Rozdział 3
Detoks
- Oto przybył twój pan i władca. - Odwróciłem się słysząc rozbawiony głos chłopaka. Uśmiechnąłem się do Davida i skinąłem głową na powitanie. - Rika! - Zawołał zadowolony i kucnął, aby wytarmosić mojego psa. To była moja ukochana psina rasy hovawart. Rika w odpowiedzi ułożyła mu łapy na ramionach i zamerdała wesoło ogonem. Musiałem mocniej przytrzymać smycz, aby go nie przeważyła.
- Ona cie wita bardziej entuzjastycznie niż ja.
- Tak właśnie działam na kobiety. - David wyprostował się i narcystycznie zaczesał krótkie włosy w tył. Zaśmiałem się razem z nim.
Od mojej ostatniej wizyty w schronie minęły trzy dni. Joshua nawet nie raczył pojawić się w szkole, więc zamierzałem wpaść do niego jutro, aby porządnie go o to opieprzyć. Oczywiście nie powiedziałem nikomu o sekretnym miejscu. Może i należało do Hadsona ale to także stał się mój świat. Miejsce w którym mogłem się ukryć i być sobą. Chociaż to drugie nie było do końca możliwe ze względu na to, że był tam koleś, którego nie trawiłem. Musiałem się jednak z tym pogodzić.
- Serio? Jakoś żadnej obok ciebie nie widziałem od... zawsze? - Uniosłem brew obserwując swojego przyjaciela. Czasem zastanawiałem się czy jest aseksualny.
- Wzajemnie.
Następnego dnia odważyłem się pójść do schronu. Wiedząc co takiego robi ze swoim życiem trochę zaniepokoiło mnie to, że znów nie pojawiał się w szkole. Ale się o niego nie martwiłem! Mimo ostatnich wydarzeń nie mogłem powiedzieć, że go polubiłem. Raczej uznałbym, że jestem w trakcie tolerowania jego obecności. Poza tym potrzebowałem schronienia na tą noc. Byłem już porządnie zmarznięty bo już godzinę pałętałem się na dworze w środku nocy.
Gdy już byłem na miejscu i szarpnąłem za drzwiczki ogarnął mnie większy niepokój. Były zamknięte.
To mnie poważnie zaniepokoiło. Musiał je zablokować od wewnątrz ale dlaczego miał to robić? Miałem nadzieje, że nie zrobi nic głupiego. Zacząłem walić w drzwiczki i wrzeszczeć, aby mi otworzył. Był tam z kimś? Zrobił coś sobie? A może ktoś wszedł do środka? Bez względu na konsekwencje musiałem tam wejść i się dowiedzieć. Ludzka ciekawość nie zna granic.
- Zawrzyj japę! Wróć w poniedziałek szczylu! - Zamarłem. Był tam. Cicho odetchnąłem.
- To jest też moje miejsce, więc otwieraj do cholery! - Wrzasnąłem nie dając za wygraną i na nowo uderzałem w drzwiczki.
- Jebie tu! Nie czujesz?! - Gdy to powiedział to dopiero teraz dotarł do mnie obrzydliwy smród wymiocin. Usłyszałem skrzypienie drabiny i jak coś spada na ziemie. W końcu mi otworzył i znów zaszył się w łóżku. Teraz nie mogłem się wycofać. Zawiązałem trampki, zapiąłem czarne spodnie i poprawiłem o wiele za dużą, pogiętą koszulkę. Z domu wybiegłem tak szybko, że nie zdążyłem tego zrobić. Cóż... Wtedy mój niepokój wzrósł, więc nie chciałem czekać. A przynajmniej taka była wymówka, bo na moim policzku widniał spory siniak, a na szyi miałem małe zadrapanie. Smród jeszcze bardziej dał o sobie znać. Nie zważając jednak na to, od razu zszedłem na dół i rozejrzałem się. Na dole leżała deska, którą musiał zastawić metalowe drzwiczki. Joshua siedział na łóżku z głową schowaną między kolanami, a dookoła walały się butelki z wodą i po wodzie. Dostrzegłem też plamy po startych wymiocinach i parę zniszczonych rzeczy. Rzuciłem plecak na ziemie i podszedłem bliżej niego.
- Ej... Co jest Hadson?
- Gówno. - Usłyszałem jakże wyczerpującą odpowiedź. - Jak już musisz tu być to chociaż zawrzyj mordę. - Zacisnął mocno oczy i złapał się za głowę. Wyglądał jakby bardzo cierpiał, więc tym razem nie bałem się Josha. Wyjąłem z torby koc i ułożyłem go pod ścianą. Położyłem się na nim i podłożyłem swoją torbę pod głowę. Objąłem się lekko i pomasowałem ramiona. Wciąż miałem dreszcze mimo, że tu było o wiele cieplej niż na dworze.
Leżałem tak chwile co jakiś czas zerkając na chłopaka, aby ocenić jego stan. Gdy już prawie udało mi się zasnąć poczułem na sobie jakiś ciepły ciężar. Spojrzałem na siedzącego obok Josha i wtuliłem się w ciepłą kołdrę, którą na mnie narzucił. O wiele lepiej... Uśmiechnąłem się pod nosem, miły gest.
- Jak chcesz to połóż się na łóżko. Jest czyste. - Mruknął, a ja pokiwałem głową przecząco. Ogarnąłem go wzrokiem. Joshua był mokry i śmierdział potem. Żarówka wisząca na kablu przy suficie pozwoliła mi dostrzec też to, że ma podkrążone oczy i jest chorobliwie blady.
- Co ci jest?
- Jestem na detoksie. A tobie co takiego? - Uniósł brew słabo i poprawił mi kołdrę tak, aby dokładnie mnie zakrywała. To było... miłe. Poczułem jakąś dziwną nić zrozumienia między nami.
- Pobiłem się z ojcem. Co to detoks? - Gdy zadałem to pytanie, Josh sięgnął po nieotwartą butelkę wody.
- Napij się jak chcesz. Nie mam nic innego niż woda. Detoks to trochę jak odwyk. Wpadłem w ciąg, czyli czułem, że muszę być ciągle na haju bo inaczej miałem zjazd i było mi niedobrze. Na detoks potrzebuję tygodnia, aby wyzbyć się resztek dragów i być czystym by na nowo zacząć brać. Rozumiesz?
- Ale po co chcesz znów brać? Nie lepiej przestać i się uwolnić? - Siadłem i chwyciłem butelkę wody. Napiłem się i otarłem wilgotne usta. Joshua przechwycił butelkę i sam po chwili wziął dużego łyka. Opatuliłem się za ten czas w kołdrze.
- Lepiej powiedz o co pobiłeś się z ojcem.
- Nieważne. Czasem tak mamy, że się ostrzej pokłócimy. - Skrzywiłem się, gdy mi nie odpowiedział. Być może był już całkowicie uzależniony i mimo chęci nie dałby rady rzucić. Dziwił mnie sam fakt, że w ogóle chciał ze mną rozmawiać. Coś podpowiadało mi, że Josh musi być naprawdę samotnym człowiekiem.
- Luz. Jak chcesz możesz tu zostać. - Mruknął i poprawił mi rozburzone włosy. Musiałem przyznać, że taki dotyk był całkiem przyjemny. - W mieszkaniu jest łazienka. Rodziców nie ma, więc możesz iść się umyć. Pożyczę ci jakieś ciuchy, jeśli nie uwłacza to książęcej godności... - Uniósł brew.
- Nie przyszedłem byś się nade mną litował kretynie. - Prychnąłem i padłem na twardą ziemie. Jutro zamierzałem odpuścić sobie szkołę. Nie miałem najmniejszej ochoty tam iść. Potrzebowałem się wyspać. Rozmyślałem jednak o propozycji kąpieli... Gorąca woda na moim ciele na pewno by mi dobrze zrobiła. I cieplejsze ubrania... Nie musiałbym następnego dnia chodzić w tych. Mimo tych kuszących opcji miałem te swoją chorą, książęcą godność.
- To się nazywa pomoc. Ale jak chcesz, droga wolna. - Wzruszył ramionami i poszedł położyć się w swoim łóżku. Okrył się kocem, który tam leżał.
- Tabletek przeciwbólowych też nie możesz wziąć?
- Tabletki to też prochy. Nie mogę nic. - Opatulił się kocem szczelniej i zwinął się z bólu. - Ale już mi lepiej. Jutro pójdę się umyć i załatwię jakieś jedzenie.
- Ja mogę kupić coś do jedzenia, gdy będziesz się mył. Tylko powiedz na co masz ochotę. Wtedy w ramach tego mógłbym się umyć i coś pożyczyć do przebrania się. - Coś za coś brzmiało lepiej niż bycie na jego łasce. A do domu na razie wracać nie zamierzałem. Chciałem, aby matka przejrzała na oczy.
- Jak tam chcesz. A mi to tam obojętne co kupisz. Lubie słodycze i płatki śniadaniowe. Przygotuje ci rano jakieś ciuchy. Są czyste. - Zerknął na mnie, a potem potężnie ziewnął. - Idę spać.
- Ja też. - Wtuliłem się w ciepłą pościel z pomrukiem. Widocznie Joshua miał włącznik przy łóżku bo światło zgasło.
Udało mi się szybko zasnąć po dzisiejszych przeżyciach. Nie wybudziło mnie nawet nocne szamotanie się Hadsona. Spałem spokojnie do momentu, aż nie usłyszałem nad sobą głosu chłopaka.
- Książę śpiący w melinie ćpuna. - Prychnął rozbawiony i opuścił schron. Nawet nie otworzyłem oczu zmęczony. Postanowiłem wstać, gdy już go nie było. Wszystko mnie bolało od spania na ziemi. Nie musiałem długo czekać by wrócił. Pojawił się w samych bokserkach i mogłem ponownie obadać jego ciało wzrokiem. Był umięśniony i proporcjonalnie zbudowany, a z boku ciała miał jakąś bliznę. Przeczesał palcami mokre włosy. Pamiętałem jak to ciało pracowało podczas seksu...
- Hej młody. Łazienka wolna. - Powiedział i rozebrał się do naga, aby się przebrać w ubrania wyciągnięte z komody. Udało mi się jednak na niego nie spojrzeć...
- Hej młody. Łazienka wolna. - Powiedział i rozebrał się do naga, aby się przebrać w ubrania wyciągnięte z komody. Udało mi się jednak na niego nie spojrzeć...
Odbyłem szybką kąpiel w jego mieszkaniu. Nałożyłem na siebie też jego ubrania, które zostawił mi w łazience. Były to szare spodnie i czarna koszulka z nadrukiem. Nawet jego bokserki założyłem rumieniąc się lekko. Gnoiłem go tyle czasu, a teraz doszło nawet do tego że noszę jego ubrania, które z resztą były na mnie trochę za duże. Gdy wróciłem do schronu, słuchał rocka na głośnikach i leżał na łóżku ubrany już do końca. Pożyczył mi bluzę i poszedłem zrobić zakupy. Zajęło mi to jakieś pół godziny bo sklep był niedaleko. Odebrałem też wcześniej zamówioną pizzę.
- Jedzenie przyszło! - Krzyknąłem schodząc na dół. Czułem się jak jakaś żona ale olałem to dziwne wrażenie. Taka nagła zmiana naszych relacji była dla mnie lekkim szokiem, ale doszedłem do wniosku, że częściej powinien cierpieć bo wtedy zaczyna zachowywać się jak człowiek. Zadrżałem widząc go. Leżał w pozycji embrionalnej i ściskał swój brzuch, a z oczu płynęły mu łzy. Szybko odłożyłem wszystko to co miałem ze sobą i siadłem na krawędzi łóżka. Nigdy nie widziałem go aż w takim stanie. W dodatku płakał... - Josh?
- Amfę... - Jęknął cicho zwijając się z bólu. Niepewnie złapałem go za ramie chcąc okazać mu swoje wsparcie. Nie wiem ile czasu minęło na oglądaniu go w takim stanie ale na pewno było to bardzo długo. Chciałem mu jakoś pomóc ale nie mogłem. Z resztą nawet nie rozumiałem skąd to współczucie czy nawet... Te zwykłe rozmowy. Nie lubiliśmy się, a teraz siedziałem obok Josha i gładziłem jego głowę.
Uchylił lekko powieki i spojrzał na mnie niepewnie. Swoim ochrypłym głosem spytał o wodę, a ja szybko mu ją przyniosłem. Siadł i napił się, gdy kucnąłem obok niego. Był w cholernie złym stanie.
- Odpocznij i zjedz coś. Pizza jest zimna ale jadalna. - Szepnąłem obserwując jego krople potu. Nie umiał na mnie spojrzeć wbijając wzrok w ziemię tuż przy mnie. W końcu nie wytrzymałem i siadłem przy pizzy jedząc ją. Zbyt długo wstrzymywałem głód.
- Zostaw mi kawałek, jak już nie będziesz mógł... Potem zjem. Nie jestem teraz głodny. - Mruknął i zapalił papierosy wyciągnięte spod poduszki. - Czemu nie usiądziesz na łóżku?
- Zostawię ci połowę, sam jej nie zjem. - Powiedziałem z pełnymi ustami. - Twoje łóżko to strefa twoich igraszek. Ustalmy tak, że jak kogoś wołasz to robicie to tylko na łóżku. - Zerknąłem na niego. - W innym wypadku cię zniszczę w szkole. Wystarczy telefon na policje, aby cie wsypać.
- Zmieniam pościel po seksie dobra? A od detoksu nikogo tu nie było... Z resztą jak chcesz.
- Co mnie pościel jak tu i tak śmierdzi seksem, alkoholem i narkotykami? - Prychnąłem pod nosem. W sumie... Już mi nawet przestało to przeszkadzać. Wręcz zaczęło podobać. Kurwa. Co się ze mną działo? Mimo wszystko chciałem dalej pokazywać, że wciąż jestem tym skurwysynem. Zaczynałem mięknąć? Chłopak milczał dość długi czas.
- Jak długo to będzie trwać?
- Dzisiaj i jutro. W niedziele powinno mi przejść - Po chwili odpuścił i wstał, aby sięgnąć po kawałek pizzy.
Gdy już zjadłem do końca rozpakowałem resztę rzeczy, które kupiłem i trochę posprzątałem. Joshua za ten czas spokojnie leżał na łóżku słuchając muzyki. Gdy zadzwonił mój telefon, wyszedłem na dwór, aby odebrać. Dzień nam jakoś minął. Joshua niemal cały czas spał, a ja za ten czas ogarnąłem schron i się najadłem do syta.
- Już wieczór? - Spytał Josh wybudzony ze snu. Zerknąłem na niego jedząc chipsy przy jego łóżku. Wyglądał na wyczerpanego tym bólem.
- Prawie noc.
- Jeszcze tylko jutro... - Uśmiechnął się z ulgą. Ten uśmiech złapał mnie za serce... Zerknął na mnie, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Chcesz spróbować?
- To znaczy?
- Przygrzać raz ze mną. Albo wciągnąć coś - Uniósł lekko brew. - Tylko jeden raz. Może zrozumiesz o co mi chodzi...
- Chcesz zrobić ze mnie ćpuna?! - Niemal krzyknąłem. Zły, zły pomysł. On pozwolił mi patrzeć na detoks, a ja nie miałem zamiaru do tego doprowadzić.
- Nie uzależnisz się od jednego przyćpania sobie trochę. Jak nie chcesz to się nie uzależnisz. Proste. Bylebyś potem znowu nie brał i będzie okej. - Wzruszył ramionami siadając prosto. - Załatwię na niedziele ektazy i amfę. Wymieszamy to. Wtedy szybko masz zjazd...
Przełknąłem ślinę. Już wszystko zaplanował nawet bez mojej zgody. O dziwo mu ufałem, że się nie wkręcę. Byłem tylko człowiekiem i wielu moich znajomych to robiło. Mimo to uzależnionego znałem tylko jednego... I siedział przede mną. W sumie... Wszystko było dla ludzi. Zgodziłem się ale miałem wrażenie, że będę tego żałował. Umówiliśmy się na 13:00 w niedzielę. Miał tu czekać z towarem... W dodatku mu zapłaciłem za to, co miał załatwić i coś czułem że wybulił za dużo. Ale cóż... Nie znałem się na tym, więc nie wiedziałem czy mnie okłamał. Nim wyszedłem, aby wrócić do domu usłyszałem jego głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz