobała mi się ta jego niedoskonałość i styl bycia. Ciągle miałem przed oczami jego stosunek z tamtym facetem, ale starałem się już o tym zapomnieć. To była przeszłość... Teraz sobie znajdzie kogoś odpowiedniego ale nawet się nie łudziłem, że mógłbym to być ja. Z resztą byliśmy kumplami i lepiej by było gdyby tak zostało. Ale czy na stopniu przyjaźni myśli się o spaniu w ramionach swojego kumpla?
Rozebrałem się przy nim bez skrępowania do samych bokserek, aby przymierzyć ubrania, które mi wybrał. Powiedział, że będzie mi jeszcze przerabiał spodnie. Nałożyłem na siebie obcisłe czarne spodnie, ciemnoszarą bluzkę z rękawami wyciętymi po całe żebra z nadrukiem i jakąś bordową koszulę w kratę. Obwiązałem ją wokół bioder i dodałem pasek z ćwiekami oraz łańcuch do spodni.
- Ślicznie. - Podsumował Josh i podszedł do mnie. Widząc jego uśmiech ucieszyłem się, że podobam mu się w takim wydaniu. Zbliżył się i musnął mój nos swoim. - Mogę cię pocałować? - Wyszeptał czuło obserwując moje źrenice. Aż mnie przebiegły przyjemne ciarki. W odpowiedzi chuchnąłem w jego usta lekko.
- Nie zrobiłeś mi jeszcze spodni...
- Spodnie poczekają. - Wymruczał i ułożył dłonie na mojej talii. Pocałował mnie od razu namiętnie, a ja od razu objąłem go wokół szyi aby przyciągnąć go bliżej siebie. Pogładziłem go ręką po głowie czując jego przyjemny język. Uwielbiałem jego miękkie usta i ten zniewalający zapach... Nagle odsunął się i oparł czoło o moją głowę. - Uwielbiam to...
- Ja też. - Obserwując go chwile uśmiechnąłem się i wróciłem do naszego pocałunku. Nie miałem najmniejszej ochoty przestawać. Zapomniałem nawet o Dereku. Joshua objął mnie mocniej i przyciągnął do siebie bliżej na co sapnąłem mu w usta. Złapał mnie za włosy i mocniej przywarł do moich warg. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem i usłyszeliśmy głos mojej siostry.
- O jaaa....
Josh odsunął się ode mnie i chwile potem wyglądał na całkowicie zdezorientowanego. Trochę mnie to rozbawiło bo nie miał pojęcia o mojej bliźniaczce. Chodziła do innej szkoły ze względu na swoje koleżanki.
- Jestem trzeźwy, a widzę podwójnie... - Mruknął patrząc to na mnie to na nią. Podszedł w końcu do dziewczyny i podał jej dłoń. - Josh jestem.
- Elizabeth. Mów mi Liza. - Zmierzyła wzrokiem Josha bardzo dokładnie po czym spojrzała na mnie wymownie. - Nie mówiłeś, że masz chłopaka.
- Masz chłopaka? - Josh spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Nie? To kolega z klasy i tyle.
- I całujesz go na środku pokoju? - Zaśmiała się. Miała budowę ciała podobną do mojej ale twarze były niemal identyczne. Włosy różniły się jedynie tym, że jej były dłuższe. - Miałam się spytać kto robi obiad. Ale ja zrobię w takim razie. Potem was zawołam. - Dziewczyna puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami.
- Ładna siostra.
- Bo wygląda tak jak ja.
Josh rozbawiony użył nożyczek, aby zrobić mi dziury w spodniach. Śmialiśmy się z czegoś co chwila. W końcu skończył i rozburzył moją fryzurę. Ostatnio zauważyłem, że ma jakiś fetysz włosów. Ciągle mnie czochra, gładzi albo ciągnie za nie.
- I teraz będzie super. Nigdy nie słyszałeś Disturbed, prawda?
- Nigdy.
- To może małe zapoznanie z zespołem? Jest jedna piosenka, której często słucham. Zwłaszcza, kiedy byłem nagrzany. Chcesz?
- Dawaj. - Uśmiechnąłem się i wypuściłem psa z pokoju. Siadłem na łóżku wyczekująco. Josh podłączył się za pomocą telefonu do mojej wieży i puścił wybraną piosenkę.
- Ostre. - Przyznałem słuchając piosenki. Zdecydowanie nie była w moim guście. Nigdy nie przepadałem za takim brzmieniem ale dla niego mogłem to znieść. Joshua dosiadł się do mnie i zaczął śpiewać razem z wokalistą zespołu. O dziwo miał ładny, czysty głos, więc mu nie przerywałem. Ktoś jednak to nam przerwał pukając do pokoju. Szybko podbiegłem do wieży i ściszyłem muzykę. W drzwiach pojawiła się moja matka. Była szczupłą, mocno umalowaną kobietą ze spiętymi czarnymi włosami. Miała na sobie drogą kremową sukienkę i czarną marynarkę. Widocznie już wróciła z pracy.
- Musisz słuchać takiej muzyki? - Spytała i zmierzyła mnie wzrokiem. - I przebierz się. - Zerknęła na Josha i dokładnie mu się przyjrzała. Po krótkiej ciszy znów przeniosła wzrok na mnie. - Twój kolega?
- Tak, jestem kolegą Noah. Dzień dobry, Josh. - Powiedział od razu i machnął lekceważąco rękę.
- A ja jestem matką tego pozera, miło poznać. Chodźcie po Liza zrobiła obiad. - Powiedziała szybko i zniknęła za drzwiami. Chwile panowała cisza, aż Josh wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Westchnąłem.- Więc idziemy, pozerze?
- Zamknij się! - Warknąłem i rzuciłem się na niego, aby pocałować bruneta namiętnie.
Josh chciał abym mu pożyczył bluzę ale uznałem, że już za późno na ukrywanie blizn. Mama na pewno już to dostrzegła. Gdy byliśmy już na dole, zasiedliśmy przy dużym stole rodzinnym. Elizabeth wyłożyła właśnie na stół kurczaka, a obok przygotowała talerz z frytkami i sosy. Po paru żartach zajęliśmy się w trójkę jedzeniem obiadu.
- Pyszne. Serio. Noah masz super siostrę.
- Ej, ja tez świetnie gotuje! - Zmarszczyłem nos, gdy pochwalił mi siostrę. To była jedyna rzecz w której jednak miałem talent.
- A ja nie potrafię, dlatego urodziłam takie dzieci. - Zaśmialiśmy się z komentarza mamy i wróciliśmy do spokojnego jedzenia. Liza i mama ciągle przyglądały się Joshowi ciekawsko. - To do niego tak latasz? - Wypaliła w końcu a ja prawie się oplułem
- Zwykle tak. Jakoś tak się skumplowaliśmy. - Wygląda na miłego... I jest przystojny.
- Mamo...
- Dziękuję. - Przyznał Josh z rozbawieniem.
- Nie zawiedź mnie dzieciaku bo poszczuję cię swoją córką.
- Trenuję karate. - Dodała z pełnymi ustami. Ja wolałem się zamknąć bo z kobietami nie wygram.
- Jaki pas?
- Za tydzień mam egzamin na brązowy.
- No ładnie... Dobra, groźba zadziałała.- Brakuje pytania kiedy zamierzasz się oświadczyć, ile chcesz mieć dzieci i kiedy się wprowadzasz... - Mruknąłem pod nosem, a słysząc jak drzwi wejściowe się otwierają Rika odsunęła się od karmy i uciekła na górę. Josh spojrzał za nią zaniepokojony. Od razu zapanowała cisza. - Chodź. - Mruknąłem cicho i wstałem aby wyjść z kuchni z Joshem. Przede mną jednak znalazł się mój ojczym. Był wysoki i miał lekki zarost. Facet jak facet.
- Wyglądasz jak ćpuńska dziwka. - Warknął i spojrzał na Josha z pogardą. - A to co za jeden? Co ja ci mówiłem o sprowadzaniu takich jak on?!- Dzień dobry. Jestem kolegą Noah. Joshua. - Chłopak wstał chcąc widocznie złagodzić panującą w kuchni atmosferę. Ojczym szarpnął mnie tak, abym się odsunął.
- Witam, teraz skoro się przedstawiłeś to możesz już wyjść. - Warknął i znów zmierzył mnie wzrokiem. - Zacznij w końcu wyglądać jak facet, a nie jak pizda. Wkurwiasz mnie już gówniarzu.
- Mamy do omówienia projekt szkolny. Mógłby pan puścić Noah i przestać nim szarpać? - Znów odezwał się Hadson ze zmarszczonymi brwiami.
- Projekty to się kurwa w szkole robi... - Warknął i złapał mnie za szczękę mocno. Ściszył głos i patrzył mi groźnie w oczy. - Spróbuj dziś spierdolić na noc, a obije ci te mordę. - Warknął i puścił mnie. Siadł przy stole zirytowany, a żadna z dziewczyn nawet na niego nie spojrzała. - Liza, nałóż mi jedzenie.
Weszliśmy do pokoju i Josh od razu zamknął drzwi zirytowany. Podszedł do mnie i cmoknął mnie w czoło. Zawsze tak robił, aby mnie ukoić.
- On zawsze tak robi?- Różnie. Albo się nie odzywa, albo robi awantury.- Mruknąłem i siadłem na łóżku. Byłem zażenowany tym, że Joshua musiał być tego świadkiem. Wolałbym gdyby nigdy go nie poznał. Chłopak przysiadł się do mnie nie chcąc mnie tak zostawiać.
- Słuchaj, jeżeli zacznie przeginać to schron jest też i twój. Możesz nocować ile chcesz albo nawet tam zamieszkać. Wiem, że to nie jest to co tu ale... Jest zawsze jeszcze mój pokój. Tam też mógłbyś spać. To tak w razie gdyby... A teraz... - Josh zerknął na drzwi upewniając się, że są zamknięte i pocałował mnie delikatnie. Od razu wczułem się i zamknąłem oczy muskając jego usta czuło. Coraz częściej co pchało nas do siebie.
- Nie mogę zostawić siostry i mamy z nim... - Wyszeptałem odsuwając się nieco.
- W takim razie uważajcie na siebie. I w razie czego to zgłoś to na psy. Może coś pomogą. - Odetchnął cicho próbując się uspokoić. Wiedziałem, że nie pozwoli by ktoś mnie zranił. - Masz fajną name i siostrę.
- Wiem, że są fajne. Ale się boją. - Szepnąłem obserwując go uważnie. - Nie zgłoszę, bo będę mieć problemy. Ważne abym nie pozwolił mu uderzyć mamy i Lizy..
- Wiem. Jesteś kochany. Ale nie bierz wszystkiego na siebie Noah... Nie przeciążaj się. Może i byłyby problemy ale to jest lepsze niż bicie.
- Dam sobie radę.
- Mam nadzieje. Jakby co to ci w czymś pomogę. Dzięki tobie wychodzę z dragów... Gdyby nie twoja obecność nie udałoby mi się. A właśnie! - Klasnął dłonie wyraźnie ożywiony. - Poprawiłem angielski i francuski!
- Naprawdę? To świetnie. - Uśmiechnąłem się szeroko dumny z niego. Świetnie się spisał. - W sumie... Mogę cię teraz pouczyć historii... Potem zrobię coś do jedzenia i obejrzymy film.
Jak mu obiecałem, tak też zrobiłem. Prawie trzy godziny uczyłem go na sprawdzian z historii co szło mu naprawdę opornie, ale w końcu mi się udało. Wkułem w niego najważniejsze wydarzenia i daty. Miałem jeszcze nadzieję, że to wszystko chociaż skojarzy jeśli nie zapamięta. Niestety było już dość późno na film i pizzę. Ale obiecałem mu, że pójdziemy razem na zakupy. Odkąd przestał brać nie miał na co przeznaczyć pieniędzy, a nowe ubrania mu się przydadzą. Odprowadziłem go do wyjścia i pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Nie chciałem, aby szedł ale nie miałem ochoty na kolejne afery w domu. Gdy tylko wyszedł pobiegłem do pokoju Elizabeth chcąc z nią porozmawiać o wszystkim. Ta jednak była zajęta rozmową na Skype, więc odpuściłem i wróciłem do pokoju. Zacząłem rozmyślać nad tym, co mnie łączy z Joshem. Coraz bardziej go lubiłem i bałem się, że to zajdzie za daleko. Kolejnym problemem był Derek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz