środa, 18 listopada 2015

1. Schron

Rozdział 1

SCHRON 


         Wszedłem do szkoły w świetnym humorze. Przejrzałem się w lustrze powieszonym obok szatni. Obcisłe czarne spodnie, luźna, szara bluzka z czarnymi rękawami oraz czapka na głowie. Nie, nie z daszkiem. Poprawiłem blond grzywkę wystającą spod niej i przyjrzałem się swoim zielononiebieskim oczom. Czułem na sobie spojrzenie innych osób. Zazdrość, podziw, ciekawość. Wystarczyło mieć kasę i grać skurwysyna, aby ludzie traktowali cię wyjątkowo. Szedłem tak przed siebie. Wiedziałem, że moi koledzy sami mnie znajdą i nie myliłem się, bo po chwili pojawili się przy mnie. Jeden z nich był średniego wzrostu brunetem z włosami związanymi w kucyk. Każdy znał Travisa. Jeden z tych metalów, ubierających skórzane kurtki i t-shirt'y z ulubionymi zespołami. Drugi natomiast był bardzo wysoki z czarnymi krótkimi włosami i niewielką bródką. Z Davidem przyjaźniłem się od dziecka. Ruszyliśmy do klasy śmiejąc się głośno z żartów tego pierwszego.
Lekcja się rozpoczęła. Siedzieliśmy spokojnie słuchając jak irytująca nauczycielka polskiego opowiada nam o jakiejś lekturze, której zapewne nikt nie przeczytał. Nie... To nie tak, że uważałem książki za coś głupiego. Zwyczajnie ciekawiło mnie wszystko inne niż te lektury. Po kilkunastu minutach od rozpoczęciu lekcji pojawił się ON. Ten wiecznie wstawiony ćpun. Spojrzałem w stronę drzwi i ogarnąłem go wzrokiem. Ciemne brązowe włosy lekko opadające na czoło, wygolone krócej po bokach. Miał na sobie jedynie zniszczone jeansy i czarną bluzkę. Powolnym krokiem, olewając krzyki nauczycielki, siadł pod ścianą i włączył muzykę w swoich słuchawkach. Ugh... Jak on mnie irytował! Może i byłem szkolnym skurwielem, rozpieszczonym dzieciakiem ale zawsze starałem się w szkole jeśli chodzi o naukę.

Pomijając lektury.

Na jednej z następnych lekcji, nie odpuściłem mu. Może zachowywałem się jak gówniarz ale chciałem, aby zwrócił na mnie uwagę. By nie uważał się za nikogo lepszego. Narysowałem więc lamerskiego penisa na kartce i zwinąłem w kulkę. Wycelowałem i rzuciłem. Celnie trafiłem w jego twarz. Moi kumple widząc to zaśmiali się głośno. On jednak ze spokojem zerknął na kartkę. Odwinął ją i beznamiętnie na mnie spojrzał. 
- Co jest McCarthy? To ma być jakaś propozycja bzykanka czy tylko chcesz mi obciągnąć? - Spytał unosząc brew. Zawsze luźno puszczał takie teksty. Był jawnym biseksualistą... Odpowiedziałem mu szerokim uśmiechem. 
- Tobie tylko jedno w głowie pedale. Jesteś obrzydliwy. - Podsumowałem śmiejąc się krótko. - A może próbujesz mnie do tego zachęcić bo dawno z nikim się nie bzykałeś, co? Hadson? Może smród twoich łachów odstrasza ludzi? Ha! Nawet tu czuć twój odór. - Powiedziałem patrząc na niego wyzywająco. Uwielbiałem się z nim kłócić. Prychnął i lekceważąco wywrócił swoimi podkrążonymi oczami. 
- Ten odór to nazywa się spełnienie, chłopczyku. Ale ty nie znasz tego uczucia. Masz tak spiętą dupę, że na kilometr czuć o ciebie napięcie seksualne. - Uśmiechnął się wrednie i podparł głowę na ręce przyglądając mi się uważnie. - Powiedz McCarthy... Kiedy ostatnio porządnie bzykałeś, co?
Gdy tylko to usłyszałem, zmarszczyłem brwi. Nienawidziłem, gdy ktoś wchodził mi z buciorami do łóżka. Ja się z tym nie obnosiłem jak on.
- A co cię tak interesują moje doznania łóżkowe? Zajmij się własnym. W końcu jest bardzo bogate. Ale dla twojej wiedzy robiłem to przed wczoraj. I to na ostro. - Uniosłem kącik ust i usłyszałem prychnięcie.
- Ah tak? Ile zapłaciłeś by się zgodziła? - Patrzył na mnie podejrzliwie, jakby uważał, że kłamię. Wiedziałem co podejrzewa. Że wciąż jestem prawiczkiem.
- To one chcą płacić za seks ze mną. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem. Naszą rozmowę przerwał głośny dzwonek zwiastujący przerwę.
- Czyli jesteś dziwką. - Prychnął z uśmiechem i wyszedł z klasy natychmiastowo. Udałem się za nim z chłopakami na stołówkę, aby tam spędzić długą przerwę. Nic ciekawego. W końcu i elita czasem jada.
- Wkurwia mnie ten typ. Jest wyrzutkiem społecznym, a robi z siebie kurwa nie wiadomo kogo! - Powiedział Travis nie szczędząc sobie na słownictwie. Zawsze był wybuchową osobą.
- To już chyba każdy zauważył. - Wzruszyłem ramionami. - Jeśli mam być szczery to jestem pewien, że przyjdzie na tą lekcje naćpany. - Westchnąłem wsuwając batonika do ust. - On już jest na dnie. Kretyn... Cud, że w ogóle zaszczycił nas w szkole swoją obecnością.
- Wciąż nie rozumiem skąd ta cała nienawiść w was... Może on najzwyczajniej ma jakieś problemy z którymi sobie nie radzi? - Słysząc Davida oboje wybuchliśmy śmiechem. Hadson Joshua był najbardziej nielubianą osobą, którą znałem. 
- Ćpanie nie zwalnia od problemów, jakby myślał to by to wiedział. A że jest debilem to za to płaci. - Powiedziałem ostro. 
Po długiej przerwie wróciliśmy do sali, aby przygotować się na następną lekcje. Miałem racje. Joshua pojawił się spóźniony w klasie z nieco zaczerwienionymi oczami. Co za kretyn. Stacza się na własne życzenie. Gdy lekcja się skończyła i chłopak wyszedł z sali szybkim krokiem, od razu wybiegłem za nim. Nie potrafiłem mu odpuścić. Gdy znaleźliśmy się w pokaźnej odległości od szkoły chwyciłem jeden z kamieni obok moich nóg i rzuciłem nim prosto w jego ramie. Nie celowałem w inne miejsce. Miałem rozum i wiedziałem, że trafienie go w głowę może spowodować nawet śmierć. 
- To za dziwkę! - Wrzasnąłem, gdy tylko odwrócił się w moją stronę. Przeszył mnie swoim spojrzeniem i uśmiechnął szeroko. Po sekundzie poczułem jak pchnął mnie w tył prosto na drzewo, a jego dłoń ląduje tuż przy mojej głowie.
- Oh... Uraziłem dumę chłoptasia? Więc jak wolisz? Chłopiec do towarzystwa, kurwa, ladacznica, szmata, chłopiec lekkich obyczajów, prostytutka? - Uniósł lekko brew, a ja wciągnąłem powietrze stojąc w osłupieniu. - Jak zwał tak zwał... Z resztą wiesz co? Faktycznie nie trafiłem z tą dziwką. W końcu jeszcze jesteś prawiczkiem - Uśmiechnął się z kpiną i odsunął się. Nie powiedział nic więcej. Zwyczajnie zostawił mnie pod drzewem. Poczułem jak mój żołądek się ściska. Przełknąłem ślinę, co za kretyn. Ruszyłem za nim wkurzony i pchnąłem go.
- Mylisz się kretynie! Nie jestem prawiczkiem to raz, a dwa jeżeli ktoś tu jest dziwka to właśnie ty. - Wyrzuciłem z siebie nie zastanawiając się nad własnymi słowami. Miałem ochotę okładać go pięściami. Poniżył mnie.
- Tak bardzo mnie nienawidzisz, że postanowiłeś zwierzać mi się ze swoich łóżkowych ekscesów? 
- Prostuje tylko to co o mnie gadasz cwelu. - Warknąłem i poprawiłem torbę na ramieniu - Normalnie bym ci przyjebał ale szkoda mi twojej już krzywej mordy. - Prychnąłem i skręciłem w stronę swojego domu. Nie odwróciłem się by na niego spojrzeć. Byłem wkurzony i karciłem się za to że dałem się ponieść emocjom. Tak właśnie minął mi jeden z nudnych, szkolnych dni.

         Kolejne dni w szkole jakoś spokojnie przebiegły. Hadson nie pojawił się przez tydzień na żadnej lekcji. Opuścił nawet wycieczkę klasową do muzeum. No cóż, jego strata bo obrazy były przepiękne. Ale co on może wiedzieć o sztuce. W piątek wróciłem do domu i pokierowałem się od razu do swojego pokoju. Olałem brak rodziców, szczekającego psa i grającą na gitarze w sąsiednim pokoju siostrę. Opadłem na łóżko patrząc w sufit. Wkurwiało mnie podejście Hadsona do życia. A jeszcze bardziej wkurwiał mnie fakt, że tyle o tym myślałem. Zgadywałem, że to właśnie przez te narkotyki on nie zdał. Był o rok starszy, a dawał nam się traktować jak ścierę. W końcu swoje myśli zająłem czymś innym. A mianowicie prezentem o mojej babci. Sięgnąłem do szuflady w komodzie i wyjąłem kluczyk z dopiętym papierkiem. Nim wyjechała, kazała mi iść znaleźć miejsce, którego adres miałem zapisany na skrawku papieru. Zagryzłem wargę i chowałem klucz do torby. Zamierzałem jutro odwiedzić to miejsce. Spełnię życzenie babci. Na resztę dnia wybyłem z kumplami na miasto.
Hadson w końcu pojawił się w szkole. Ale to mnie teraz nie obchodziło. Liczyło się tylko to, dokąd ten adres mnie doprowadzi. Na lekcjach siedziałem spokojnie, a na przerwach żartowałem z chłopakami. Po szkole poszedłem na miasto coś zjeść. W ramach obiadu zapewniłem sobie porządnego hamburgera. Włączyłem mapę w telefonie i poszedłem odnaleźć tajemnicze miejsce babci. W trakcie drogi zdążyłem zjeść swój jakże zdrowy obiad. Rozejrzałem się po podwórku na które trafiłem. Nic nadzwyczajnego, normalny dom... Zwykły. Zerknąłem znów na papierek przy kluczu.

"Za domem znajdziesz swoje miejsce."



Zmrużyłem oczy. Odruchowo wszedłem na posesje i pokierowałem się za dom. Stałem tak chwilę próbując znaleźć coś ciekawego. I znalazłem. Obok krzaku przy domu były metalowe drzwiczki prowadzące do schronu. To o to miejsce chodziło? Nachyliłem się i przyjrzałem im dokładniej. Drzwiczki chyba kiedyś były zielone, patrząc po pozostałości po farbie. Miało też zamek z dziurką... Na klucz. Niepewnie wsunąłem kluczyk i przekręciłem. Uchyliłem drzwiczki otwierając je za rączki i od razu ogłuszyła mnie głośna muzyka. Zerknąłem w dół ale niewiele widziałem. Okej... To dla babci. Przełknąłem ślinę i po drabince wmurowanej w ścianie zszedłem na dół. Zamrugałem widząc to miejsce. Wyglądało jak... Melina. Pod jedną z obdartych, murowanych ścian stało niezaścielone łóżko. Na ziemi dostrzegłem zużyte prezerwatywy, pogięte puszki po piwach i... Strzykawki. Domyśliłem się na co poszły. Obok łóżka znajdowała się stara, niewielka komoda. Nad nią było graffiti i jakieś stare malunki. Na ścianie równoległej łóżku stały głośniki, a po lewej jakiś stary laptop. W rogach pokoju walały się stare jointy i butelki po wódce.
 Ale to nie to mnie zdziwiło. Największym szokiem był sam... Hadson Joshua na haju. Dopił piwo i walnął puszką o ścianę tak, że aż podskoczyłem. Ten jednak mnie nie dostrzegł bo zaczął skakać po łóżku w rytm muzyki. Stałem tak chwile wmurowany. W sumie... Niezły widok. Wyciągnąłem telefon i w ciszy zacząłem go nagrywać. Zamierzałem go zniszczyć, mieć na niego coś czemu się nie postawi. Miałem wrażenie, że oprócz tej muzyki słyszę własne serce. To miejsce mnie nie uspakajało. Wręcz przerażało. W końcu uznałem, że wystarczy.
- Zniszczę cię... - Szepnąłem obserwując go. On widocznie to usłyszał bo spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Nim się zorientowałem złapał mnie i przywalił mną o ścianę boleśnie. Na prawdę mnie przestraszył tą nagłością.
- Nawet.Mi.Się.Nie.Waż. - Wywarczał wściekły i zbliżył się do mnie. Szybko odsunąłem się od niego, przestałem nagrywać i szybko wybrałem numer na policję. Cholera. Nie pomyślałem o ryzyku. Jest na haju... Może mnie nawet zabić. Odruchowo więc zadzwoniłem na policję. Wsypię go i się uratuję. Widząc co robię dosłownie wyrwał mój telefon nie pozwalając mi zadzwonić. Od razu schował je nie w spodnie a... W bokserki. - Teraz go sobie zabierz! - Warknął ostro i ponownie mnie pchnął na ścianę odgradzając mi drogę ucieczki. - Co tu robisz?
- Oddaj go! - Krzyknąłem patrząc na niego wyzywająco mimo że niemal drżałem ze strachu. Kiedyś to pyskowanie wpędzi mnie do grobu.
- Nie! Co tu robisz?! - Wrzasnął na mnie wkurwiony i uniósł pięść w górę szykując się do uderzenia. Drugą ręką złapał mnie za koszulkę bardziej dogniatając do ściany. - Jak wlazłeś?! - Serce mi prawie stanęło, byłem przerażony. Zacisnąłem usta i mocno odepchnąłem go o siebie. Szybko zadałem mu cios w brzuch.
- Odpierdol się! -Powiedziałem zanim chłopak syknął z bólu. Po chwili zadał mi taki sam cios lecz z podwójną siłą.
- To ty tu wlazłeś! Wypierdalaj stąd szmato! - Poczułem ból na policzku. Obkręciłem się i zgiąłem. Odkaszlnąłem oszołomiony, a gdy zebrałem się w sobie złapałem go za koszulkę i przywaliłem mu w nos. Nie dam mu się traktować w ten sposób. Nie jestem słaby. Podciąłem go nogą mając nadzieję, że to zadziała. Prawie się udało bo Joshua pociągnął mnie z sobą w dół. Przekręcił się tak, aby siedzieć na mnie i zaczął mnie okładać pięściami. - Nigdy! Więcej! Nie! Waż! Się! Tu! Przyłazić!
Czułem na sobie jego mocne ciosy. Broniłem się jak potrafiłem. Osłaniałem się rękami co chwile też go uderzając. Miałem ochotę krzyczeć i błagać żeby przestał... Drapałem go po twarzy i wyrywałem mu dłuższe włosy. Robiłem co mogłem. Poczułem jak Joshua wstaje i podciąga mnie za włosy do góry. Chcąc nie chcąc wstałem cały spocony i obolały. Szarpnął moje włosy i zmusił mnie do patrzenia mu w oczy.
- Nie obchodzi mnie jak tu wszedłeś, ale nigdy więcej tu nie przyłaź. - Wysyczał groźnie i pchnął mnie w stronę drabiny. - Won! - Słysząc to walnąłem mu jeszcze w twarz i zwyczajnie spierdoliłem po drabinie w górę.   
Zapomniałem o telefonie. Zapomniałem czemu tam przyszedłem. Cudem doszedłem do domu i padłem na łóżko. Czemu to się tak potoczyło? Czemu? Powstrzymałem się przed wylewem łez. Bałem się go. Wciąż widziałem jego pełne szału oczy, ból który rozchodził się po mnie gdy uderzał w moje ciało. Chciałem tylko... Spełnić prośbę babci. Mojej ukochanej babci... W szkole nie pojawiłem się przez następne dwa dni.

Nienawiść zastąpił strach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz