poniedziałek, 14 grudnia 2015

7. Brak sygnału

Rozdział 7

Brak sygnału


-Joshua, wpuść mnie! - Wydarłem się uderzając w zabarykadowane deską od wewnątrz drzwiczki do schronu. Musiałem wejść do środka bo minęły już 4 dni i chciałem się dowiedzieć co z nim.
- Przyjdź rano! Śmierdzi tu! - Usłyszałem odpowiedź i mocniej walnąłem w metal. Mowy nie ma bym teraz odpuścił. Nie obchodził mnie żaden zapach tego miejsca, chciałem tylko zobaczyć w jakim jest stanie.
- Trudno, wpuść mnie! - Po chwili ciszy usłyszałem jak deska spada, więc odetchnąłem i wszedłem do środka. Uderzył we mnie obrzydliwy odór wymiocin i potu. Zdecydowanie trzeba tu było przewietrzyć. Joshua wyglądał jak chodzący trup. Szurał po ziemi stopami bez entuzjazmu i garbił się lekko. Chwycił ścierkę i zajął się zmywaniem czegoś z podłogi. Nie ciężko było zgadnąć co sprzątał. Rozejrzałem się po schronie i ze zdziwieniem uznałem, że było tu wszystko posprzątane i poukładane. Położyłem na ziemi pod ścianą dwie torby pełne jedzenia i uniosłem metalowy garnek. -Wziąłem ci lekką zupę. Jak to zjesz to poczujesz się trochę lepiej.
- Dzięki ale zjem jutro. Do końca dnia mam głodówkę. - Zerknął na zupę i westchnął cicho. Wrzucił ścierkę do wiadra z wodą i opadł tyłkiem na swoje łóżko. - Mam dość... - Szepnął i zerknął na mnie swoimi podkrążonymi oczami.
Trochę się rozczarowałem, ponieważ specjalnie dla niego to ugotowałem i aby nie wystygła zamówiłem taksówkę. No ale trudno. Odłożyłem garnek na komodę przy łóżku.
- W reklamówce jest łyżka i talerz. W sumie na jutro mogę zrobić nową. - Kucnąłem przed Hadsonem i ułożyłem dłonie na jego kolanach. Martwiłem się o chłopaka i nie chciałem, aby dalej cierpiał. - Dasz radę...
- Naprawdę dzięki za zupę i nie musisz robić nowej... - Uśmiechnął się blado ale zaraz potem skrzywił się z bólu.
- Dobra rozumiem. - Szepnąłem i klęknąłem, aby móc go przytulić. - Chyba nie jestem takim skurwysynem bo mi się straszliwie szkoda... Ale wytrzymaj bo potem będzie już tylko lepiej. - Poczułem jak podpiera swoją głowę na mojej.
- Wiem... Boję się tylko, że nie wytrzymam i coś w końcu wezmę.
- Masz tu coś w schronie? - Spytałem spokojnie i pogładziłem go czuło po plecach. Pierwszy raz byłem dla kogoś tak delikatny. - I nie myśl o tym bo tylko się zadręczasz.
- Nie mam. To co miałem wywaliłem. A o czym innym miałbym myśleć? - Prychnął pod nosem i odsunął się ode mnie. Spojrzałem na niego i pozwoliłem, aby nasz wzrok się spotkał. Mogłem spokojnie dostrzec to, jaki był tym wszystkim zmęczony. Wiele wycierpiał ale już niewiele mu tego zostało. Siadłem na krawędzi łóżka tuż przy nim.
- Nie wiem.
- Mogę pożyczyć całusa? - Wypalił nagle po chwili ciszy i uniósł kącik ust. - Obiecuję, że oddam z powrotem.
Uniosłem brwi słysząc jego prośbę. Ten chłopak naprawdę musiał czuć się samotnie. Albo mnie podrywał. Ale nie musiałem się długo zastanawiać bo narobił mi ochotę na pocałunek.
- Jeśli oddasz to możesz.
Joshua widocznie zadowolony przysunął się do mnie i nachylił się nad moimi ustami całując je. Od razu zamknąłem oczy i oddałem mu powoli pocałunek. Mimo, że w całym schronie utrzymywał się obrzydliwy zapach to Josh pachniał wyjątkowo ładnie i tak też smakował. Pewnie jeszcze dziś się umył. Wsunął mi język w usta i od razu posłusznie pogłębiłem pocałunek. Moje serce szybciej zabiło zdając sobie sprawę z tego, czyj język właśnie dotykam. Nagle brunet odsunął się ode mnie z lekkim uśmiechem.
- Upomnij się, kiedy będziesz chciał zwrot.
- Więc chcę zwrot teraz. - Oblizałem usta zadowolony. Jego usta były ciepłe, miękkie i nieco wilgotne od śliny. Całowanie ich sprawiało mi ogromną przyjemność i miałem nadzieję, że myśli tak samo.
- Więc teraz to ty musisz mnie pocałować. - Powiedział wyraźnie rozbawiony. Nie czekając dłużej spojrzałem na niego pewniejszy siebie i pocałowałem go namiętnie. Niemal od razu wsunąłem między jego wargi język i zamknąłem oczy. Poczułem jak kładzie mi rękę na ramieniu i delikatnie je masuje. W odpowiedzi musnąłem palcami jego włosy z tyłu głowy. Nie chciałem się od niego odsuwać ani przestawać. Mimo to nie mogłem się nakręcić, więc powoli się od niego odsunąłem. Patrzyłem na niego dość niepewnie ale widząc, że się uśmiecha poczułem się spokojniejszy. Milczeliśmy chwile i aby to przerwać wstałem i sięgnąłem to swojej torby. Wyciągnąłem plik kartek.
- Tu masz materiały na sprawdziany. Zapisałem ci kiedy co zdajesz.
- Ja mam się tego wszystkiego nauczyć? - Zagwizdał i przejrzał kartki.
- Zakreśliłem ci najważniejsze rzeczy. Nie chodziłeś to teraz nadrabiaj. W razie problemów to mogę ci to wszytko wytłumaczyć.
- Z tym na pewno się zgłoszę. Nie cierpię historii. - Pomachał mi paroma kartkami przed twarzą.
- Spoko. - Uśmiechnąłem się lekko. - Jak się czujesz?
- W głowie mi huczy jak w dzwonnicy i co chwile mnie coś boli... Jestem już zmęczony. Mało spałem nie licząc omdleń... 
- Więc się teraz prześpij. Jeśli chcesz, mogę jednak zostać na noc... - Mruknąłem niepewnie. Nie wiedziałem czy chciał tu mojego towarzystwa czy może jednak mu przeszkadzałem. Wolałem, aby odpoczął.
- Zostań. Odwracasz moją uwagę od dragów. - Odpowiedział spokojnie, a ja poczułem w sobie dziwną radość. Dobrze było wiedzieć, że moja obecność tutaj przynosiła jakieś korzyści. Josh opadł na łóżko plecami i zamknął obolałe oczy. - Umrę.
- Nie umrzesz. Będę cię podrywał, żebyś się nie nudził. - Uśmiechnąłem się lekko i widząc, że Josh przewrócił się na bok, położyłem się za nim. Objąłem go lekko. - Chcesz do mnie wpaść?
- Mogę o ile mnie nie wyrzucą. Wiesz jak wyglądam... Na pewno mógłbym?
- Ehem. Będzie super. Zrobię nam coś do jedzenia, obejrzymy film i pójdziemy z psem na spacer.
- Masz psa? Zajebiście! Uwielbiam zwierzęta. - Zerknął na mnie z czułym uśmiechem po czym spiął się cały. Domyśliłem się, że go znowu coś boli. Lekko wtuliłem w siebie jego głowę ale wyszarpał mi się od razu, więc już nie nalegałem. Znów mogłem jedynie patrzeć jak cierpi. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoił i usiadł.
- Oby niedługo ci to przeszło.
- Nie wiem ile wytrzymam... Dobra młody, ty mnie zapraszasz do siebie to ja w odwecie zapraszam ciebie na koncert. Niedługo gra Disturbed. Masz ochotę? - Powiedział już spokojniejszy, ale wciąż w jego oczach dostrzegałem ból.
- Nie znam tego zespołu, ale chętnie. - Uśmiechnąłem się lekko. Podejrzewałem, że to jakaś ostra muzyka, której nie trawiłem ale w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Poświęcę się. - Nigdy nie byłem na koncercie. - Josh wyglądał na mocno zdziwionego gdy to powiedziałem.
- Pierdolisz... Nigdy? O nie, tak nie może być. - Pstryknął mnie w nos lekko, a ja prychnąłem niezadowolony. - Zabieram cię więc na koncert. Pożyczę ci swoje stare glany bo cię inaczej tam zadepczą. Poza tym... Właśnie. - Zagryzł wargę zmieszany. - Chcę byś mnie tam przypilnował abym nie dał namówić się na żadną działkę.
- Jasna sprawa... Na pewno będzie świetnie. - Wymruczałem i jakoś odruchowo się przytuliliśmy wciąż siedząc na łóżku. Nie miałem nic przeciwko... Polubiłem to ciepło, którym mnie otaczał. Bałem się jedynie, że za bardzo się do siebie zbliżymy.
- Zrobimy z księżniczki łobuza.

           Rozmawialiśmy jeszcze ze sobą sporo czasu. Obgadaliśmy co założyć na koncert, co nam się podoba w facetach, w sobie... Przyzwyczaiłem się do jego obecności, która sprawiała, że zapominałem o wszystkim. Obgadaliśmy ludzi z klasy i zajęliśmy się jedzeniem słodyczy, które przyniosłem ze sobą. Już czuł się lepiej i zadecydował, że jutro pojawi się w szkole. Leżeliśmy obok siebie i na zmianę się karmiliśmy. Josh był już w lepszym humorze bo co chwila zaczepiał mnie układając żelki na mojej twarzy, zlizując puder z moich ust po pączku i robiąc inne głupoty. Nauczył mnie nawet jak łapać żelki w usta po podrzuceniu ich. Prawdziwa sielanka. Potrafiłem szczerze się śmiać przez jego głupie żarty.
- Auć, umrę przy tobie na cukrzycę... - Prychnąłem, gdy spadłem z łóżka na twardą ziemię. Wróciłem jednak na nie szybko. Joshua wysypał na mnie paczkę pianek i zaczął mnie łaskotać. Ledwo wytrzymywałem śmiejąc się głośno i nie mogąc złapać oddechu. W końcu wsunął mi w usta piankę i nie pozwalając mi jej zjeść do końca pocałował mnie. Przestał mnie łaskotać aby się nie rozpraszać. W końcu postaraliśmy się i posprzątaliśmy cały schron. W międzyczasie porozmawialiśmy o moich internetowych znajomościach. Przyznałem mu się, że zacząłem kręcić z pewnym studentem ale Josh nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Gdy było już późno brunet poszedł się myć, a ja chwilę po nim. Po raz kolejny pożyczyłem od niego ubrania. Tym razem celowo nic nie wziąłem. Czułem się wyjątkowo, że to ja mogłem nosić jego ciuchy do snu. Nawet jeśli były z lumpeksu. Przemyślałem dzisiejszy dzień na spokojnie. Moje kontakty z Joshem bardzo się polepszyły. Cieszyłem się też, że powiedziałem mu o Dereku. Bardo polubiłem tego chłopaka i liczyłem na związek z nim. Był cholernie przystojny i cudowny z charakteru. Nim wyszedłem z łazienki odbyłem z Derekiem długą rozmowę telefoniczną, ponieważ stęskniłem się za jego męskim i nieco zachrypniętym głosem.
- Napiszę ci, kiedy będę mógł wpaść. Zabiorę cię na super randkę.
- Serio? Liczę więc na to. Będziesz umiał mnie zaskoczyć?
- Z pewnością. Ale w nagrodę będę chciał soczystego buziaka...
- Zobaczymy. - Zaśmiałem się cicho do telefonu. Lubiłem z nim flirtować ale w końcu zdecydowałem się wrócić do schronu. Tam w środku zamknąłem drzwiczki na klucz i zszedłem na dół po drabince. Widząc Josha poczułem jak mój uśmiech znika z twarzy. Brunet siedział na łóżku i przyglądał się strzykawce. Miała igłę i tylko czekała, aby ją wypełnić... Poczułem ogromny niepokój. On wciąż chciał do tego wrócić.
- Co ty robisz?
- Bawię się nie widzisz? - Burknął i położył się tyłem do mnie pod samą ścianą. Ściskał strzykawkę jakby była jego najcenniejszym skarbem. - Nie mam towaru, nie przejmuj się.
- Chcesz o tym pogadać? - Spytałem siadając wśród swoich koców. On jedynie wzruszył ramionami i westchnął ciężko. Dopiero po chwili się odwrócił.
- Młody, to nie ma sensu. Dzięki za pomoc, doceniam to ale... Nic z tego nie będzie. Ja już zawsze będę ćpunem.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Warknąłem zirytowany. - Już prawie ci przeszło! No i co z twoim celem? Mówiłeś, że chcesz znaleźć miłość, być szczęśliwy!
- Bóle to nie problem. Gorzej jest wytrzymać Noah... To nie jest tydzień męczenia się. Na to trzeba więcej czasu... A mój cel? - Prychnął. - Daj spokój. Nie mam znajomych, którzy by nie brali. Skończę z jakąś podrzędną dupą na złotym strzale. Tak będzie. Jestem ćpunem i nim będę. Nie znajdę dobrej pracy, znów nie zdam, wywalą mnie ze szkoły, domu i skończę na ulicy... Ty masz szansę na normalny związek. Ja już nie.
Patrzyłem na niego chwilę. Trudziłem się dla niego i zamartwiałem się tylko po to, aby usłyszeć, że wszystko na marne? Zrobiło mi się cholernie przykro. Po omacku sięgnąłem po cokolwiek i padło na moją książkę. Wkurzony wstałem i rzuciłem nią w niego. 
- To kurwa rób co chcesz! Chciałem ci pomóc, a ty to olałeś! Pierdole to. - Warknąłem i założyłem buty. Spakowałem się i nawet nie kłopotałem się, aby się przebrać z jego ubrań. Nie czekając na jego reakcje, opuściłem schron. Miałem wszytko w dupie. Tak bardzo w dupie że ze łzami w oczach przemierzałem ulicę. Było mi cholernie zimno i bolało mnie serce. Byłem gotowy zrobić wszystko, aby z tego wyszedł, a on sobie to odpuścił. Ostatecznie wylądowałem na noc w domu.

           Następnego dnia siedziałem w szkole zapisując coś w notesie. Dziś miałem się spotkać z Derekiem, więc się odstroiłem choć nie miałem na to najmniejszej ochoty. Założyłem swoje ukochane białe airmax'y, czarne rurki, białoszarą koszulkę i w pasie zawiązałem koszulę w kratę. Na głowie miałem okulary przeciwsłoneczne. Kątem oka zobaczyłem Josha siadającego pod swoim oknem. Wyglądał okropnie ale przyszedł... Pare osób zaczęło go wyzywać i dostał nawet zwiniętą kartką w twarz ale nic nie zrobiłem. Byłem na niego wściekły.
Tego dnia nie rozmawialiśmy. Mijaliśmy się bez słowa mimo bólu serca. Wychodząc ze szkoły znalazłem karteczkę w kieszeni swoich spodni. Domyśliłem się od kogo ale nie wiedziałem odkąd tam jest i jak tam się dostała.

"Przepraszam za wczoraj. 
To co powiedziałem było głupie. 
Jestem trzeźwy dzisiaj, wierz mi. 
Potrzebuję kilku dni samotności. 
Muszę coś przemyśleć.
Wybacz Noah"

Odetchnąłem cicho czytając to. Cholernie się o niego bałem ale już nic nie mogłem z tym zrobić. Był dorosły i decydował o sobie. Nałożyłem na siebie skórzaną kurtkę i okulary na nos. Dziś czekała mnie randka.

          Pomachałem do chłopaka czekającego już pod szkołą. Był wysokim czarnowłosym mężczyzną z piwnymi oczami. Przytuliliśmy się na powitanie. To było nasze pierwsze spotkanie ale od razu go poznałem. Udaliśmy się do dobrego baru niedaleko. Kupiliśmy sobie po piwie na razie niewiele rozmawiając.
- Nie zawiodłeś się na mnie mam nadzieję? - Ocknąłem się słysząc to pytanie. Myślami wciąż byłem przy Joshu, ponieważ wciąż okropnie bałem się co zrobi i jaką decyzje podejmie.
- Nie no coś ty. Dziś nie jestem w humorze sorki. - Pomachałem lekko dłonią z niepewnym uśmiechem. - Jesteś przystojny i miły, więc jak na razie spisujesz się na piątkę.
- A czemu nie na szóstkę?
- Bo wciąż czekam aż mnie zaskoczysz. - Zaśmiałem się cicho, choć to był sztuczny śmiech. - Lubię czuć, że się o mnie zabiega. Ale nie na etapie prześladowcy...
- Oj od razu prześladowca... - Zaśmiał się i upił trochę piwa wciąż bacznie mnie obserwując. - W każdym razie postaram się cię oczarować.
Nasza rozmowa nie trwała zbyt długo. Po wypitym piwie zwinąłem się pod pretekstem, że źle się czuję. Nawet odwiózł mnie do domu swoim nowym autem. Wciąż nie mogłem się skupić na niczym.

          Przez następny tydzień spotkałem się z Derekiem jeszcze cztery razy, ale z Joshem nie odezwałem się słowem. Widząc go jednak kulejącego z podbitym okiem podbiegłem do jego ławki i kucnąłem przy nim. Wiedziałem, że wpakuje się w kłopoty... Nie obchodziły mnie teraz uszczypliwe komentarze mojej klasy.
- Hadson.
- Co? - Spytał zachrypniętym głosem i spojrzał mnie mnie. Był blady i lekko drżał. - Jak było na randce? - Spytał szeptem ale teraz nie interesowałem się, skąd wie o naszych spotkaniach. Widziałem przecież, że jest z nim źle...
- Ja pierdole, zostaw randkę w spokoju. - Powiedziałem zrozpaczonym głosem. Miałem okropną ochotę go przytulić. - Chce wiedzieć co ci się do cholery stało. Boję się o ciebie.
- Musze uregulować pewne rachunki z przeszłości po prostu. Słuchaj Noah, to nie takie łatwe skończyć z TYM... Pobiłem się z moim starym kumplem, bo nie chciałem mu dać na działkę i powiedziałem, że to koniec znajomości. Mam teraz kłopoty z dilerami. Nie chce cię mieszać w to wszystko...
- Ale może ja właśnie chce być w to zamieszany? - Spytałem marszcząc brwi. Przynajmniej od razu odpowiedział co mu się stało, więc jedno miałem z głowy. - Ja nie mam ochoty stać i się na to gapić. Chce przy tym być, pomagać ci. Chodź na chwilę do łazienki, bo wszyscy się tu gapią. - Powiedziałem poważnie i wstałem. Wyszliśmy razem z sali, a klasa nas wygwizdała. Olałem to i wszedłem do pustej toalety. 
- Czemu chcesz się w to mieszać Noah? Masz teraz na czym się przecież skupić... A to co ja robię wcale nie jest ciekawe ani fajne czy nawet bezpieczne. Nie chcę, aby ci się coś stało. - Mruknął odwracając wzrok.
- Raz, spotykam się z Derekiem, który również bierze narkotyki. Dwa, nie mam ochoty siedzieć i się martwić co się z tobą dzieje. Trzy, wkurzasz mnie. Jeśli zwyczajnie chcesz, abym się odpierdolił to mi to powiedz. - Powiedziałem opierając się o ścianę i krzyżując ręce na torsie.
- Nie chce abyś się odpierdolił... - Zmarszczył brwi mocno i wbił we mnie ostre spojrzenie. - Umawiasz się z ćpunem, a mi pomagasz rzucać? - Prychnął i spojrzał za okno wyraźnie zirytowany. - Kurwa Noah, umawiasz się z ćpunem! 
- No i co z tego?
- To z tego, że wiem do czego to prowadzi. - Pokręcił głową na boki. - Nic z tego dobrego nie wyniknie. Noah, czemu ty z nim jesteś? Przecież on się stoczy tak samo jak ja. Chcesz faceta, który nie może wstać bez prochów, okrada cię, aby mieć na działkę, będzie cię bił pod wpływem lub co gorsza wciągnie cię w to gówno? Posrało cię chłopaku?
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie pouczać w tych tematach. - Powiedziałem ostro. Ja nie widziałem w tym najmniejszego problemu. - Wszyscy potraficie mnie tylko pouczać, a gówno wiecie. - Warknąłem i odsunąłem się od ściany - Skąd wiesz czy mnie już nie uderzył? Czy może mnie nie zgwałcił? A może już biorę razem z nim? Gówno o mnie wiesz bo mnie zostawiłeś. Chciałem ci pomoc, a zarazem i ja cię potrzebowałem. Potrzebowałem własnie schronu. Kurwa, nie odzywasz się chuj ileś czasu, interesuje cię tylko twoja własna dupa, a teraz chcesz mnie pouczać niby dla mojego dobra? Ja ci dałem wszystko. Jesteś okropnym kumplem.
-Wiem, jestem najgorszym kumplem świata. - Zagryzł wargę nerwowo i spuścił wzrok. - W życiu nie miałem kurwa bliższych relacji z ludźmi... Tych zdrowych przynajmniej - Skrzywił się i spojrzał na mnie. - Obchodzisz mnie... Po prostu.... Aaa...  - Zmarszczył brwi i warknął wściekły - Chcę to już skończyć! Chcę nie brać, nie chcę mieć kłopotów z dilerami i ćpunami. Głupio zrobiłem, że cię tak zostawiłem. Nie znam się na relacjach międzyludzkich ale Noah... Nie jesteś mi obojętny. Martwię się o ciebie... Nie chce, aby stała ci się krzywda... - Spojrzał mi w oczy przepraszająco. Na mnie to jednak nie zrobiło większego wrażenia. - Przepraszam...
- Mam już tego dość. Wracaj na lekcje. - Mruknąłem zirytowany. Już chciałem wyjść ale Josh mnie chwycił za ręce i zatrzymał.
- Czekaj... My... Mieliśmy iść na koncert... Pamiętasz? - Zapytał niepewnie, a ja chwilę patrzyłem na niego zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie wiem czy wciąż chcę iść.
- Noah proszę... Głupio zrobiłem odsuwając się. Pogadajmy dzisiaj w schronie. Masz czas? - Spytał mnie z nadzieją i zsunął dłonie po moich rękach w dół na chwile zatrzymując się na dłoniach. Po chwili je puścił.
- Dziś spotykam się z Derekiem. - Powiedziałem odsuwając się od niego. Nie miałem ochoty zmieniać planów. Josh nie miał czasu dla mnie, więc ja nie miałem go dla niego. - Idziemy na parapetówkę do jego kumpla.
- Noah... Proszę cię. Nie możesz z nim być... Błagam...
- To moja sprawa z kim jestem. Też jesteś uzależniony. Gdyby ktoś chciałby z tobą być to też byś go odsunął? Nie. Korzystałbyś. W dodatku... Sam mnie mogłeś wciągnąć bo dałeś mi spróbować.
- Spróbować Noah...  - Westchnął ciężko. - I nie jestem uzależniony. Nie biorę już... A nawet gdyby, to jeśli ktoś chciałby ze mną być to starałbym się przestać ćpać.
- Odwal się. Teraz nie powinieneś się wpieprzać między nas. - Warknąłem i wyszedłem z łazienki na lekcje. Chciało mi się płakać... Pragnąłem znów śmiać się z Joshem ale nie mogłem zaakceptować tego, że chce ingerować w moje życie prywatne. Gdy w końcu zaczęło mi się z kimś układać, on próbuje to zniszczyć.

           Przez resztę lekcji nawet na niego nie spojrzałem. Musiałem uporządkować myśli ale niewiele to zmieniło. Gdy już miałem wyjść z sali i iść się spotkać z Derekiem poczułem szarpnięcie. Mimo moich sprzeciwów Joshua zaciągnął mnie do pustej sali. Pchnął mnie i zamknął za nami drzwi. Super. Tego mi brakowało.
- Musimy pogadać.
- Skąd ty do chuja masz ten klucz?
- Nie trudno podjebać klucz z pokoju nauczycielskiego. - Prychnął nieprzejęty i spojrzał na mnie już poważniej. Wręcz z jego oczu biła złość. -  Noah nie możesz iść na tą imprezę.
- Mogę robić co chcę, nie jesteś moim ojcem.
- Ale się o ciebie do cholery jasnej martwię Noah! - Warknął głośno i zrobił krok w moją stronę. - Ty serio nie znasz konsekwencji chodzenia z ćpunem?
- Teraz zacząłeś się martwić?! - Wrzasnąłem i nagle wybuchłem niekontrolowanym śmiechem. Oczywiście udawanym. - Dobre, dobre! Od prawie dwóch tygodni się z nim spotykam. Chyba zdążyłem już sporo załapać z jego życia przez ten czas, nie sadzisz? Wiem co to znaczy kretynie.
- Tak, teraz zacząłem się martwic bo w życiu bym nie pomyślał, że zaczniesz chodzić z ćpunem. Myślałem, ze to zwykły facet i jesteś w końcu szczęśliwy. Nie chciałem się mieszać, bo mogła ci się kurwa krzywda stać gdybyś się ze mną zadawał! Nie odzywałem się, ponieważ się właśnie martwiłem, że mogą i tobie grozić!
- Chuja wiesz! Przez miesiąc do szkoły nie chodziłeś, nie wiesz co się działo, gdy przyszedłem w twojej koszulce do szkoły! Gdy dowiedzieli się, że jestem gejem! Nie wiesz jakie w domu mam piekło, że ojczym przechodzi do rękoczynów podczas kłótni! Mam tego dość nie czaisz?! Teraz udajesz jakbyś wszystko wiedział, a niczego nie byłeś świadkiem! - Wrzasnąłem i pchnąłem go zirytowany. Musiałem się jakoś wyżyć. Zostawiał mnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem wsparcia. Wszystko skupiało się na nim, ale on sam nigdy nie pomyślał o moich problemach.
- Okej zjebałem... I to wszystko po kolei. - Westchnął i przetarł twarz. Aż zacząłem się łudzić, że coś do niego dotarło. W końcu spojrzał na mnie łagodniej. - Wybacz... Nie słuchałem cię wcale i właściwie nigdy o nic nie pytałem. Ale nie chce cię tracić... Przepraszam... Błagam daj mi jeszcze jedną szansę. Ostatnią. Już teraz zero tajemnic, kłamstw, odsuwania się i ranienia nawzajem. Zgoda? - Niepewnie wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Ale na imprezę dzisiaj idę. - Mruknąłem patrząc na niego uparcie i uścisnąłem jego dłoń. Mimo wszystko nie chciałem się kłócić. Musiałem mieć dostęp do schronu. I do niego.
- Zależy ci na nim?
- Chyba tak...
- A jemu na tobie? - Spytał nieco łagodniej i podszedł do mnie bliżej.
- Chyba też...
- Słuchaj, jeżeli mu zależy to nie będzie nigdy wciągał cię w to bagno. I najlepiej, gdyby dla ciebie to rzucił. Błagam, jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzi to zerwij... - Cmoknął mnie delikatnie w czoło, a ja czując to spojrzałem na niego. - Najlepiej gdybyś w ogóle przestał się z nim zadawać. Nic dobrego z tego nie wyniknie...
- Z tobą też miałem zerwać znajomość, gdy brałeś? - Westchnąłem ciężko i odsunąłem się od niego. - Daj już spokój.
- Po prostu uważaj. I w razie czego to dzwoń... Zobaczymy się jutro w schronie?
- Tak, przyjdę. Obgadamy w co ubrać się na koncert. - Uśmiechnąłem się w końcu lekko. Czułem się już lepiej. Wciąż czułem do niego lekką irytacje ale próbowałem to ukryć pod uśmiechem. Josh widocznie zadowolony rozczochrał moją czuprynę.
- No ja myślę. Tylko serio uważaj dzisiaj.

          Pod szkołą już czekał na mnie Derek. Wsiadłem do jego auta i pojechaliśmy zrobić zakupy, aby nabyć trochę rzeczy na imprezę. Nie znałem tego jego kumpla ale okazał się całkiem miłym gościem. Impreza zaczęła się świetnie. Ludzie akceptowali mnie i Dereka, więc spokojnie mogliśmy być sobą. Paliliśmy i piliśmy bawiąc się w najlepsze. Byłem najmłodszy z tego towarzystwa ale nie przeszkadzało mi to, bo świetnie się ze wszystkimi dogadywałem.
Nie przewidziałem jednak tego, że pociągnie mnie do narkotyków. Poniekąd to była wina Josha bo wspominam tamtą zabawę bardo dobrze, pomijając seks.
Późnego wieczoru wysłałem Hadsonowi MMS'a. Zdjęcie było robione z góry i doskonale było widać nasz pocałunek. Siedziałem na Dereku okrakiem, a on sam trzymał swoje dłonie na moich pośladkach. Obok jakaś studentka z kimś gadała. Nie dostałem odpowiedzi. Po godzinie zadzwoniłem do Josha ale sygnał szybko się urwał. Hadson nie mógł się do mnie dodzwonić bo mój telefon roztrzaskał się o podłogę podczas szamotaniny. Dodatkowo Derek zniszczył ekran swoją stopą, więc nie mogłem się już z nikim skontaktować. Joshowi mimo prób dodzwonienia się pojawiało się tylko jedno.

Brak sygnału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz