zyjemywsroddebili.blogspot.com – tutaj znajduje się opowiadanie o gangu z perspektywy Szymona. Przestawiony fragment jest elementem przyszłości opisanej tam historii. Wszystko powstało na bazie RPG pisanego przeze mnie i moich znajomych. Blog nie należy do mnie.
Uchyliłem leniwie powieki i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Doskonale wiedziałem gdzie się znajdowałem. Siadłem drapiąc się po karku i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dopiero teraz mogłem ocenić jak bardzo się tu zmieniło odkąd się wyniosłem z tego mieszkania. W samych bokserkach zgramoliłem się z łóżka i chwyciłem ubrania, które w nocy zrzuciłem do snu. Zakładając koszulkę z krótkim rękawem i spodnie, mogłem spokojnie zebrać do kupy parę faktów. Brałem udział w kolejnej akcji Filipa, terrorysty zwanego „Łasicą”, który zarazem był moim byłym. To w jego mieszkaniu obecnie się znajdowałem. Chwyciłem bluzę należącą do niego i wyszedłem z mieszkania o pare lat starszego mężczyzny. Było chłodno, więc pożyczyłem sobie jego ubranie. W końcu, gdy spałem wyszedł, a nie powinien mieć nic przeciwko. Kierowałem się w stronę własnego domu, który dzieliłem ze swoim… mężem. Małżeństwo. Byliśmy jedną z par, której udało się dostąpić tego zaszczytu za granicą. Kochałem Szymona, lecz często pojawiały się myśli o pożądaniu, które czułem wobec poprzedniego partnera. Cóż, trudno jest zapomnieć o kimś z kim było się 7 lat. Podczas akcji zdałem sobie sprawę z tego, że uczucia nie gasną tak szybko i byłbym w stanie na nowo mu ulec. Wiedziałem, że i on nie wyleczył się z uczuć. Mimo wszystko nie lgnęliśmy już ku sobie. Nawet leżąc niemal nagi w jego łóżku nie doszło do niczego. Mimo uczuć, potrafiliśmy utrzymać dystans między sobą.
Zbliżałem się do mieszkania będąc świadomym tego, co zaraz się stanie. Będę musiał stanąć twarzą w twarz ze swoim chłopakiem. Po naszej ostatniej kłótni, nie było mnie z rzędu dwie noce w mieszkaniu i byłem przekonany o tym jak cierpiał przez ten czas. Ja za to myślałem wtedy jedynie o swoich uczuciach do Filipa, które po raz kolejny dały o sobie znać i zawładnęły moim umysłem.
Kolejne kroki po schodach i cicho otworzyłem drzwi do mieszkania. To nie tak że się bałem konfrontacji ze strony Szymona. Po prostu odczuwałem pewien niepokój, bo nie zdziwiłbym się gdybym właśnie oberwał nadlatującym wazonem. Zsunąłem z siebie buty i podreptałem do łazienki. Podświadomie wiedziałem, że nie spał. Potrafiłem to wyczuć, znałem go jak nikt inny. Zerknąłem w lustro wpatrując się w swoje szare oczy i okalające moją twarz czarne, dłuższe włosy. Obmyłem się i skierowałem się do kuchni. Chwyciłem zimne piwo z lodówki i zasiadłem na ladzie, a po wypiciu napoju zająłem się paleniem papierosa. Musiałem mieć chwile, by zdobyć się na to, aby wejść do sypialni. W końcu wszedłem do ciemnego pokoju. Kątem oka zerknąłem na postać siedzącą na parapecie. Jego szczuplejszą sylwetkę i bardziej szarą skórę. Słyszałem brzmienie muzyki z słuchawek i nosem mogłem wciągnąć dym papierosa, który roznosił się po pokoju. Widząc puste paczki w pokoju, mogłem dojść do wniosku, że na prawdę się martwił. Nikt normalny nie wypaliłby tyle w ciągu 3 dni. Szybko jednak zająłem się wybraniem paru ubrań z szafy i po chwili szybko zniknąłem w łazience. Tam zmieniłem ubrania na szare dresy i czarny t-shirt. Zerkając na rany postanowiłem zakryć je bluzą Filipa. Nie umiałem jej z siebie zdjąć, tęskniłem za zapachem tego mężczyzny, świadom tego, że nie powinienem. Ponownie stanąłem w drzwiach do sypialni czekając na jakąkolwiek reakcje. Cisza.
Westchnąłem pod nosem i ułożyłem się w miękkim łóżku do snu. U mojego byłego nie potrafiłem się wyspać. Byłem w swoim ciepłym domu, lecz czułem chłód bijący od pewnej osoby, która zbierała się w sobie by w końcu jakoś zareagować. Szybko jednak udało mi się zasnąć.
Sen okazał się jednak płytszy niż mogłem się spodziewać. Słyszałem odgłosy wymiotowania, Ale nie mogłem zareagować swoim ciałem. Sen czy jawa? Nie wiedziałem czy mogę poważnie traktować te odgłosy. Po godzinie uchyliłem powieki na nowo rozmyślając o zajściach przez ostatnie 3 dni. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Szymona, który leżał tuż obok.
- Dawid? – jego zachrypiały i niepewny głos, sprawił że zakręciło mi się w głowie.
- Jestem tu. – odpowiedziałem równie cicho wbijając swój wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Moje serce biło, jakbym właśnie spał przy nim po raz pierwszy. Wstrzymałem oddech, gdy poczułem ciało przylegające do moich pleców. Teraz odczuwałem dyskomfort w głębi siebie. Przez ostatnie dni zachowywałem się jak idiota, a on siedział tu i tęsknił. Szymon spiął się i uronił pare łez.
- Zimno ci? – Zadał kolejne pytanie. Wiedziałem do czego pije. Przeszkadzała mu bluza mojego byłego, którego Szymon nienawidził.
- Jest zimno. – odpowiedziałem chłodno, określając nie tylko temperaturę za oknem, a i w tym pokoju, w atmosferze. Usłyszałem dźwięk telefonu i szybko odpisałem na sms’a. Odrzuciłem telefon na szafkę, a Szymon znów się odezwał.
- Możesz zdjąć tę bluzę? Proszę… - dłoń, która sięgnęła do mojej koszulki zacisnęła się na niej z nerwów, które małe ciało uparcie próbowało ukryć. Milczałem spinając się…
- Po co? Jest ciepła. – odpowiedziałem zgrywając głupiego. Często to robiłem, ludzie czuli się swobodniej.
- To weź sobie inną, ta jest jego! Nie chce czuć tego zapachu na tobie… Zwłaszcza w naszym łóżku. I nie chce jej na tobie widzieć. – powiedział pewny siebie i siadł chwytając kolejnego papierosa. Wiedziałem, że to za dużo dla niego. Zerwałem się z łóżka wkurzony i wyszedłem z pokoju. Wróciłem szybko w jednej ze swoich starych bluz. Stanąłem przy łóżku wbijając w jego postać puste oczy. – Dziękuję… - nie zdążył powiedzieć nic więcej z powodu natarczywego kaszlu. Poruszył się jakby powstrzymując wymioty. To mnie na prawdę zaniepokoiło. Mogłem teraz zrozumieć że mara senna była rzeczywistością. Podgryzłem wargę i dopadłem do niego odbierając papierosa. Objąłem go ramieniem i wsunąłem fajkę między własne wargi dopalając ją do końca samemu.
- Nie pal już. – powiedziałem z pretensjami, podczas gdy Szymon objął mnie mocno i zacisnął dłonie na moich plecach. Kaszlał jeszcze chwilę powoli się uspakajając.
- Już jest okej… Dawid, jesteś na mnie zły?
- Nie. – Kłótnie Pare dni temu zapoczątkowała to złość na niego, a to co potoczyło się potem, to była moja wina. Ale nie byłem gotowy się przyznać. Zaczął mnie przepraszać zapewniając, że cała tamta kłótnia była jego winą. Wkurzony tym oderwałem się od Szymona i runąłem na łóżko. Nie miałem ochoty tego wysłuchiwać.
- Mogę?
- To nasze łóżko, nie pytaj mnie o pozwolenie. – prychnąłem zamykając oczy. Poczułem jak wtula się w mnie swoim ciałem i powoli się uspakaja. Wcześniej był taki spięty…
- Dawid, mogę cię o coś zapytać? Jestem zmęczony, a to nie daje mi spać.
- Jasne, mów. – Już byłem pewien, że muszę się wygadać z całą sytuacją między mną, a Filipem. Wstrzymując oddech czekałem na pytanie.
- Wiem, że cię to odpycha, ale korzystałeś z usług dziwek? – totalnie mnie zszokował pytaniem. Zamyśliłem się na dość długo i opowiedziałem mu o jednej, jedynej wizycie której dostąpiłem mając 18 lat. Zasugerował mi właśnie… Że to był on. Patrzyłem na niego zszokowany przez długi czas. – Poznałem cię po oczach złotko… Masz ładne oczy. – uśmiechnął się szeroko obserwując mnie. – Poza tym wspomniałeś coś wtedy o Filipie. Nie wiem co, ale nic konkretnego. Teraz jakoś mi się to przypomniało, gdy myślałem.
- Filip wtedy był w więzieniu… Pięć lat pracowałem by go wydostać stamtąd. – zamyśliłem się po czym mnie olśniło. To musiał być on. Wszędzie poznam ten perwersyjny uśmiech. Owszem, mój mąż kiedyś pracował jako męska dziwka na ulicy. Ale obecnie miał mnie i nie mogło się to zmienić… Nigdy. Nawet z powodu moich uczuć do Filipa. Jeszcze chwile rozmawialiśmy o tamtym zdarzeniu po czym on nazwał to… przeznaczeniem na co się skrzywiłem. Przeznaczenie zawsze kojarzyło mi się z Filipem. Był częścią mojego życia. Odwróciłem się tyłem do niego i uśpiony czułym pocałunkiem w ramie zasnąłem.
Wstałem jako pierwszy i od razu pomyślałem o jedzeniu. Brzuch niestety dawał mi o sobie znać. Zerknąłem jeszcze raz na twarz ukochanego i ruszyłem do kuchni. Nie musiałem zbyt długo czekać na Szymona, bo kończąc kanapkę zastałem go w drzwiach. Przywitaliśmy się po czym zadał niezręczne pytanie.
- Po co nosisz nieśmiertelnik?
- Znów działam.
- Niby w czym? – widziałem jak zmarszczył brwi. Wyczuł niepokój? – Gangu już nie ma.
- Ale porachunki zostały. Gangu nie ma, ale nie zapomina się o niedokończonych sprawach. – zsunąłem się z blatu stołu na którym siedziałem od dawna i odruchowo dotknąłem nieśmiertelników.
- Średnio mi się to podoba. I co? Teraz mam przywyknąć do tego, że znikasz na chuj wie ile. Szlajasz się z Filipem po mafiach i nadstawiasz na niego karku…. A ja jak grzeczna żonka mam czekać z ciepłym obiadkiem, tak? Porało was!
- Dobrze wiesz o układach. Jak już się w to mieszasz to nie ma ucieczki. – warknąłem czując zbliżającą się kłótnie. Wyciągnąłem kolejne piwo z lodówki. – Myślisz, że celowo wróciłem? Serio? Nie liczę, że będziesz na mnie z obiadem czekał, bo już obiecałem ze zajmę się w związku gotowaniem.
- Ja dałem rade wszystko uporządkować, odciąć się od dilerki i uregulować rachunki. Jakoś było dobrze, gdy nie utrzymywałeś kontaktu z Filipem. Było dobrze… Mieliśmy spokój! I nagle ta szmata wpierdala się w nasze życie i znowu mi cię odbiera! – wrzeszczał. Spiąłem się i spojrzałem na niego groźnie. Nie pozwolę mu podnosić na siebie głosu.
- Nie jest szmatą. Nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać.
- Nie ze wszystkiego… Ale to jest dość istotne, wiesz? Kurwa Dawid! Gdybym wrócił do dilowania i nie wracał na noce do domu lub pojawiał się pokaleczony to nie reagowałbyś tak?! Powiedz mi o co chodzi.
- Oni się na mnie wciąż czają, a Filip mnie uratował. – powiedziałem chłodno powoli popijając puszkę piwa. Kątek oka widziałem jak zaciska wściekły pięści.
- Czemu wcześniej nic nie powiedziałeś? Było dobrze, aż nie wyszedłeś z Filipem…
- Wyszedłem się przewietrzyć, gdy zaczęli do mnie strzelać! Kurwa, sam po niego zadzwoniłem!
- Mogę jakoś przecież pomoc... Nie zabronię ci się z nim spotykać. Okej, jak chcesz... Ale bez tego jebanego nieśmiertelnika... Dla mnie to znak jakbyś znów należał do niego... Znowu był jego pieskiem. – moja irytacja wciąż wzrastała. Odłożyłem piwo i wyciągnąłem w jego stronę dłoń z błyszczącą obrączką.
- Akt własności juz mam przypisany. Nie mogłeś pomóc, bo oni chcieli Filipa. Trochę nam się przedłużyło, bo doszła sprawa rodzinna z Filipem, test i pare innych nieprzyjemnych sytuacji.
- I co? Teraz tak będzie zawsze? Że ja mam tu siedzieć i zastanawiać się czy wrócisz?
- Szymon, to była sytuacja awaryjna. Będzie brana pod uwagę, gdy ktoś mnie będzie atakował. Nie mam zamiaru się w to mieszać.
- Obiecujesz mi? – wpatrywał się we mnie swoimi zranionymi, a zarazem pełnymi miłością oczami. Ciężko odetchnąłem i przekręciłem głowę na bok.
- Obiecuje, że postaram się nie wplątać w nic niebezpiecznego. Zadowolony?
W przeciągu następnej godziny znalazłem się w salonie. Wsłuchiwałem się niepewnie w otaczającą nas ciszę. Było coś o czym MUSIAŁEM mu powiedzieć. Czułem się do tego zobowiązany jako przyjaciel, kochanek i mąż. Ukrywanie prawdy do tej pory sprawiało mi nie lada problem, bo w głębi siebie od dawna toczyłem walkę. Walkę o uczucia, którymi darzyłem dwóch, zupełnie różniących się od siebie mężczyzn.
Filip, zawsze poważny i ponury. Wysoki, szczupły ale umięśniony mężczyzna, starszy o pare lat. Gotowy zabić bez mrugnięcia okiem, a przede mną potrafił się otworzyć. Mogłem słyszeć jego śmiech i czuć gładzące moje włosy duże, ciepłe dłonie. Zwykle jednak nie było tak pięknie. Filip, zwany „Łasicą”, nie potrafił radzić sobie z emocjami, przez co wyładowywał się na mnie. Ciągłe gwałty, przemoc fizyczna i psychiczna totalnie mnie zniszczyły. Mimo to wciąż byłem wpatrzony w niego jak obrazek, będąc gotowy zrobić dla niego wszystko. Traktował mnie jak rzecz, a ja nie miałem nic przeciwko. Często mnie z tego powodu nazywał dziwką, a jego postępowanie często mnie właśnie w tym utwierdzało. Wiedziałem, że pod tą maską krył się zraniony przez życie człowiek. Mimo wszystko wiedziałem, że mnie kocha i ochroni przed złem wymierzanym przez innych. Tylko on mógł mnie ranić.
A Szymon? Niski, ale wciąż lepiej zbudowany ode mnie. Zawsze przedstawiał siebie jako osobę radosną, często się uśmiechał skrywając w sobie ciężar przeszłości. Pracował jako męska prostytutka i przeżył wiele ciosów od losu. Ze mną podzielił się swoimi przeżyciami, zaufał. Ale nie o to tu się rozchodzi. Od dawna w jego życiu ja byłem w centrum. To on o mnie się troszczył i leczył moje rany. Był gotowy znieść moje humorki i wysłuchiwał o Filipie. On od początku go nienawidził. Mężczyzna zniszczył spokój w jego życiu i wciąż mnie mu odbierał. Wiele razy go skrzywdziłem, a on wciąż pozwalał i wracać do siebie tak, jakbym był jego powietrzem, jakbym był jego życiem. Rezygnując ze związku z Filipem, chciałem mu to zrekompensować. Czułem się winny temu, że tak późno dostrzegłem jego starania i troskę. On wciąż na mnie cierpliwie czekał…
Teraz leżałem w pokoju zastanawiając się, jak mogę tak go oszukiwać. Jak mogę wciąż kochać kogoś kto tak zranił mnie i mojego męża. W końcu musiałem to powiedzieć, zranić go by potem na nowo go przytulić i uspokoić. Delikatnie gładziłem nadgarstek, który wczoraj zraniłem. Dawno nie odważyłem się tego zrobić, ale czułem się zagubiony we własnych uczuciach. Teraz czułem wstyd, bo obiecałem Szymonowi, że więcej tego nie zrobię… W końcu wypaliłem z rozmową.
- Pamiętasz co mówiłem ci przed ślubem?
- Przed ślubem? Ze ślubu tak... Ale przed to tak nie za bardzo. – Patrzył na mnie jakby chcąc zrozumieć moje słowa. Krzywił się lekko odpowiadając w zamyśleniu. Wciągnąłem powietrze powoli je wypuszczając. Nie wiedziałem jak zareaguje ale wolałem te rozmowę już mieć za sobą.
- Wciąż go kocham. – na te słowa spiął się i zagryzł wargę, co robił często, gdy się denerwował. Usłyszałem z jego ust warknięcie.
- Zajebiście... W takim razie gratuluje odnowienia kontaktu.
- Nic mnie z nim nie łączy. – zapewniłem go szybko. - Nic miedzy nami nie było wiec nie musisz się martwic. Nie zostawiłbym cię dla niego.
- Ale go kochasz. Jak ja mam to rozumieć, co? – powiedział z trudem, a ja odetchnąłem wstając i podchodząc do niego. Szymon spiorunował mnie spojrzeniem.
- Bo nie umiem z tym walczyć, z uczuciem nie wygram. Ale to nie znaczy ze przestałem kochać ciebie… - ściszyłem głos wpatrując się w niego z niepokojem. Nie chciałem by mnie odtrącił. Szymon za to odetchnął i spojrzał na mnie.
- Dobra... Ufam ci, Dawid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz